Od stycznia każdy pacjent, który trafi na leczenie, dostanie na rękę opaskę ze znakiem identyfikacyjnym. Większość szpitali prowadzi intensywne prace, by system zadziałał bez najmniejszych zakłóceń.
Część placówek zdecydowała się na kody kreskowe. Inne pozostaną przy wersji analogowej opaski – drukarka i plastikowa obrączka będą musiały wystarczyć. Powodem jest brak pieniędzy na wprowadzenie e-systemu.
Ile NFZ przeznacza na leczenie / DGP
Koszt jednej opaski nie jest duży – jak wylicza resort zdrowia – może wynieść od kilku do kilkudziesięciu groszy. Jednak do tego dochodzi oprogramowanie 6 tys. zł, drukarka 3 tys. zł, czytnik 1300 zł, szkolenia dla pracowników i konserwacja – razem co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dyrektorzy szpitali przekonują, że mają inne priorytety. Część więc na razie wstrzymuje się z kupnem czytników i wybiera najprostszą wersję.
Na przykład Szpital im. Jana Biziela w Bydgoszczy kilka miesięcy temu wprowadził opaski, ale na razie tylko z imieniem i nazwiskiem bez żadnych dodatkowych urządzeń. – Tak, by do tego przyzwyczaił się personel i pacjenci – mówi Kamila Wiecińska, rzeczniczka placówki. Na razie szpital nie podjął żadnych działań, by kupować do tego specjalne oprogramowanie. Podobnie jest w woj. opolskim. – Na razie zaopatrzyliśmy się w drukarki i zastanawiamy się, co znajdzie się na opaskach. Czy to będzie jakiś numer, może wprowadzimy kolory, które by wskazywały na to, z którego oddziału jest pacjent – mówi Mirosław Wójciak, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Szpitali Pulmonologiczno-Reumatologicznych.
Jak tłumaczy Wójciak – kod kreskowy oznacza, że każdy by musiał mieć przy sobie czytnik: pielęgniarka idąca z lekami czy ta, która chce dać zastrzyk. To z kolei oznacza konieczność zakupu tabletów, co jest niebagatelnym wydatkiem.
Z kolei w zespole szpitali tczewskich trwają przygotowania do zakupu pełnego zestawu. Ale dyskusje, co się ma znaleźć na opaskach, nadal trwają. Największe kontrowersje pojawiają się w przypadku noworodków.
– Obawiamy się sytuacji z zainfekowaniem programu czy zepsuciem czytnika. Wówczas możemy mieć do czynienia z o wiele większym problemem z identyfikacją niż zwykłe imię i nazwisko na nadgarstku. Zastanawiamy się, czy noworodki nie będą miały dwóch opasek – mówi Janusz Boniecki, prezes szpitali tczewskich.
Takie wątpliwości ma wiele placówek. Jednak te szpitale, które już wprowadziły opaski i cały system informatyczny, podkreślają, że choć początkowo jest to spora inwestycja, to docelowo liczą na oszczędności. Jak tłumaczy Agnieszka Kujawska-Misiąg, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, dzięki temu mogą lepiej kontrolować wydatki na pacjenta.
– Kiedy chory przychodzi do szpitala, otrzymuje swój numer identyfikacyjny i opaskę. Jego obecność jest rejestrowana w systemie i dopóki nie zostanie wypisany, nie zwalnia się łóżko i nie można przyjąć nowego pacjenta – mówi Kujawska-Misiąg i dodaje, że historia choroby jest automatycznie uzupełniana o wyniki badań laboratoryjnych.
Niezależnie, czy przyniesie to więcej kosztów, czy oszczędności, wszystkie placówki będą musiały dostosować się do nowych przepisów. Zgodnie z zapowiedziami Ministerstwa Zdrowia niespełnienie obowiązku oznacza groźbę wykreślenia z rejestru podmiotów prowadzących działalność leczniczą. Sprawdzać to będą m.in. wojewodowie.