Jak przebiegają prace nad planowaną nowelizacją ustawy?
Jest powołany zespół, który ma przygotować projekt, ale w nim są przedstawiciele reprezentatywnych związków działających w ramach Rady Dialogu Społecznego, czyli trzy centrale. W zespole jest po jednej osobie z każdej z tych central, więc wiadomo, że nie będzie tam reprezentantów wszystkich zawodów medycznych. W związku z tym minister spotyka się też z ich przedstawicielami, toczą się rozmowy. My również przedstawiamy swoje postulaty i liczymy, że minister się do nich odniesie.
W związku z planowanymi negocjacjami w sprawie płac sprawdzili państwo, czy rzeczywiście – jak nierzadko przekonują politycy – nie ma przyzwolenia społecznego na wzrost wynagrodzeń lekarskich. Wyniki badania wskazują, że jest inaczej (patrz ramka). Co związek zrobi z tą wiedzą?
Będziemy przekonywać ministra, by podniósł wskaźnik przypisany do lekarzy w ustawie o sposobie ustalania najniższego
wynagrodzenia (obowiązujące w niej stawki są wyliczane jako iloczyn kwoty bazowej i określonego wskaźnika – red.). Obecny to 1,27, nasz postulat to 3. Jest pole do dyskusji, pytanie, czy resort jest gotowy, by jakkolwiek negocjacje w tej sprawie podjąć.
Warto podkreślić, że my przedstawiliśmy propozycję dość ugodową, to znaczy dopuszczamy, że jakaś część wskaźnika mogłaby być uzależniona od tego, czy lekarz pracuje w jednym miejscu. Miałby wówczas wskaźnik wyższy, czyli w zamian za to, że jest wyżej wynagradzany, będzie pracował w jednym szpitalu i tym samym będzie się bardziej angażował, nie będzie rozpraszał się na kilka innych ośrodków. Zestawiamy to z sytuacją sędziów, bo jest to zawód porównywalny, wynagradzany ze środków publicznych i z brakiem możliwości dorabiania.
A co na to lekarze? Zgodziliby się na taką wyłączność?
Wszystko zależy od wysokości wynagrodzenia. Z innego naszego badania wynika, że tylko 16 proc. nie chce pracować w jednym miejscu, niezależnie od stawek. Ale pozostałe 84 proc. uzależnia deklaracje w tej kwestii od wynagrodzeń. Przy zarobkach rzędu 15 tys. zł netto wszyscy, poza wspomnianą 16-proc. grupą, są gotowi pracować w jednej placówce. Jeśli miałaby to być kwota do 7 tys. zł, to zgodziłoby się jedynie 3 proc. lekarzy, do 10 tys. – 9 proc. i do 15 tys. – 18 proc.
Czy pana zdaniem to wyłącznie kwestia pieniędzy?
Dla tych 84 proc. to na pewno jest kwestia pieniędzy, bo deklarują otwarcie, że gdy będą zarabiać więcej, zgodzą się pracować w jednym miejscu. Ale dla tych 16 proc., którzy tego nie chcą niezależnie od stawek, ważne są pewnie inne kwestie. Ja oczywiście nie wiem, jak jest naprawdę, mówimy o deklaracjach. Jednak w badaniu wskazywane były różne aspekty. Przykładowo lekarze krytykują organizację pracy w publicznej służbie zdrowia, to z kolei jest główną zaletą prywatnego sektora, dlatego niektórzy łączą pracę w publicznych i prywatnych placówkach. Niektórzy twierdzą, że nie chcą pracować tylko w dużym, publicznym szpitalu, bo ich to wykańcza emocjonalnie. Wolą np. pracować tam na pół etatu, a drugą połowę mieć w prywatnej lecznicy, gdzie operują żylaki, które dają dużo pieniędzy, a nie obciążają psychicznie. Ale taka relacja jest dzisiaj i jest to relacja zaburzona. Tak jak muzyk, który w filharmonii zarobi kilkakrotnie mniej, niż grając w knajpie do kotleta.
Czy pana zdaniem teraz w sytuacji epidemii lekarze zmuszeni do pracy w jednym miejscu powinni otrzymywać dodatki?
Jeśli jest jakiekolwiek odgórne ograniczenie, to oczywiste, że powinna za tym iść finansowa rekompensata. Praca na wyłączność zawsze powinna się wiązać z dodatkowymi pieniędzmi, jak każdy inny zakaz konkurencji.
Opinie o zarobkach lekarzy
■ średnio 6470 zł netto – na tyle Polacy oceniają wynagrodzenia lekarzy w publicznej ochronie zdrowia. W rzeczywistości, według OZZL, są one 30 proc. niższe (MZ podaje, że przeciętne wynagrodzenie lekarza specjalisty za jeden etat w publicznym sektorze to ok. 7 tys. zł brutto, czyli ok. 5100 zł netto)
■ co najmniej 9300 zł netto, czyli 13 tys. zł brutto na jednym etacie – tyle zdaniem większości badanych powinni zarabiać lekarze (87,8 proc. wśród osób zdecydowanych na takie rozwiązanie)
■40 proc. badanych popiera pomysł niełączenia przez lekarzy pracy w publicznej i prywatnej ochronie zdrowia, 28 proc. jest przeciwnych, a 32 proc. nie ma zdania w tej kwestii
■ zarówno grupy zwolenników, jak i przeciwników dostrzegają jednak korzyści z pracy lekarza w jednym miejscu: większe zaangażowanie w pracę, zmniejszenie kolejek oraz wyeliminowanie procederu „wejścia do szpitala” dzięki prywatnej wizycie
→ 6245 zł brutto – tyle wynosi obecnie poziom płac lekarzy ustalony w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych (1,27 przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej, czyli 4918,17 zł za 2019 r.)
→ co najmniej 13 tys. zł brutto – tyle powinni zarabiać lekarze zdaniem uczestników sondażu (ok. 90 proc. zdecydowanych respondentów wskazało na 2,6 przeciętnego wynagrodzenia)
■ 24 proc. lekarzy pracuje dzisiaj w jednym miejscu
■ 79 proc. medyków pracuje maksymalnie w trzech miejscach
■ 62 proc. badanych ponad 70 proc. swojego czasu pracy spędza w publicznej ochronie zdrowia
■ 42 proc. badanych łączy pracę w publicznej i prywatnej ochronie zdrowia przede wszystkim z powodu niskich zarobków w publicznym systemie i konieczności dorobienia
■ jako rzeczy najbardziej przeszkadzające w pracy lekarze wskazali nieadekwatne wynagrodzenia (57 proc.), organizację pracy (46 proc.), fakt, że muszą pracować w kilku miejscach (29 proc.)
■ pytani o atuty publicznej ochrony zdrowia jako dwa najważniejsze lekarze wskazali możliwość lepszego leczenia pacjenta (45 proc.) i rozwoju zawodowego (48 proc.)
■ główne atuty prywatnej ochrony zdrowia to według lekarzy wynagrodzenia (81 proc.) i organizacja pracy (60 proc.)
Źródło: badania przeprowadzone przez OZZL