Ustawa o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia nie przestanie działać w 2022 r. Wciąż trzeba będzie podwyższać płace niższe od ustawowego minimum.
Taki przepis na wniosek związkowców znalazł się w ustawie dotyczącej kadr medycznych (czyli ustawie o zmianie niektórych ustaw w celu zapewnienia w okresie ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii kadr medycznych), którą zajmie się dziś senacka komisja zdrowia. Dotyczy ona m.in. ułatwień w zatrudnianiu pracowników zza wschodniej granicy, wprowadza jednak również wiele zmian w innych aktach prawnych.
Jednym z nich jest ustawa z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 830; dalej: ustawa o wynagrodzeniach). Przypomnijmy, że wprowadza ona minimalne stawki w tej branży, wyliczane jako iloczyn kwoty bazowej (obecnie to średnia krajowa) oraz wskaźnika przypisanego danej grupie zawodowej. Docelowe wartości mają być osiągnięte do 31 grudnia 2021 r.; wcześniej, corocznie 1 lipca, podwyższa się płace, stopniowo dochodząc do ustawowego minimum.

Gwarancja ciągu dalszego

Zmiany wprowadzane ustawą o kadrach medycznych przewidują, że na tym nie koniec. Zgodnie z nimi co roku 1 lipca placówka medyczna będzie musiała podwyższać wynagrodzenia, które są niższe od minimalnej stawki, zgodnie z zasadami obowiązującymi obecnie (czyli w porozumieniu z organizacją związkową i w określonych terminach).
– Mówimy o aktualizacji płac – tłumaczy Maria Ochman, przewodnicząca sekcji zdrowotnej w NSZZ „Solidarność”. Jak dodaje, chodzi o to, żeby ustawa o wynagrodzeniach miała charakter niewygasający, ponieważ na ten moment kończy się na zakładanym celu, dalej już nie reguluje. – Chcieliśmy utrzymać wymóg corocznego weryfikowania najniższych wynagrodzeń i równania do średniej krajowej, która – mamy nadzieję – będzie wzrastała – wyjaśnia.
Ustawa o kadrach medycznych była projektem poselskim i jako taka nie została skonsultowana z partnerami społecznymi. Kwestie dotyczące wynagrodzeń są jednak od dawna dyskutowane w ramach trójstronnego zespołu ds. zdrowia. Urszula Michalska z OPZZ podkreśla, że jedyną rzeczą, co do której nie było żadnych wątpliwości, jest właśnie to, żeby ustawa nie zamykała się datą 31 grudnia 2021 r.
– Oczywiście kwestią, która się nie znalazła w procedowanej ustawie, jest aktualizacja wskaźników, ale dla nas jest oczywiste, że one też muszą wzrosnąć. Na razie mamy gwarancję wzrostu bez względu na wskaźniki – mówi Maria Ochman.
– Ustaliliśmy, że do wskaźników usiądziemy osobno – dodaje Urszula Michalska.

Wszyscy w jednym akcie prawnym

Wprowadzane zmiany są także krokiem do spełnienia innego od dawna formułowanego przez związki postulatu: wcielenia do jednej ustawy wszystkich porozumień zawieranych z ministrem zdrowia przez określone grupy zawodowe (dotyczy to m.in. lekarzy i pielęgniarek). Na ich mocy pieniądze na podwyżki są przekazywane odrębnym strumieniem. Ujednolicenie zasad będzie oznaczać, że tak samo jak dla reszty pracowników środki na płace będzie musiał znaleźć w swoim budżecie pracodawca.
To budzi zrozumiały niepokój, szczególnie pielęgniarek, które niedawno poinformowały o przygotowaniach do protestu i wszczynaniu sporów zbiorowych – m.in. z tego powodu. Wczoraj o poparciu dla działań Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych poinformował Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (wskazując m.in. na brak postępu w negocjowaniu nowej wysokości wskaźnika dla lekarza specjalisty w ustawie o wynagrodzeniach). Ustawa o kadrach medycznych dotyczy także tej grupy zawodowej – przedłuża bowiem gwarancje płac dla specjalistów (6750 zł za tzw. lojalkę), ale tylko do lipca. Potem, jak zapewnia resort, stawka ta ma być utrzymana, ale już bez odrębnego finansowania.
– Wiem, że zarówno środowiska pielęgniarek, jak i pracodawców mają wątpliwości co do dalszego funkcjonowania zembalowego (dodatku dla tej grupy zawodowej – przyp. red.), bo nie ma gwarancji otrzymania pieniędzy. Ale jesteśmy za tym, by jednak ustawa regulowała wszystkie wynagrodzenia, zawłaszcza tam, gdzie mamy finansowanie z NFZ. Oczywiście każdy chce dla swojego środowiska coś wywalczyć, ale to jest zespół naczyń połączonych i nie da się poprawić sytuacji inaczej niż całościowo – przekonuje Urszula Michalska.
– Nie ukrywam, że naszym celem jest to, żeby w jednej ustawie znalazły się wszystkie porozumienia dotyczące poszczególnych grup zawodowych, jesteśmy przeciwko dzieleniu środowiska – potwierdza Maria Ochman.
Czy jednak obawy w związku ze zmianą finasowania nie są uzasadnione? Przedstawicielka Solidarności zwraca uwagę, że do tej pory pracodawcy wywiązywali się ze zobowiązań wynikających z ustawy o wynagrodzeniach, a ich budżety były specjalnie na ten cel zasilane z NFZ.
– Ministerstwo zaczęło to monitorować i liczyć. Trzeba podjąć decyzję, czy naszym pracodawcą jest NFZ, czy dyrektorzy. Dlaczego finansować odrębnie podwyżki lekarzy i pielęgniarek, a pozostałych pracowników już nie? Innego rozwiązania nie wymyślimy: albo jest to płacone w cenie świadczenia i do tego chcielibyśmy dojść, dążąc do uregulowania tego w tej ustawie, albo płacimy oddzielnie wszystkim i fundusz to wylicza i przekazuje środki w zależności od liczby pracowników – mówi Maria Ochman.
Więcej czasu dla dyspozytorni
Ustawa o kadrach medycznych wprowadza także zmiany w ustawie z 10 maja 2018 r. o zmianie ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. poz. 1115). Chodzi o dyspozytornie, które z początkiem przyszłego roku miały stać się częścią urzędów wojewódzkich. Jak jednak informowaliśmy („Dyspozytorzy w niepewności” DGP nr 210/2020,), nie wszystkie województwa były przygotowane do przejęcia. Zmiana doprecyzowuje, że jeszcze przez rok, czyli do końca 2021 r., dyspozytornia może być komórką organizacyjną dysponenta zespołów ratownictwa medycznego – wojewoda powierza mu wówczas jej prowadzenie.
Jak podkreśla Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych, nowy przepis utrzymuje jeszcze przez rok kontrakty. Dla wielu osób są one korzystniejsze niż umowy proponowane przez urzędy wojewódzkie. Tymczasem głównym problemem w kontekście zmiany struktury organizacyjnej są kadry – niemal nie ma dyspozytorni, w której wszyscy zadeklarowaliby gotowość przejścia do wojewody. – Mamy nadzieję, że w ciągu tego roku zostanie wypracowany sposób, żeby można było być zatrudnionym w dyspozytorniach na podstawie umowy cywilnoprawnej, bo inaczej mogą mieć one duży problem z funkcjonowaniem – dodaje Piotr Dymon.