Pierwszy roboczy dzień, w którym obowiązywały wyłącznie e-zwolnienia, był dla systemu informatycznego najpoważniejszym testem. W opinii lekarzy – oblanym, zdaniem rządzących – zwieńczonym sukcesem.
Mają o tym świadczyć liczby: jeszcze przed godz. 15 poinformowano o 100 tys. elektronicznych zwolnień, wystawionych tylko w poniedziałek. Papierowych było zaledwie 47. Choć nie jest to pełen obraz, ponieważ druki w przeciwieństwie do e-ZLA nie trafiają do ZUS od razu, pokazuje jednak proporcje.
Z drugiej strony wczoraj od samego rana zdenerwowani lekarze alarmowali o awariach platformy ZUS. Media społecznościowe zasypały zdjęcia ekranów komputerowych z komunikatami, że strona nie działa. – Cierpią na tym nasi pacjenci, a my nie możemy normalnie pracować – żalili się medycy.
– Obecnie nie można wysłać żadnego zwolnienia e-ZLA, nie można też wydrukować zwolnień papierowych z systemu – lekarze marnotrawią czas i się denerwują, zamiast zajmować się pacjentami – mówił Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. – Przestrzegaliśmy przed tym i już w pierwszym dniu nie ma możliwości wystawienia e-zwolnienia. Dlatego nadal domagamy się fakultatywności, a nie obligatoryjności e-ZLA. Pragnę podkreślić, że nie jesteśmy przeciwnikami informatyzacji ochrony zdrowia, ale musi być ona dobrze przygotowana, bez szkody dla pacjentów i wdrażana powoli, systematycznie i we współpracy – dodawał.
Takie jest stanowisko części środowiska lekarskiego i pozostaje niezmienne, choć obowiązek stał się faktem z początkiem grudnia. Niektórzy medycy wywiesili już na drzwiach gabinetów informacje, że e-ZLA nie wystawiają. O niezdolności do pracy orzekać zamierzają na drukach opracowanych przez organizacje lekarskie. Szacuje się, że tych niepokornych jest kilka tysięcy, ok. 3 proc. spośród wszystkich mających uprawnienia do wystawiania zwolnień.
Pacjent z papierkiem
Problem jednak w tym, że przepisy przewidują wystawianie papierowych zwolnień tylko w określonych sytuacjach (np. braku dostępu do sieci, wizyty domowej) i tylko na formularzach wygenerowanych przez system. A i tak muszą być one w ciągu trzech dni do systemu wprowadzone. Co zatem stanie się z tradycyjnymi zwolnieniami wystawianymi przez zbuntowanych?
– Każdy taki przypadek będzie indywidualnie analizowany – zapowiedziała na wczorajszej konferencji prof. Gerturda Uścińska, prezes ZUS. Jak mówiła, Zakład będzie kontaktował się z lekarzem, który wystawił zwolnienia na druku i ustalał okoliczności. Co to znaczy dla pacjenta? Że nie musi się martwić. Papierowe zwolnienie powinien zanieść pracodawcy, a ten, wspólnie z Zakładem, będzie wyjaśniał zaistniałą sytuację. Prof. Uścińska przypomniała, że zasiłek chorobowy nie jest wypłacany od razu, gdy zwolnienie trafia do pracodawcy, tylko w następnym miesiącu. ZUS ma zatem czas na przeanalizowanie każdego przypadku.
– Żaden pacjent nie odejdzie z kwitkiem, nikt nie będzie poszkodowany, każdy otrzyma należne na chorobowym wynagrodzenie – zapewniał wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.
Także minister rodziny i pracy Elżbieta Rafalska podkreślała, że wszelkie problemy powinny być rozwiązywane „poza pacjentem”, by nie musiał mieć żadnych obaw, niezależnie od tego, w jakiej formie otrzyma zwolnienie.
Lekarze twierdzą, że do realizowania kontraktu z NFZ nie jest wymagane wystawianie zwolnień w taki sposób, w jaki domaga się tego ZUS. To kwestia pomiędzy lekarzem a Zakładem, NFZ w żaden sposób nie ingeruje w tę relację. Ani fundusz, ani resort zdrowia nie planują też wyciągania jakichkolwiek konsekwencji wobec medyków uchylających się od obowiązkowej informatyzacji.
Przejściowe problemy
Podczas wczorajszej konferencji ministrów i prezes ZUS, przyznawano, że rano system nieco spowolnił – ze względu na zwiększony ruch. To kolejny dowód na to, że duża część lekarzy postanowiła jednak dostosować się do nowego obowiązku.
Szefowa ZUS przeprosiła i zapewniła, że problemów już nie ma. Podawano, że w szczytowym momencie do systemu wpływało 17 e-zwolnień na sekundę, miał więc prawo się zawiesić – choć ani na chwilę nie stanął.
Z wczorajszej konferencji jasno wynika, że zarówno ZUS, jak i oba zaangażowane w sprawę resorty nie zamierzają ustawać w wysiłkach, by przekonywać lekarzy do informatyzacji. Zamiast straszyć konsekwencjami, ministrowie przypominali o ułatwieniach, jakie wprowadzili, by przekonać niezdecydowanych.
Elżbieta Rafalska poinformowała, że w specjalnym rejestrze jest już 6348 asystentów medycznych, którzy mogą wystawiać zaświadczenia w imieniu lekarzy. Wiceminister Cieszyński wskazywał, że ZUS wciąż prowadzi szkolenia dla medyków, a do 15 grudnia można składać wnioski o dofinansowanie np. zakupu sprzętu. W sumie jest na to 50 mln zł. O pieniądze na ponad 10 mln zł wystąpiło już ponad tysiąc praktyk lekarskich.
98 tys. lekarzy posiada certyfikat ZUS umożliwiający podpisywanie e-zwolnień
78 lat ma lekarz, który wystawił 50-tysięczne e-zwolnienie