Pieniądze, których zabrakło na najdroższe terapie w ubiegłym roku, mają trafić do szpitali do końca pierwszego kwartału
Pod koniec poprzedniego roku szpitale musiały zapłacić prawie 100 mln zł z własnej kieszeni za najdroższe terapie. To nawet 30 proc. kosztów na innowacyjne preparaty, za które powinien z zasady płacić Narodowy Fundusz Zdrowia. W grudniu 2018 r. placówki medyczne wyliczyły, że wydały 330 mln zł – NFZ zwrócił zaledwie 238 mln zł. Kłopot polega na tym, że szpitale nie mają z czego dokładać.
O tym, jakie leki będą dostępne dla chorych, decyduje Ministerstwo Zdrowia, ale już o finansowaniu – NFZ. Kiedy nie ma pieniędzy, leki są dostępne jedynie w teorii.
Problem dotyczył m.in. leczenia onkologicznego. Jeszcze na początku roku, w styczniu 2018 r., Fundusz płacił prawie całość wydatków. Z każdym miesiącem było coraz gorzej. W efekcie doprowadziło to do wstrzymania przyjęć pacjentów. Znany jest przypadek szpitala w Lublinie, opisywany przez „Gazetę Wyborczą”. Przestano podawać leki chorym na raka płuc. 60 pacjentów nie miało nowoczesnego leczenia, otrzymywało tylko chemioterapię. Na wniosek dyrektora szpitala wojewódzki oddział NFZ odpowiedział wprost, że „nie dysponuje wolnymi środkami”, żeby sfinansować leczenie ponad limit. W sierpniu zeszłego roku dyrektor szpitala wskazywał w pismach do NFZ, że ten nie zapłacił 1,8 mln zł za leki, które placówka kupiła dla chorych, oraz 179 tys. zł za ich podanie. A żeby móc kontynuować leczenie, prosił o ponad 4,8 mln zł – w sumie chciał w celu zabezpieczenia leczenia ponad 6 mln zł.
Pod koniec zeszłego roku jeden z warszawskich szpitali zwrócił się do Funduszu o zwrot pieniędzy za leczenie chorych w ramach pakietu onkologicznego, czyli takich, za których powinien otrzymać pieniądze niezależnie od liczby przyjętych chorych. Otrzymał odpowiedź, że choć wniosek jest rozpatrzony pozytywnie, to nie ma obecnie możliwości wypłaty. Oddział Funduszu zaoferował 41,2 tys. zł zamiast 10 mln zł. I obiecał, że wniosek w pozostałej części rozpatrzy „w terminie późniejszym”. Kłopoty są również w Szczecinie.
Dzięki badaniom pacjent dowie się, że ma raka. I nie dostanie leczenia
W związku z tegoroczną zmianą w resorcie zdrowia osób decydujących o wydatkach na leki i całej polityce lekowej zmieniło się również podejście w kwestii refundacji. W zeszłym roku na listy weszło bardzo wiele nowości. Teraz, jak się dowiedzieliśmy, nie ma planów poszerzania wykazów o innowacje, priorytetem jest raczej ustabilizowanie sytuacji. Nowy wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski zapowiada, że chce doprowadzić do tego, żeby terapie stały się dostępne. To jednak stanie się kosztem nowości, na które na razie resortu zdrowia i NFZ nie stać. Może pojawią się one w połowie roku, ale wszystko jest uzależnione od możliwości uruchomienia dodatkowych środków, które znajdują się w rezerwie Funduszu.
Na razie Ministerstwo Zdrowia szuka oszczędności poprzez dość bezkompromisowe negocjacje z firmami farmaceutycznymi. Jedna z nich produkująca najbardziej popularne paski insulinowe dostała ultimatum: albo zejdzie z ceny, albo w ogóle nie znajdzie się na liście leków refundowanych. Podobnie było z medykamentami w programach lekowych – w pierwszym projekcie listy refundacyjnej na marzec wypadło około 30 popularnych oraz drogich terapii. Między innymi nie znalazł się tam znany preparat leczący aktywną postać zesztywniającego zapalenia stawów kręgosłupa (ZZSK). Firma musiała obniżyć cenę o 75 proc., inaczej nie znalazłaby się w refundacji, a chorzy musieliby korzystać z zamienników. To milionowe oszczędności. A także metoda na szukanie funduszy na nowe leki.
Maciej Miłkowski przekonuje, że liczy nawet na 10–15 proc. oszczędności dzięki negocjacjom. To może się przełożyć na refundację nowych leków.
Szymon Komorowski z Infarmy, Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych, podkreśla, że z najnowszego raportu IMS Health Quintiles wynika, iż gdyby dołożyć pieniędzy na leki do 20 proc. budżetu na zdrowie (obecnie wynoszą około 13–14 proc.), do 2050 r. polska populacja zwiększyłaby się o pół miliona. Do 2024 r. żyłoby 93 tys. więcej osób.
Na razie resort zdrowia zapowiada, że od 1 kwietnia operacje usunięcia zaćmy, tomografia i rezonans magnetyczny będą finansowane bezlimitowo (więcej w tekście obok).
– Bardzo dobra wiadomość. Tylko żeby nie było tak, że pacjent będzie mógł zdiagnozować dzięki temu, że ma raka. A potem nie otrzyma leczenia. Takie zmiany powinny iść razem ze zmianami w dostępie do leczenia – wylicza Wojciech Wiśniewski reprezentujący pacjentów.
Narodowy Fundusz Zdrowia przekonuje, że na leczenie w 2018 r., na leki w programach lekowych oraz te stosowane w chemioterapii wydał 3,995 mld zł, tj. ok. 100 mln zł więcej niż w 2017 r. Podobnie jak w latach ubiegłych, tak i w bieżącym roku trwają w Funduszu prace weryfikujące dane przekazywane przez świadczeniodawców, mające na celu rozliczenie nadwykonań. Ze wstępnych analiz wynika, że kwota zgłoszonych nadwykonań wynosi ok. 70 mln zł. Planowany termin zakończenia prac i ostatecznego rozliczenia przez OW NFZ ww. nadwykonań jest przewidywany na koniec I kwartału 2019 r.