- Rodzina ma prawo do pochówku, ale nie do decydowania, co zrobić z sercem czy nerką zmarłego - mówi w wywiadzie dla DGP mec. Aneta Sieradzka, prawniczka specjalizująca się w sprawach dotyczących transplantacji, prawa medycznego oraz ochrony danych osobowych, Sieradzka & Partners, Uniwersytet Gdański.



Liczba dawców narządów w Polsce w ostatnich latach spada. Z czego to wynika?
To złożone – jeśli chodzi o szpitale, to są takie, w których widać aktywność w zabieganiu o dawców, ale cała reszta niechętnie ją podejmuje. Nie oznacza to, że tam nie ma potencjalnych dawców, bo oni są wszędzie. Ale za brak aktywności w tej dziedzinie szpitale nie ponoszą konsekwencji. A skoro nie muszą, to dlaczego mają podejmować dodatkowy trud – związany ze zwiększonymi wydatkami czy odpowiednim doborem kadry. Nie ma rozwiązań systemowych, które by do tego zachęcały. Ponadto – w żaden sposób nie „wynagradza” się tych placówek, które są aktywne, gdzie personel się angażuje i gdzie te pobrania są – choć nie zawsze się to opłaca finansowo.
mec. Aneta Sieradzka / DGP
Zniechęcać mogą także choćby coraz bardziej restrykcyjne przepisy dotyczące odpowiedzialności lekarzy – boją się konsekwencji, jeśli postąpią wbrew woli rodziny. A z drugiej strony nie ma dostatecznej edukacji prawnej na studiach medycznych.
Przypomnijmy zatem: na pobranie narządów nie jest potrzebna zgoda rodziny zmarłego?
Nie jest, bo obowiązuje zgoda domniemana. Polega ona na tym, że ktoś, kto nie wyraził sprzeciwu za życia i nie zgłosił go w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów prowadzonym przez Poltransplant, może zostać dawcą. Jest też w ustawie drugi model sprzeciwu, wyrażonego za życia w obecności co najmniej dwóch świadków. To archaiczny, szkodliwy dla donacji zapis, bo nie ma narzędzi, aby weryfikować autentyczność takiego sprzeciwu.
Ale konstrukcja zgody domniemanej to moim zdaniem jedna z największych bolączek w praktyce transplantacyjnej. Często nie rozumiemy, na czym ona polega i że każdy z nas jest potencjalnym dawcą. Zostawiamy decyzję rodzinie, która zazwyczaj ma sprzeczne stanowiska i do wielu pobrań przez to nie dochodzi. Samo założenie zgody domniemanej ma wiele zalet, jest to rozwiązanie dobre, które ma na celu ratowanie ludzkiego życia, natomiast w Polsce nie jest w pełni wykorzystywane.
A co z oświadczeniami woli, że zgadzamy się na bycie dawcą? Powinniśmy je nosić przy sobie?
W Polsce od wielu lat zachęca się do ich podpisywania, co w mojej ocenie kształtuje błędne przekonanie, że aby być dawcą, trzeba mieć podpisaną taką karteczkę. Ja takiej w portfelu nie noszę, bo ona nie ma żadnej mocy prawnej. Za mało się natomiast mówi o tym, że rodzina nie jest dysponentem ciała zmarłego. Rodzina ma prawo do pochówku, ale nie do decydowania, co zrobić pośmiertnie z sercem czy nerką. Kiedyś badałam tę kwestię i dotarłam do pięciu spraw z ostatnich lat, w których rodzina złożyła zawiadomienia do prokuratury w sprawie nielegalnego pobrania. Wszystkie te postępowania zakończyły się umorzeniem, bo personel działał zgodnie z literą prawa. Nie ma w Polsce nielegalnych pobrań i to trzeba podkreślić.
Takich spraw nie ma wiele – było pięć takich zawiadomień w ostatnich latach – bo lekarze raczej odstępują od pobrania, gdy nie ma zgody rodziny. Natomiast często w internecie ludzie zamieszczają ogłoszenia o chęci sprzedaży narządu, nie wiedząc przy tym, że podlegają odpowiedzialności karnej za samo zamieszczenie ogłoszenia.
Widać, że z wiedzą na temat transplantologii nie jest dobrze.
Edukacja jest, ale dość powierzchowna. Nie ma w Polsce długofalowej polityki w tej kwestii. Owszem, resort zdrowia przeznacza środki na kampanie, ale one niewiele wnoszą, bo są doraźne. Nie wystarczy zachęcać do donacji, trzeba edukować o skutkach medyczno-prawnych i co najważniejsze, że możemy komuś uratować życie – jeden dawca może ocalić nawet sześć osób.
Dużym problemem jest też to, że ludzie mylą śmierć mózgu ze śpiączką. A to są dwa różne stany. Ze śpiączki można pacjenta wybudzić, natomiast śmierć mózgu jest definitywnym i ostatecznym zakończeniem życia. Lekarze dla odróżnienia tych stanów przeprowadzają rygorystyczne badania rozłożone w czasie, co jest również uregulowane przez przepisy prawa.
Co można zmienić?
Donacja to z jednej strony wartości takie jak altruizm, bezinteresowność i dar, z drugiej – system prawa, który określa zasady całego procesu pobierania i przeszczepiania tkanek, komórek i narządów. Obecnie procedowana jest nowelizacja ustawy transplantacyjnej, która wprowadza zmiany, ale nie rewolucyjne. A obszarów do zmian jest niemało, np. w kwestii donacji u dzieci. Zgodnie z obowiązującą ustawą narządy mogą być pobierane po stwierdzeniu zgonu. Ustawa nie wprowadza kategorii wiekowej dawców, więc tym samym nie ma zakazu, aby pobierać narządy od dzieci dopiero co urodzonych. Bariery pojawiają się w obwieszczeniu, w którym dzieci podzielono na trzy grupy wiekowe: uwzględniono noworodki dopiero od 7. dnia życia, czyli wyeliminowano te dzieci, które mają poniżej 7 dni. Nierzadko zdarza się, że to rodzice dziecka, u którego stwierdzono śmierć mózgu, sami wychodzą z inicjatywą, aby pobrać od niego narządy. Takich przypadków jest sporo.
Ustawodawca podchodzi do zmian przepisów dotyczących transplantacji dość niechętnie i ostrożnie. Nie ma systemowych rozwiązań mających charakter wsparcia, a można byłoby ich wdrożyć wiele, np. zniżki na leki, ubezpieczenia czy wsparcie w powrocie na rynek pracy. Tego nie ma w Polsce ani dla dawców żywych, ani dla biorców – legislacyjnie da się to rozwiązać, ale potrzebna jest dobra wola ustawodawcy. Wciąż też obserwujemy niedostateczną liczbę koordynatorów transplantacyjnych – są szpitale, gdzie ich nie ma, a jeśli już są, to za trudną pracę otrzymują niskie płace. Nieprawidłowe wyceny procedur, personel na kontraktach – to czynniki, które nie sprzyjają pobraniom i przeszczepianiu. Szpitale, którym się to udaje, wykonują tytaniczną pracę, także organizacyjną. Edukacja społeczeństwa to za mało, tu są potrzebne ciągłe zmiany organizacyjno-prawne i dofinansowanie.