Pośród statystyk o nowych zachorowaniach i zgonach pojawiły się wczoraj dwie dobre wiadomości. Brytyjski naukowiec poinformował, że dokonał przełomu w badaniach nad szczepionką na 2019-nCoV, jak brzmi oficjalna nazwa wirusa z Wuhanu. Z kolei doniesienia z Chin mówią o obiecującym leku powstrzymującym rozwój mikroba.
Z perspektywy walki z wirusem lepsza jest ta druga wiadomość, ponieważ po potwierdzeniu skuteczności związku będzie można go podawać wszystkim pacjentom. Szczepionka może ochronić przed infekcją, ale nawet pracujący nad nią Robin Shattock z Imperial College London przyznaje, że będzie gotowa mniej więcej za rok (jeśli wszystko dobrze pójdzie). Choć to i tak znacznie krócej niż w przypadku preparatów chroniących przed innymi chorobami.
Chińskie władze już od końca stycznia eksperymentują z dostępnymi lekami przeciwwirusowymi. Koncerny farmaceutyczne – w tym AbbVie, Johnson & Johnson oraz Gilead – przekazały rządowi Państwa Środka partie swoich leków wykorzystywanych do walki z HIV. Zawarte w nich substancje utrudniają wirusowi powielanie się w komórkach nosiciela.
Do każdej informacji o przełomie w walce z wirusem należy podchodzić ze sceptycyzmem. Wszak do tej pory nie udało się opracować leków przeciwwirusowych tak efektywnych jak antybiotyki na bakterie. Gdyby było inaczej, nie mielibyśmy problemów ani z przeziębieniami – także wywoływanymi przez koronawirusy – ani z grypą.
Trudno idzie także opracowywanie szczepionek. Co prawda taki preparat istnieje w odniesieniu do wirusa SARS, ale nigdy nie został zastosowany (epidemia wygasła, zanim był gotowy). Nie udało się opracować szczepionki na wirusa MERS, kuzyna SARS i 2019-nCoV także atakującego układ oddechowy (co roku odnotowywane są nowe przypadki, chociaż nieliczne).
Pokory, jeśli idzie o walkę z wirusami, nauczył nas HIV, na którego wciąż nie ma szczepionki. W ubiegłym tygodniu niepowodzeniem zakończyło się duże badanie kliniczne obejmujące kilka tysięcy osób w Republice Południowej Afryki; preparat w ogóle nie chronił przed infekcją. Znacznie lepiej idzie nam w odniesieniu do wirusów z innych rodzin, w tym eboli – zatwierdzona do użytku w Europie i USA jest szczepionka firmy Merck, używana już w Afryce Zachodniej. O certyfikację swojego preparatu – także podawanego w Afryce – zgłosił się też Johnson & Johnson.