Eksperci zorganizowanej przez DGP konferencji Kapitał dla Medycyny byli zgodni: większość kłopotów placówek medycznych jest nadal związana z ograniczeniami finansowymi. I to pomimo rosnących nakładów na system.

12 mld zł to łączne zobowiązania szpitali po I półroczu 2018 r., z czego zobowiązania wymagalne wyniosły 1,7 mld zł. To rekordowe wyniki. Większość powstaje w dużych placówkach: szpitalach klinicznych i instytutach.

– 20 proc. jednostek generuje 80 proc. długów – wyliczał dr Sebastian Susmarski, adiunkt w Katedrze Bankowości i Finansów Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego, w trakcie debaty dotyczącej zatorów płatniczych i terminowego regulowania należności w ochronie zdrowia. Podkreślał, że nie można przechodzić nad takim zadłużeniem do porządku dziennego. Chodzi bowiem o środki publiczne.

– Dlatego także w tym zakresie powinna obowiązywać dyscyplina finansów publicznych, a dyrektorzy, którzy źle zarządzają, powinni odpowiadać za niegospodarność – tłumaczył z kolei Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Eksperci przyznają, że sytuacji nie ratują nawet rosnące z roku na rok nakłady na szpitalnictwo.

– Koszty działalności idą systematycznie w górę. To efekt m.in. wzrostu płacy minimalnej czy kosztów mediów. Szpitalne kontrakty tych podwyżek po prostu nie uwzględniają – podawał przykłady Kozłowski.

Efekt? Lecznice kredytują się kosztem dostawców. To na nich przerzucane jest całe ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej. Zdaniem Andrzeja Stachnika, prezesa Związku Pracodawców Hurtowni Farmaceutycznych, powoduje to, że wiele podmiotów nie jest w stanie przetrwać na rynku.

– Wiele z nich albo wycofało się z rynku, albo zbankrutowało. Kontrahenci i dostawcy usług dla szpitali nie są w stanie wytrzymać braku płynności realizacji zobowiązań – podkreślał prezes Stachnik. – Wszyscy mówią o misji, dlatego nikt nie chce mówić o pieniądzach. Efekt będzie taki, że misja zmieni się w bankructwo.

W trakcie debaty eksperci poruszyli również kwestię przepisów, które nakładają na szpitale obowiązek wypłacania rekompensat w wysokości 40 euro za każdą niezapłaconą w terminie fakturę.

– To nie jest przejaw nierównego traktowania podmiotów, te pieniądze się kontrahentom szpitali po prostu należą – podkreślał Łukasz Kozłowski. Przypomniał, że resort przedsiębiorczości przygotował projekt zmian ustawowych, które mają pomóc w walce z zatorami płatniczymi, również tymi w lecznictwie. – Ale czy wprowadzanie kolejnych sankcji za nieterminowe regulowanie problem rozwiąże, skoro szpitali dalej nie będzie stać na opłacanie faktur w wyznaczonych terminach? – pytał.

Zmiany w społeczeństwie

Zdaniem ekspertów sytuacji nie poprawiło wprowadzenie ustawy zwiększającej nakłady na zdrowie. Chodzi o przepisy zakładające, że w 2024 r. wydatki na zdrowie mają wynieść minimum 6 proc. PKB.

– Pieniędzy jest obiektywnie więcej niż w poprzednich latach. Ale zmieniła się demografia i jest więcej starszych pacjentów, pojawiły się nowe terapie. Można więc powiedzieć, że pieniędzy w ciągu dekady przybyło dwukrotnie, ale obowiązków jest też dwa, a może nawet dwa i pół raza więcej – mówiła podczas panelu poświęconego finansowaniu służby zdrowia Elżbieta Rucińska-Kulesz, dyrektor pomorskiego oddziału NFZ.

Jak wygląda statystyka, pokazał Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego. Z jego analizy wynika, że w 2024 r. budżet na zdrowie będzie wynosił 145,6 mld zł, co oznacza wzrost o około 30 mld zł. Czy to dużo? Niekoniecznie, bowiem tylko z powodu starzenia się społeczeństwa wydatki wzrosną o 14,6 mld zł. 11 mld zł będzie nas kosztował wzrost wydatków na leki. Do tego 24 mln zł wyniosą koszty związane z wynagrodzeniami.

– W sumie wydatki wzrosną o 50 mld zł, czyli o 20 mld więcej, niż zostanie dodane – wyliczał Andrzej Fal.

Skąd pieniądze na kadry?

Jednym z poważnych obciążeń dla budżetów szpitalnych są wynagrodzenia dla kadr, co było tematem jednego z paneli. Wynoszą one 70–80 proc. I choć resort zdrowia przekazał dodatkowe środki na podwyżki, to część pochodzi z pieniędzy, które miały zostać przeznaczone na leczenie. Ponadto, jak przekonują dyrektorzy szpitali, obciąża to i tak ich budżety.

– Podwyżka pensji podstawowej oznacza wyższe kwoty płacone za dyżury. W efekcie dokładamy do wyższego wynagrodzenia tyle samo, ile przekazuje nam ministerstwo – mówi Paweł Chodyniak, prezes zarządu PCZ sp. z o.o. w Malborku.

Zdaniem Elżbiety Rucińskiej-Kulesz nie można tak tego dzielić, bo pieniądze na wynagrodzenia powinny się przekładać na lepszą sytuację pacjenta.

– Pracownicy medyczni mają prawdo do godnych pensji. Podwyżki są nieodłączną częścią budżetu na zdrowie – tłumaczyła.

Sieć pomaga czy przeszkadza?

Sytuację finansową miała poprawić sieć szpitali – rok temu szpitale spełniające konkretne kryteria otrzymały zobowiązanie finansowania na kilka lat i otrzymują w formie ryczałtu środki, którymi mogą elastycznie zarządzać. Co do skuteczności nowego rozwiązania zdania są podzielone. Zdaniem Marka Wójcika, pełnomocnika ds. legislacyjnych zarządu Związku Miast Polskich, sieć szpitalna wzmacnia mocnych (przykładem tego jest choćby to, że najmniejszym szpitalom powiatowym nie zawsze udało się wykonać ryczałt) i nie pomaga w oddłużaniu. Przede wszystkim statystyki wskazują, że wskaźnik promujący jakość leczenia zadziałał tylko w największych ośrodkach.

– Zaś zobowiązania w tym wymagalne, szpitali rosną z roku na rok – mówił Wójcik. I pokazywał analizy, z których wynika, że są województwa, w których zobowiązania wymagalne od 2005 r. wzrosły nawet 57 proc. – Poza tym sieć demoralizuje. Stałe i przewidywalne jest tylko finasowanie wynikające z planu finansowego NFZ, dodatkowe środki są później rozdzielane według uznania. Zyskują ci, którzy sobie dodatkowe środki wynegocjują – tłumaczył Wójcik. Jego zdaniem to niesprawiedliwy podział.

Zdaniem Pawła Orłowskiego z Zarządu Województwa Pomorskiego sama idea sieci nie była zła, jednak jej praktyczne wykonanie odbiega od założeń.

– Sieć miała zracjonalizować liczbę podmiotów na rynku, a tak się nie dzieje – mówił Orłowski.

Jego zdaniem stawianie na leczenie szpitalne świadczy o złej organizacji, bo to najdroższy sposób. Ale także – podobnie jak większość ekspertów biorących udział w konferencji – podkreślał, że głównym kłopotem jest brak środków. Jego zdaniem fałszywe jest stwierdzenie, że wystarczy wprowadzić dobre zmiany organizacyjne, bo pieniądze są w systemie. Zdaniem Pawła Orłowskiego pieniądze, owszem, są, ale zdecydowanie niewystarczające.

PARTNER