Odpoczynek po dyżurach, które nie są realizowane w ramach klauzuli opt-out, może wydłużyć czas specjalizacji. To kolejny argument za jej wypowiedzeniem – przekonują młodzi lekarze.
Dyskusja o tym, jak traktować tzw. zejścia po dyżurze, toczy się już od wielu miesięcy. Kwestia ta była elementem porozumienia kończącego protest rezydentów (w lutym zeszłego roku). Ciągle jednak nie została ostatecznie wyjaśniona. Pisma w tej sprawie krążą pomiędzy dyrektorami szpitali, departamentami resortu zdrowia, związkami i izbami lekarskimi, było to również przedmiotem kilku wyroków sądowych. Co jakiś czas pojawiają się nowe wytyczne, a poszczególne placówki i tak stosują własne wykładnie.

Więcej pracujesz, dłużej się szkolisz

Stanowisko ministerstwa jest jasne w jednej kwestii: dyżury realizowane w ramach specjalizacji nie mogą jej wydłużać ani pogarszać warunków pracy. To znaczy, że lekarz ma po nich prawo do odpoczynku i powinien mieć za ten czas zapłacone. Pod koniec zeszłego tygodnia upubliczniono jednak odpowiedź departamentu kwalifikacji medycznych i nauki MZ na pismo jednego ze szpitali. Doprecyzowano w niej, że powyższe zasady dotyczą jedynie dyżurów realizowanych w ramach programu specjalizacji, a nie dodatkowych, wynikających z podpisania klauzuli opt-out. Jeśli więc rezydent chce skorzystać po nich z prawa do odpoczynku, co z kolei zakłóci przebieg jego szkolenia, będzie musiał to odrobić. A ponieważ nie jest to podstawą do wydłużenia specjalizacji w ramach rezydentury, trzeba będzie te dni zrealizować w trybie pozarezydenckim, czyli głównie w formie wolontariatu.
W piśmie resortu wskazano, że najlepiej by było, gdyby dyżury te pełnione były „bez szkody dla szkolenia specjalizacyjnego”, czyli żeby nie obligowały do udzielania odpoczynku – a więc odbywały się w piątek, sobotę lub w niewielkim zakresie godzinowym w niedzielę.
– Interpretacja resortu zachęca rezydentów do wypowiadania klauzuli opt-out. De facto bowiem lekarz karany jest za to, że pomaga łatać dziurawy system, pracując ponad normę – bo w zamian ma zmniejszaną pensję, a wolne dni musi odpracować na wolontariacie. Wydając takie stanowiska, ministerstwo samo stwarza sobie kłopot – ocenia Michał Bulsa, przewodniczący komisji ds. młodych lekarzy Naczelnej Rady Lekarskiej.
Jak dodaje, decyzję o wypowiedzeniu klauzuli opt-out każdy podejmuje sam, ale przedstawiając tę interpretację, chciał poinformować kolegów o „istniejącym zagrożeniu, które nigdy wcześniej nie miało miejsca”.
Osobną kwestią jest to, czy jest to interpretacja prawidłowa. Zdaniem Bartosza Fiałka z zarządu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) – jak najbardziej. – Program szkolenia ma swój wymiar, jeśli go nie zrealizuję przez dyżury, które nie są obowiązkowe, muszę to odrobić – przekonuje. I podkreśla, że stanowisko ministerstwa potwierdza to, o czym od dawna mówią młodzi lekarze: nie należy pracować ponad normę. Jest to kolejny argument za tym, by przyłączyć się do akcji „Zdrowa praca”, czyli pracować nie więcej niż 48 godzin tygodniowo.

Kolejne wytyczne, większy chaos

Upublicznienie pisma ma związek z tym, że lekarze nie doczekali się w tej sprawie wyjaśnień od resortu. Na 19 września było zaplanowane spotkanie, które, jak mówi Michał Bulsa, zostało odwołane po przesłaniu do ministerstwa zagadnień. Pod koniec zeszłego tygodnia doszło natomiast do spotkania z organizatorami akcji „Polska to chory kraj”, wśród których są m.in. przedstawiciele Porozumienia Rezydentów OZZL i samorządu lekarzy. Tam, jak relacjonuje Łukasz Jankowski, szef stołecznej izby lekarskiej, problem ten był dyskutowany. – Minister się z tego stanowiska wycofał i zadeklarował, że wyda nowe wytyczne, ale konkretów nie było – mówi.
Resort nie odpowiedział na nasze pytania, czy rzeczywiście można spodziewać się kolejnej interpretacji. Jednak lekarze zgodnie twierdzą, że to nie rozwiąże problemu.
– Kwestia zejść po dyżurze powinna być uregulowana w formie ustawy albo rozporządzenia – wtedy skończyłyby się dyskusje na ten temat. Tymczasem teraz każdy podmiot stosuje własne zasady – jedne przychylają się do ministerialnych wytycznych, inne nie – pomimo jednoznacznych zapisów na ten temat w umowach rezydenckich. W obecnej sytuacji resort nie wymaga od placówek prowadzących szkolenie specjalizacyjne stosowania konkretnej wykładni. A jedyną reakcją na nieprawidłowości jest wysyłanie pism, z których jedne coś zmieniają, inne nic – podkreśla Michał Bulsa.
Festiwal wzajemnych pretensji
Przedstawiciele m.in. lekarzy, pielęgniarek, diagnostów, fizjoterapeutów oraz pacjentów – czyli współorganizatorzy akcji „Polska to chory kraj” – spotkali się w ostatni czwartek z kierownictwem resortu zdrowia. – Myśleliśmy, że skoro jest nas tak dużo, to każdy opowie o problemie, który go najbardziej dotyczy. Minister zaproponował odniesienie się do naszego manifestu punkt po punkcie, jednak od razu przy pierwszym wywiązała się burzliwa dyskusja – relacjonuje Łukasz Jankowski, szef stołecznej izby lekarskiej, która jest inicjatorem tej akcji. Przypomnijmy – ma ona zwracać uwagę na te bolączki systemu zdrowia, które najpilniej wymagają zmian i wymusić na politykach podjęcie realnych działań w tej kwestii.
Jak dodaje, resort zarzucił lekarzom, że łamią zeszłoroczne porozumienie, wznawiając protest, ponieważ to, do czego rząd się wówczas zobowiązał, jest realizowane. Ci jednak uważają inaczej. – Spotkanie trwało dwie i pół godziny i zamieniło się w festiwal wzajemnych żali. Z drugiej strony nasi partnerzy mieli szansę zostać wysłuchanymi, więc przynajmniej ten efekt został spełniony – podsumowuje. Choć najbardziej oczekiwanym efektem byłoby adekwatne do potrzeb zwiększenie finansowania ochrony zdrowia idące w parze z reformą.
Potwierdza to Bartosz Fiałek, który w ramach OZZL monitoruje, jak przestrzegane są te zapisy i zbiera sygnały o nieprawidłowościach. W tym miesiącu wysłał kilkadziesiąt pism do dyrektorów placówek, którzy potrącają rezydentom za zejścia z dyżurów albo nie udzielają odpoczynku. Przypomina, że również minister zdrowia polecił, by informować go o takich przypadkach. Jednak jego zdaniem nic z tego nie wynika. – Ministerialne interpretacje nie mają wielkiej mocy sprawczej, nie są przestrzegane przez pracodawców, bo ich zdaniem one nie stanowią prawa. I mają rację, to powinno być uregulowane na wyższym szczeblu – ocenia. Jak dodaje, dostał już odpowiedzi od dwóch dyrektorów, którzy poinformowali, że czekają na jednoznaczne wytyczne. – Na razie wygląda to tak, że resort pisze coś, by uspokoić nastroje, a pracodawcy i tak robią, co chcą. To trwa już ponad rok – zwraca uwagę.
Sprawa miała zostać uregulowana w nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, której wstępny projekt przygotował zespół złożony z przedstawicieli środowiska. Jej uchwalenie również było zapisane w zeszłorocznym porozumieniu. Coraz mniejsze są jednak szanse, że uda się to w tej kadencji. Projekt wciąż nie został bowiem przyjęty przez rząd.
48 godz. tyle maksymalnie tygodniowo może pracować lekarz odbywający rezydenturę bez podpisania klauzuli opt-out
37 godz. 55 min. tygodniowo – to normalny czas pracy lekarza odbywającego szkolenie specjalizacyjne
10 godz. 5 min. tygodniowo – tyle może dyżurować rezydent bez podpisania klauzuli opt-out