Do wyborów lokalnych zostały nieco ponad trzy miesiące, a w wielu jednostkach uruchamiane są kontrowersyjne programy leczenia niepłodności. Część z nich ma obowiązywać dłużej niż obecna kadencja władz.
Tego rodzaju decyzje zapadają m.in. w województwie lubuskim. – Nasz Departament Ochrony Zdrowia opracował program polityki zdrowotnej pn. „Leczenie niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in vitro dla mieszkańców województwa lubuskiego w 2018 roku”, skierowany bezpośrednio do par zamieszkujących teren województwa i zameldowanych na pobyt stały. Obecnie program znajduje się w ocenie Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji w Warszawie. Oczekiwany termin wydania opinii to początek sierpnia 2018 r. – mówi marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak. Program ma obowiązywać od sierpnia do grudnia 2018 r. W tegorocznym budżecie województwa już została zarezerwowana kwota 100 tys. zł na jego realizację.
Urząd marszałkowski zachodniopomorskiego na ten rok zarezerwował kwotę 300 tys. zł na dofinansowanie gminnych programów (wsparcie z budżetu województwa będzie mogło wynieść nie więcej niż 50 proc. całkowitej wartości programów in vitro). W wyznaczonym terminie do 22 czerwca zgłosiły się tylko władze gminy Szczecinek. – Ale jeśli znajdą się kolejne samorządy, chętnie je wesprzemy. Otrzymujemy sygnały, że nad podobnymi programami pracują radni z Koszalina i Kołobrzegu – słyszymy w urzędzie marszałkowskim w Szczecinie.
Konkurs ofert na realizację podobnego programu ogłosiły też władze woj. łódzkiego (termin składania ofert minął 9 lipca). W sumie w tym roku w budżecie regionu zarezerwowano 200 tys. zł. W oficjalnej dokumentacji programu stwierdza się, że okres jego realizacji przypadnie na lata 2018–2019 „z możliwością kontynuacji w latach kolejnych”.
W Warszawie, Poznaniu i Łodzi programy in vitro pojawiły się (po raz pierwszy lub jako kontynuacja) w dużej mierze jako reakcja na politykę rządu. Z końcem czerwca 2016 r. rządowy program refundacji in vitro, wprowadzony trzy lata wcześniej przez PO-PSL, został wygaszony (dzięki niemu urodziło się prawie 8,4 tys. dzieci). Podobny kierunek zaczynają teraz przyjmować mniejsze miasta. Niewykluczone, że w sierpniu radni Gorzowa Wielkopolskiego zagłosują za lansowanym przez działaczy PO programem obejmującym okres 2019–2021 (potrzeba 470 tys. zł rocznie). Z kolei decyzją radnych Słupska do końca 2022 r. na dofinansowanie procedur in vitro miasto wyda do 500 tys. zł (do 100 tys. zł rocznie, co ma pozwolić na dofinansowanie do 20 procedur in vitro).
Kontrowersje wśród części naszych rozmówców budzi to, że samorządy podejmują dalekosiężne decyzje o współfinansowaniu leczenia niepłodności właśnie teraz, czyli na kilka miesięcy przed zakończeniem kadencji. Czyżby już teraz zastawiano sidła na politycznych rywali i w ten sposób próbowano wprzęgnąć temat in vitro w kampanijną narrację? A może to „prezent” dla następców? W końcu jeśli władzę w samorządzie przejmie ekipa nastawiona sceptycznie do in vitro, rządy będzie musiała najprawdopodobniej zacząć od anulowania programu leczenia niepłodności. A to nie najlepszy start.
– Samorządy próbują w tej mierze zastępować rząd, dlatego bardzo dobrze, że takie programy tam powstają. Oczywiście, jeśli PiS przejmie gminy i powiaty, to należy się spodziewać, że te programy będą masowo wygaszane – przewiduje Bartosz Arłukowicz z Platformy Obywatelskiej.
Zdaniem posła PiS Jerzego Wilka obecne działania samorządów mają charakter polityczny, na potrzeby zbliżającej się wielkimi krokami kampanii wyborczej. – To dążenie do pozyskania lewicowego elektoratu zwłaszcza przez Platformę – ocenia polityk PiS. Przyznaje równocześnie, że temat jest delikatny i drażliwy. – In vitro to jednak nie jest zadanie własne władz lokalnych. Pytanie więc, jak do tematu podchodzą regionalne izby obrachunkowe, kontrolujące samorządowe budżety. Nawet jeśli doszłoby do wygaszenia niektórych z nich po naszych wygranych, nie jest powiedziane, że nie można zaproponować alternatywy, chociażby w postaci programu naprotechnologii – przekonuje poseł Wilk.
– Definicją polityki jest robienie czegoś dla ludzi, jednocześnie utrudniając życie przeciwnikom – komentuje politolog dr Marek Migalski. Ale wskazuje też, że w pewnych miejscach w Polsce, np. dużych aglomeracjach, podniesienie tego tematu może się politycznie opłacać, a w innych – może zaszkodzić.
2,5 mln nawet tylu Polaków może mieć problemy z płodnością. Na świecie może to być nawet 60–80 mln par
8395 dzieci urodziło się dzięki rządowemu programowi in vitro
20–40 proc. na tyle szacowana jest skuteczność zabiegu in vitro