Wydatki na ten cel tylko w ubiegłym roku wzrosły o 10 proc. Kupujemy preparaty na potęgę, choć bardzo często nie mamy żadnej wiedzy na ich temat.
Już 72 proc. Polaków deklaruje spożywanie suplementów diety, a prawie połowa robi to regularnie. Jednocześnie 27 proc. konsumentów nie wie dokładnie, co to za preparat – lek czy produkt spożywczy. Zaledwie 55 proc. Polaków wie, że suplementy diety nie muszą być poddawane badaniom skuteczności i bezpieczeństwa, 57 proc. ma świadomość, że ich jakość nie jest regularnie monitorowana, a 48 proc., że oznakowanie preparatów nie musi informować o możliwych efektach ubocznych – wynika z najnowszego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Zdaniem ekspertów ograniczona wiedza sprawia, że Polacy często pochopnie podejmują decyzje. – Kupują bez zastanowienia, czemu dodatkowo sprzyja styl życia. Oczekują szybkich efektów. Planując odchudzanie, wolą kupić preparat wspomagający, niż zmienić sposób gotowania i sporządzania posiłków – mówi Przemysław Rzodkiewicz z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Anna Kowalczuk, dyrektor Narodowego Instytutu Leków, dodaje, że producenci suplementów trafiają w potrzeby Polaków, którzy nie chcą stać w kolejce do lekarza i stawiają na samoleczenie.
Efekt: w ubiegłym roku, jak wynika z danych firmy PMR badającej sprzedaż w aptekach i poza nią, Polacy wydali na suplementy diety i dietetyczne środki specjalnego przeznaczenia niemal 6 mld zł. To o 10 proc. więcej niż w 2018 r. W latach poprzednich dynamika oscylowała wokół 4–5 proc.
W ostatniej dekadzie liczba produktów zarejestrowanych w GIS wzrosła z nieco ponad 2 tys. do ponad 12 tys.
– Jak wynika z analizy danych RASFF, czyli systemu wczesnego ostrzegania o niebezpiecznych produktach działającego w całej Unii, w ostatniej dekadzie liczba powiadomień dotyczących suplementów diety rosła, a ogólna liczba powiadomień produktów spożywczych pozostawała na stałym poziomie – zauważa Adam Czerwiński, analityk z zespołu strategii PIE.
Dlatego eksperci proponują cały katalog zmian. Uważają, że zacząć należy od nałożenia opłaty za rejestrację nowych suplementów w GIS oraz od zadbania o większą wydajność inspektoratu poprzez zwiększenie jego budżetu.
– W szczególności mam na myśli badania laboratoryjne na suplementach z rynku, które sprawdzałyby deklarowany skład czy czystość mikrobiologiczną – dodaje Adam Czerwiński.
Według niego rocznie GIS przeprowadza ok. 4 tys. kontroli. Ponad 6 proc. miało negatywne wyniki. To sugeruje, że jeden na 16 suplementów diety dostępnych na rynku jest niezgodny z deklaracjami producenta. Kontrole GIS skupiają się zazwyczaj na jednym wybranym aspekcie produktu. Ponadto stosunkowo niewiele kontroli ma na celu wykrywanie zanieczyszczeń lub nielegalnych substancji. Rzeczywisty odsetek preparatów, które powinny być wykluczone z rynku, jest więc większy.
Specjaliści proponują też zmiany w rejestrze suplementów diety. Dane w nim zawarte są trudne do zrozumienia, czyli w praktyce nie służą nikomu. Rejestr powinien być ponadto uzupełniony o informacje, czy produkt nadal jest dostępny na rynku oraz jak wypadły jego bieżące i poprzednie kontrole.
– Proponujemy też wprowadzenie zakazu reklamy sugerującej efektywność kliniczną, zwiększenie kar za reklamę niezgodną z przepisami, a także obowiązek wprowadzenia do ulotek informacji, że suplementy nie muszą przechodzić testów skuteczności. Ponadto zalecamy wprowadzenie elektronicznego systemu opieki zdrowotnej w celu poprawy komunikacji między lekarzami a pacjentami – dodaje Adam Czerwiński.
Zdaniem Anny Kowalczuk z NIL dobrym rozwiązaniem byłoby też specjalne oznakowanie suplementów diety dostępnych w aptekach. To według niej lepsze rozwiązanie od proponowanego w przeszłości zakazu sprzedaży takich specyfików w aptekach. – Apteki to najlepsze miejsce dla takich produktów, bo gwarantują fachową poradę – wskazuje Kowalczuk.