Straty szpitali co roku rosną lawinowo. Potwierdza to sonda przeprowadzona przez DGP. Zapytaliśmy marszałków i prezydentów miast o straty podległych im placówek w 2010 r. i w ub.r. W zdecydowanej większości ujemny wynik rośnie. Co ciekawe, w długi popadają nawet te szpitale, które w poprzednich latach wychodziły na plus.
W takiej sytuacji jest m.in. Zespół Opieki Zdrowotnej w Suchej Beskidzkiej. W 2010 r. placówka miała zysk w wysokości 96 tys. zł. Rok później bilans zamknęła ze stratą 2,6 mln zł.
– Podpisaliśmy niższy kontrakt z
NFZ. Fundusz nie zapłacił nam też 2,3 mln zł za nadwykonania – tłumaczy się Barbara Papież, główna księgowa szpitala.
Większe kłopoty ma częstochowski magistrat. Tam Miejski Szpital Zespolony w 2010 r. miał tylko 354 tys. zł straty, a w ubiegłym blisko 8 mln zł. Główne przyczyny to obniżenie przychodów z
NFZ o 1,8 mln zł oraz wzrost kosztów działalności o 1,5 mln zł.
W bardzo trudnej sytuacji jest Urząd m.st. Warszawy. Ubiegłoroczna strata jego
szpitali w porównaniu z tą z 2010 r. wzrosła o 16 mln zł. W jeszcze gorszym położeniu są placówki podległe urzędom marszałkowskim. Strata śląskich wzrosła z 80,5 mln zł w 2010 r. do 110 mln zł w ub.r. Główny powód to zmniejszenie o 30 proc. kontraktów z NFZ.
Coraz gorszy wynik mają też
szpitale marszałka kujawsko-pomorskiego (w 2010 r. – 5,7 mln zł straty; w 2011 r. – 17,7 mln zł). Placówki podległe marszałkowi dolnośląskiemu w 2008 r. notowały 29 mln zł zysku, a w 2011 r. wypracowały 14 mln zł straty. Należące do marszałka Mazowsza w 2010 r. poniosły 98 mln zł strat. Rok później było to o 13,6 mln zł więcej. Gdyby marszałek Wielkopolski miał już teraz spłacić ujemny wynik podległych sobie placówek, to musiałby wydać na ten cel 30,9 mln zł. Rok wcześniej suma była o 8 mln zł niższa.
Wszystko wskazuje na to, że ten trend utrzyma się również w tym roku. Dziura w budżecie NFZ już wynosi 800 mln zł, a mamy dopiero przełom czerwca i lipca. Od dwóch lat NFZ nie jest w stanie zapłacić za wszystkie nadwykonania (łączna wartość ubiegłorocznych to 1,6 mld zł).
Powiększający się ujemny wynik publicznych placówek to tragiczna
informacja dla pacjentów, rządu i samorządów. Dla ostatnich oznacza konieczność wyboru – albo pokryją straty, albo przekształcą szpital w spółkę. Będą musiały tego dokonać już za rok.
– Inaczej placówka zostanie zlikwidowana – mówi wprost Maciej Dercz, niezależny ekspert ds. ochrony zdrowia.
Samorządowcy podkreślają, że są w sytuacji bez wyjścia. – Nie jesteśmy w stanie pokryć 50 mln zł straty szpitali – podkreśla Sławomir Miklicz, członek zarządu województwa podkarpackiego.
Żeby uniknąć likwidacji, placówki mają być szykowane do przekształceń. Tyle że już na wstępie spółki, które powstaną, będą zadłużone. A to oznacza jeszcze większe problemy w przyszłości – zarówno samorządów, jak i pacjentów.
Rządowa pomoc nie jest zachętą do przekształceń szpitali
Nowelizacja ustawy z 14 czerwca 2012 r. o działalności leczniczej (czeka na publikację w Dzienniku Ustaw), która wchodzi w sobotę w życie, pozwala ubiegać się o wsparcie tym samorządom, które poręczyły kredyty zaciągnięte przez szpitale na pokrycie długów. Z dotacji ministra zdrowia skorzystają te, które spłaciły je do końca 2009 roku.
– Kilkadziesiąt szpitali może mieć z tego tytułu korzyść, ale część z nich nie będzie się starać o pieniądze, bo nie muszą się przekształcać. Zachęta byłaby większa, gdyby dotacje można było otrzymać na kredyt spłacony do dnia wejścia w życie ustawy – uważa Marek Wójcik, ekspert ds. ochrony zdrowia Związku Powiatów Polskich.
Także pozostałe ustawowe zachęty są niewystarczające. Szpitale, które zmienią formę organizacyjno-prawną, będą miały bowiem umorzone tylko zobowiązania publicznoprawne, czyli zaległe podatki i nieopłacone składki do ZUS. Takie długi mają nieliczne placówki.
Jest wśród nich Szpital Powiatowy w Staszowie. Na bieżąco bilansuje się od roku, ale ma około 9 mln zaległych zobowiązań, w tym publicznoprawnych. Starosta chce przekształcić go w spółkę ze 100-proc. udziałem samorządu, aby pozbyć się części zadłużenia.
– Liczymy, że dzięki pomocy państwa zredukujemy nasze zobowiązania o połowę – mówi Andrzej Kruzel, starosta staszowski.
Większość szpitali ma już tylko długi cywilnoprawne czyli te wobec prywatnych kontrahentów.
– W przeszłości ponieśliśmy duży wysiłek finansowy, żeby spłacić nasze zobowiązania publicznoprawne. Teraz jesteśmy za to karani, bo z pomocy państwa nie skorzystamy – żali się Jolanta Kręcka, dyrektor Powiatowego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Starachowicach.
Warunkiem skorzystania z rządowej pomocy jest dokonanie przekształcenia przed 31 grudnia 2013 roku. Samorządy domagały się, aby przy okazji nowelizacji ustawy resort zdrowia wydłużył ten termin o rok. Nie zgodził się na to minister finansów.
Komentarze (19)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszePrzychodze z dzieckiem ubezpieczonym zagranica do lekarza. Za usluge lekarza kaze mi placic 100 zl (10 minut badania i recepty). Przyjmuje w publicznej przychodni. Natomiast kaze sobie placic prywatnie.
Patologia jest w tym, ze lekarz uzywa panstwowy budynek, jest juz oplacany przez przychodnie, korzysta z aparatury przychodni, a moje pieniadze zamiast do panstwa, ida do prywatnej kieszeni lekarza.
Nie rozumiem dlaczego tu sie czegos nie zmieni. Widocznie jak kradna zamozniejsi to jest ok.
rządzący są przyczyną wielu chorób i nieszczęść ludzkich w tym kraju
Po pierwsze to kolejny dla mnie Lekarz współpracujący z pacjentem, a najciekawsze jest to, że połączenie możliwości korzystania z NFZ i niewielkiej dopłaty za dodatek uzupełniający przez pacjenta jest wspaniałą możliwością! A co za kultura, zupełnie nieznane mi technologie...jestem bardzo zadowolona!
To tyle wyjaśnień bo widze że mało rozumiesz i ne wiem z której choinki się urwałeś. A to co gwarantuje konstytucja nie ma niestety odzwierciedlenia w praktyce. Po prostu podmioty wydające publiczne środki powinny mieć te same zasady działania, a tak niestety nie jest, lae chyba tego nie zrozumiesz
System amerykanski jest bardzo drogi , budowany system holenderski wciaz drozeje, brytyjski system jest slaby i powinien byc juz dawno zreformowany.
Niemiecki system podzielony na publiczny i prywatny, prywatny dostepny tylko dla okolo 10% najbogatszych w ramach skladki zdrowotnej, powinien zostac zreformowany. Ale Niemcy stac narazie na odpowiednie sfinansowanie sektora publicznego.
Najbardziej efektywny jest system belgijsko-francuski. Przy relatywnie niskich nakladach 9-10% PKB w porownaniu z USA /18-20% PKB/, osiagana jest najwyzsza dostepnosc do uslug lekarskich. W ramach 34 krajow OECD Belgia znajduje sie na pierwszym miejscu pod wzgledem dostepnosci do uslug medycznych.
Jesli celem polskiej polityki zdrowotnej jest dostepnosc do uslug medycznych w ramach oplacanego ubezpieczenia, to powinnismy skorzystac z zasad belgijskich.
Nie budujmy polskiego systemu ubezpieczeniowego i rozliczeniowego na zasadach amerykansko-holendersko-brytyjsko-niemieckich, bo otrzymamy system rodem z RPA, gdzie dostepnosc do lekarza ma tylko 17% spoleczenstwa.
Moze Minister Zdrowia powinien poinformowac spoleczenstwo:
- Co jest celem polityki zdrowotnej w Polsce?
- Jak ten cel bedzie realizowany?
Niska składka na NFZ ? - podnieść składkę minimalną do np. 200 zł. A bezrobotni niech prawo do ubezpieczenia zdrowotnego odpracują w postaci robót publicznych, np 5 dni w miesiącu. Nierealne.
Kiedy polscy pacjenci będą zmuszeni rozliczać się z "ubezpieczalnią", można będzie spodziewać się protestów społecznych na niespotykaną skalę. Mało kto jest przygotowany na to, żeby zapłacić z góry, a potem odzyskać pieniądze.
Na razie skladka zdrowotna, wedlug moich niedokladnych wyliczen, pozwala na refundacje wykonanych uslug, wycenionych wedlug kosztow sredniorynkowych, w wysokosci 30-40%, a moze nizszej, oczywiscie przy obecnym okreslonym ograniczonym zakresie uslug i odpowiednio limitowanej refundacji lekow, badan laboratoryjnych itp.
Refundacja w wyskosci 30-40% faktycznie jest niska, ale ona wynika z wysokosci skladki zdrowotnej. Taka jest prawda i nie ma co sie oszukiwac.
Trzeba zmienic system rozliczania sie za uslugi medyczne. Ubezpieczalnia powinna rozliczac sie z pacjentem.
Jesli Polska nie dysponuje odpowiednimi ludzmi do przeprowadzenia reformy systemu zdrowotnego, mozna sprowadzic odpowiednich analitykow ekonomiczno-medycznych z Belgii czy z Francji i oni za odpowiednia odplatnoscia zbuduja nam system zdrowotny biorac pod uwage pewne ograniczenia, wynikajace ze specyfiki naszego kraju.
Ciekawe, co by powiedzieli o emeryturach w wysokosci 20-30% sredniego krajowego wynagrodzenia.
Ja w ramach "rownego dostepu" do uslug medycznych ponosze 100% koszty rynkowe, mimo, ze moje dochody z woli politykow sa wciaz systematycznie
obnizane i chyba nawet ostatnie obnizenie zostanie zaakceptowane rowniez przez Trybunal Konstytucyjny.
Jak łatwo ludziom przychodzi ocenianie innych po pozorach.
Podpisywanie umów przez NFZ z placówkami nowo powstałymi, które nie maja doswiadczenia w udzielaniu świadczeń, nie maja zaplecza, nie mają lekarzy. Mają tylko papierki - papier wszystko przyjmie. Podają ceny poniżej kosztów, a później odbijają sobie z pacjentów poprzez dodatkowe opłaty - publiczne placówki nie moga tego zrobić. Wybierają te dziedziny działalności które sa najbardziej opłacalne - kosztochłonne i gorzej finansowane przez NFZ i z powikłaniami pozostaja dla publicznych jednostek. Prywatnych nie obowiązują zamówienia publiczne, procedury, a i sanepid inaczej podchodzi do ich działalności.
W służbie zdrowia miała byc konkurencja, lae nie da sie konkurować gdy sa różne zasady dzialania dla podmiotów prywatnych i publicznych, gdy publiczny musi przyjąć pacjenta, a prywatny może sobie wybierać pomiędzy korzystniejszymi jednostkami chorobwymi.
I na koniec rozwiązanie, żeby ktoś nie pomyślal, że tylko łzy wylewam, a nic z tego nie wynika. Otóz rozwiązanie jest proste.
Publiczne środki z NFZ powinny być przeznaczane na działaolnośc publicznych jednostek. Prywatne moga się starać o finansowanie z dodatkowych ubezpieczeń.
albo przynajmniej zrównanie praw i obowiązków wszystkich podmiotów, wprowadzenie zakazu wybierania tylko tych korzystniejszych swiadczeń i zakaz odsylania pacjentów do publicznych placówek , gdy prywatnym się nie opłaci leczyć - jednym słowem urealnienie przysięgi lekarskiej i eliminacja rynku usług zdrowotnych. Zdrowie nie może byc towarem na którym zarabiają nieliczni, bo rodzi to wypaczenia - służba zdrowia to nie towar do sprzedaży na targu.