Mniej miejsc rezydenckich, niechęć do przyjmowania lekarzy na szkolenie – takie mogą być efekty projektu przygotowanego na zlecenie resortu zdrowia przez młodych medyków.
Ile powinien pracować lekarz? Dyskusja na ten temat odżyła za sprawą projektu nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Ministerstwo, do którego dokument trafił już w styczniu, nie zaakceptowało wszystkich propozycji zespołu, który nad nim pracował. Wciąż jednak nie przedstawiło jego ostatecznej wersji, choć minister Łukasz Szumowski zapewniał, że jest to dla niego jedna z priorytetowych ustaw i przed końcem tego miesiąca chciałby rozpocząć proces konsultacji.

Zejścia po dyżurze

Spór toczy się przede wszystkim o czas pracy. Jedną z zapalnych kwestii jest czas odpoczynku po dyżurze. Uregulowanie jej to jeden z zapisów zeszłorocznego porozumienia kończącego protest rezydentów. Chodzi o to, żeby pełnienie dyżuru i skorzystanie z prawa do odpoczynku nie oznaczały wydłużenia okresu szkolenia specjalizacyjnego w razie niewykonania z tych przyczyn normy czasu pracy ani pogorszenia warunków pracy i płacy. – Czas odpoczynku po dyżurze wynika z kodeksu pracy. Lekarz powinien mieć przynajmniej 11 godzin wolnego. Poza tym w ciągu tygodnia musi mieć co najmniej 35 godzin nieprzerwanego odpoczynku – tłumaczy Michał Bulsa, członek zarządu Porozumienia Rezydentów OZZL, przewodniczący komisji ds. młodych lekarzy Naczelnej Rady Lekarskiej, jeden z ekspertów, który pracował nad projektem. Spór toczy się o to, jak traktować czas obowiązkowego odpoczynku. W tej sprawie są dwa sprzeczne orzeczenia Sądu Najwyższego.
W projekcie zaproponowano, by – nieco upraszczając – za odpoczynek po dyżurze płacić wszystkim lekarzom.
– Pierwotnie popierałem ten pomysł, ale zderzyłem się z głosami pracodawców, którzy uznali to rozwiązanie za zbyt kosztowne. A przygotowując rozwiązania systemowe, nie mogę opierać się tylko na własnych przeświadczeniach – mówił minister Szumowski.
Dlatego resort zaproponował, by płacić tylko rezydentom – bo to on finansuje ich wynagrodzenia, jest więc de facto ich pracodawcą. Minister uznał jednak, że nie może narzucać tego innym szefom, tym bardziej że koszty tego rozwiązania byłby bardzo duże, biorąc pod uwagę liczbę lekarzy specjalistów (patrz infografika).
To jednak nie zadowala dyrektorów szpitali. Piotr Ciborski z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, zwraca uwagę, że ustawa w takiej formie stworzyłaby niebezpieczny precedens – płacenie nie za wykonaną pracę. A ograniczając to rozwiązanie tylko do rezydentów, doprowadziłaby do nierównego traktowania.
Bogusław Beck z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu i Unii Szpitali Klinicznych, wskazuje na jeszcze jeden aspekt – podejmowania dodatkowego zatrudnienia w godzinach zejścia po dyżurach. – Widzimy tu nie tylko problem prawny, ale także w sytuacji, gdyby doszło do jakiegoś zdarzenia niepożądanego w tym czasie – mówi.
Z oceną, że zastosowanie tego rozwiązania tylko wobec rezydentów byłoby dyskryminacją, zgadzają się główni zainteresowani. Przekonują, że ustawa w tym kształcie, która miała uporządkować kwestie prawa pracy dla wszystkich lekarzy, wprowadzi kolejne podziały.
– To sprawi, że lekarze specjaliści znajdą się w mniej korzystnej sytuacji niż rezydenci. A nie zapominajmy, że to grupa znacznie liczniejsza – podkreśla Bartosz Fiałek z prezydium Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. I dodaje, że będzie to sprawdzian dla środowiska – jeśli teraz solidarnie nie zaprotestuje, będzie można mu narzucić wszystko. A okazję ku temu będzie mieć już w najbliższą sobotę – 1 czerwca lekarze organizują manifestację w Warszawie.

Mniej dyżurów, więcej nadzoru

Minister Szumowski podkreśla, że propozycje dotyczące czasu pracy to najbardziej kontrowersyjny element projektu, który wymaga dyskusji z partnerami społecznymi. Zespół zaproponował bowiem również wiele obostrzeń w dyżurowaniu – m.in. prawo do sprzeciwu wobec narzucania samodzielnych dyżurów na pierwszym roku specjalizacji, ograniczenie pracy w systemie zmianowym lub równoważnego czasu pracy, wydłużenie dyżurów poza minimum przewidziane w programie specjalizacji wyłącznie za zgodą lekarza. Autorzy projektu tłumaczyli, że rezydentom trzeba przede wszystkim stworzyć warunki do nauki – pod nadzorem bardziej doświadczonych kolegów.
Część z tych zapisów została zaakceptowana przez resort. Budzą one jednak sprzeciw pracodawców. Bogusław Beck przekonuje, że mogą one spowodować, że trudniej będzie zrealizować program specjalizacji, często nie uwzględnia on bowiem realiów pracy szpitali. Niedobory kadrowe mogą zaś sprawić, że lecznica nie będzie w stanie zagwarantować obecności kierownika specjalizacji lub lekarza specjalisty na każdym dyżurze, a to z kolei doprowadzi do zmniejszenia liczby miejsc rezydenckich.
Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, mówi wprost, że projekt w takim kształcie zniechęci szpitale do przyjmowania rezydentów – z powodów organizacyjnych i finansowych. – To niesamowita nadregulacja, która odbiera narzędzia do organizowania pracy dyrektorowi szpitala i opiekunowi specjalizacji. A do tego generuje konflikty pomiędzy poszczególnymi grupami – ocenia.
Łukasz Jankowski, szef stołecznej izby lekarskiej i wiceprzewodniczący zespołu przygotowującego projekt uważa, że ministerstwo pod pozorem prezentacji tego dokumentu próbuje sondować nastroje wśród partnerów społecznych. Jednak jego zdaniem to, co dzieje się od kilku tygodni wokół tej propozycji, prowadzi raczej do skłócenia środowiska niż wypracowania konstruktywnych rozwiązań.
Koszty zmian zaproponowanych przez rezydentów / DGP