Ustawa refundacyjna ograniczyła dostęp pacjentów do niektórych leków sprowadzanych z innych krajów UE. Apteki nie oferują ich ze zniżką.
Importerzy chcą zmiany prawa. Ich zdaniem nowe przepisy ustawy refundacyjnej drastycznie ograniczyły sprzedaż produktów sprowadzanych z innych krajów
UE. Dlatego są gotowi zwracać do budżetu NFZ 3 proc. kosztu refundacji sprowadzonych przez nich leków. Gwarantują, że takie produkty będą o 10 proc. tańsze od tych oferowanych przez firmy farmaceutyczne na krajowym rynku. Decyzja o zmianie prawa należy jednak do resortu zdrowia. Ten jak na razie nie ma takich planów.
Inna tylko cena
Produkty sprowadzane w ramach importu równoległego są obecne na naszym rynku od 2004 roku, czyli od kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej. Rynek ten rozwijał się dynamicznie do końca ubiegłego roku. Działa na nim około 20 importerów.
Do 31 grudnia 2011 r. pacjenci mogli zaopatrywać się w aptekach m.in. w importowane antybiotyki,
leki przeciwcukrzycowe, przeciwastmatyczne czy środki antykoncepcyjne. Od oryginału różniły się opakowaniem i ceną niższą zwykle o kilkanaście procent od tych refundowanych.
Po 1 stycznia tego roku, czyli wtedy, kiedy w życie weszła ustawa refundacyjna, import równoległy wyhamował. Nowe regulacje zniosły bowiem przepis o tzw. refundacji ułomnej. NFZ mógł na jego podstawie dofinansowywać
zakup leków spoza listy refundacyjnej, pod warunkiem że były tańsze od tych produktów, które się na niej znajdowały. Obecnie nie może tego robić.
Zasady sprowadzania leków z zagranicy
/
DGP
Co prawda obecnie refundacja importowanych farmaceutyków jest możliwa, ale pod warunkiem wprowadzenia każdego z nich na wykaz
leków ze zniżką. Ustawa refundacyjna traktuje bowiem importerów tak samo, jak producentów leków. Skutek tego jest taki, że muszą uzyskać decyzję ministra zdrowia o objęciu zniżką każdego ze swoich produktów. Wydanie jej jest zaś poprzedzone negocjacjami cenowymi z importerem.
Importer szybszy od rządu
Problem jednak w tym, że procedura wpisania leku na listy jest czasochłonna. Na wydanie decyzji resort zdrowia ma aż 180 dni. Jak tłumaczy dr Mariusz Kondrat, właściciel kancelarii prawno-patentowej, przez ten czas mogą ulec zmianie warunki zakupu produktu zarówno za granicą, jak i w Polsce. Producent leku oryginalnego może np. obniżyć jego cenę albo zmieni się jego limit refundacyjny. Równie dobrze
lek może w ogóle wypaść z wykazu produktów ze zniżką.
– Może się więc okazać, że sprowadzany z zagranicy lek w ciągu pół roku przestał być tańszy od tego, który polski pacjent może kupić w kraju. Całe przedsięwzięcie okaże się ekonomicznie niezasadne – podkreśla Mariusz Kondrat.
Importerzy leków nie mogą więc elastycznie reagować na potrzeby rynku. Siedem produktów firmy InPharm, które w marcu znalazły się na liście refundacyjnej, musiało na decyzję resortu zdrowia czekać ponad pół roku. Zostały wprowadzone na wykazy jeszcze na podstawie starej procedury. Eksperci wskazują, że leki z importu mogłyby wypełnić luki na rynku w dostępie do niektórych terapii lekowych, które powstały po wejściu w życie ustawy refundacyjnej. Niektórzy chorzy od stycznia mają wciąż utrudniony dostęp do leków oryginalnych, ponieważ wzrosły ponoszone przez nich opłaty. NFZ refunduje leki do wysokości wyznaczonej zwykle przez tańszy lek generyczny, czyli odtwórczy. Chorzy chcący korzystać z innowacyjnych terapii muszą więc więcej dopłacać z własnej kieszeni.
Pacjent zyska wybór
Importerzy podkreślają, że mogliby pacjentom zaoferować ten sam produkt oryginalny w niższej cenie. Tyle że byłby on sprowadzony z innego kraju.
– Możemy znaleźć i sprowadzić tańszy lek do Polski także w przypadku, kiedy nie ma on refundowanego generyku – zapewnia Sławomir Bernaciak, prezes zarządu firmy InPharm, jednego z importerów równoległych.
Warunkiem jest uproszczenie procedury. Importerzy domagają się skrócenia czasu rozpatrywania wniosku o objęcie refundacją do 30 dni (ze 180). W przypadku konieczności uzupełnienia danych bieg tego terminu ulegałby zawieszeniu do dnia dokonania uzupełnień. Jak podkreśla Sławomir Bernaciak, szybsze wydawanie decyzji przez ministra zdrowia jest tym bardziej zasadne, że w przypadku importu równoległego uproszczona jest także procedura uzyskania pozwolenia w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.
Firmy chcą także zmniejszenia opłaty za wniosek refundacyjny z obecnych 3 tys. zł do 600 zł. Proponują również rezygnację z obowiązkowych obecnie negocjacji cenowych. W zamian importerzy leków oferują, że wprowadzane przez nich na krajowy rynek produkty, które znajdą się na liście refundowanej, będą zawsze o 10 proc. tańsze od tych samych leków, tyle że oferowanych przez firmy farmaceutyczne.
Importerzy zadeklarowali również, że w zamian za objęcie refundacją są gotowi do poniesienia dodatkowych kosztów. Wnosiliby do NFZ 3 proc. uzyskanej dla swoich produktów kwoty refundacji.
Firmy szacują, że NFZ mógłby dzięki temu zaoszczędzić rocznie milion złotych, a korzyści dla pacjentów wyniosłyby 6 mln zł. Ministerstwo Zdrowia nie podjęło jeszcze decyzji, czy skorzysta z propozycji importerów.
– Proponowane zmiany wymagają głębszej analizy – poinformowało DGP biuro prasowe Ministerstwa Zdrowia.
Wiadomo, że ułatwień dla importerów nie uda się wprowadzić w życie bez kolejnej nowelizacji ustawy refundacyjnej.
Importerzy podkreślają, że mogliby pacjentom zaoferować ten sam produkt oryginalny w niższej cenie. Tyle że byłby on sprowadzony z innego kraju