Obecnie nasz system ochrony zdrowia nie jest przygotowany na efektywne zarządzania większą pulą pieniędzy – mówi Jarosław Kasprzak, dyrektor Wielkopolskiego Centrum Promocji Zdrowia, ekspert w dziedzinie zarządzania systemem opieki zdrowia.
PAP: Eksperci w dziedzinie opieki zdrowotnej, lekarze i inni pracownicy medyczni, a także pacjenci zdają sobie sprawę z tego, że polska służba zdrowia jest poważnie chora. Pan dobrze zna "pacjentkę". Jaka jest pana diagnoza?
Jarosław Kasprzak: Dzisiejsza "pacjentka" jest przewlekle chora i ma wielochorobowość oraz wielolekowość. Pytanie, czy do tej pory była właściwie diagnozowana i leczona? Nie trzeba być ekspertem, aby zobaczyć, że jest źle. Polska służba zdrowia stoi przed poważnymi wyzwaniami związanymi głównie ze zmianami demograficznymi oraz rozwojem chorób cywilizacyjnych. Nie można już sobie pozwolić na zaklinanie rzeczywistości i liczenie na to, że tylko większe nakłady finansowe rozwiążą narastające problemy. Kluczową sprawą jest dokonanie zmiany proporcji w wydatkowaniu pieniędzy między medycyną naprawczą a medycyną zapobiegawczą. Bez tej zmiany nadal będziemy służbą chorób, a nie służbą zdrowia.
PAP: Coraz częściej, także ze strony decydentów, padają takie stwierdzenia.
J.K.: Na wielu konferencjach, kongresach coraz częściej podnoszony jest temat profilaktyki i promocji zdrowia. Padają wyliczenia, że można dzięki temu znacząco obniżyć koszty leczenia. Tylko za tymi słowami nie idą żadne konkrety. Budżet NFZ-u w 2019 r. w zakresie profilaktyki zdrowotnej to około 200 mln zł. Jednostkowo to dużo, ale w skali całego budżetu, który przekracza 80 mld zł, to bardzo mało. Oczywiście NFZ nie jest jedynym źródłem finansowania służby zdrowia. Badania profilaktyczne powinny prowadzić do wcześniejszej diagnozy, ale przede wszystkim do tego, aby nie zachorować. Tymczasem obecny system premiuje choroby, a nie premiuje zdrowia.
PAP: Profilaktyka to także działania zmierzające do zmiany stylu życia.
J.K.: Kiedyś Albert Einstein powiedział, że "szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów". Przekładając to na obecne problemy zdrowotne, trzeba postawić na "lekarstwo": zdrowy styl życia, zdrowe odżywianie, wysiłek fizyczny. Oczywista sprawa, z którą praktycznie każdy się zgadza. Ale jakoś trudno wdraża się to w życie. A przecież choroby mają także bardzo poważne konsekwencje gospodarcze związane z kosztami leczenia, zwolnień lekarskich, rehabilitacją, utratą pracy – renty. Zdrowie to kapitał, inwestycja, a nie koszt.
PAP: Czy wystarczą inwestycje w promocję zdrowia?
J.K.: Nie. Na przykład Polska ma ogromny potencjał do zagospodarowania – rolnictwo. Stawiając na zdrowie, a nie na choroby, ma ono szansę na dynamiczny rozwój. Zdrowe odżywianie, dieta w oparciu o naturalną, a nie wysoko przetworzoną żywność jest fundamentem zdrowia. Takie założenia przyświecają projektowi "Dolnośląska Zielona Dolina Żywności i Zdrowia", który jest powiązany m.in. z klastrem biotechnologicznym Nutribiomed z Wrocławia. Liderem projektu jest prof. Tadeusz Trziszka. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby powstał projekt ogólnopolski "Polska Dolina Żywności i Zdrowia". Zdrowie publiczne to nie jest tylko sprawa Ministerstwa Zdrowia, ale to sprawa każdego obywatela, który w znacznym stopniu jest odpowiedzialny za swoje zdrowie. Zmiana świadomości w tym zakresie jest także "lekarstwem".
PAP: Wracając do samego systemu zdrowia. Czy potrzebne są rewolucyjne zmiany, czyli reforma? Czy może systematyczne i konsekwentne naprawianie tego, co jest?
J.K.: Zawsze istnieje pokusa, żeby zrobić kolejną rewolucję, pytanie czy "pacjentka" jest w stanie to przetrzymać. Moim zdaniem nie. Rozsądek i rozwaga podpowiada, że systematyczne i konsekwentne naprawianie jest lepszym rozwiązaniem. Choć nie brakuje opinii, że dopiero, kiedy system się zawali, na jego gruzach można zbudować lepszy system.
PAP: Od czego, pana zdaniem, trzeba zacząć?
J.K.: Dzisiaj konieczne jest dokonanie rzetelnego audytu, który ujawni nam, jaką sytuację mamy. Przesłanką są m.in. rozbieżności, co do liczby poszczególnych chorób w określonych rejestrach, np. rak prostaty – w tym przypadku różnica między statystyką NFZ-u a statystyką Krajowego Rejestru Nowotworów wynosi około 40 proc. Są w Polsce zasoby osobowe i kompetencyjne, które można wykorzystać, by budować lepszy, przyjazny i efektywny system opieki zdrowotnej.
PAP: Czyli nie wystarczy sam wzrost nakładów na publiczną służbę zdrowia?
J.K.: Zapowiedź w expose premiera Mateusza Morawieckiego, że zdrowie stanie się jednym z priorytetów jego rządów, jest przełomowe, gdyż nigdy wcześniej nie miało to miejsca. Dzięki temu znajdzie się znacznie więcej pieniędzy, chodzi tu o miliardy złotych. Budżet NFZ-u na 2019 r. wynosi ponad 80 mld zł. Więcej środków publicznych w systemie zdrowia to oczywiście bardzo dobra wiadomość, ale pod jednym warunkiem: że potrafimy je dobrze zagospodarować.
PAP: Jaka jest pana opinia na ten temat?
J.K.: Niestety, obecnie nasz system ochrony zdrowia nie jest przygotowany na efektywne zarządzania większą pulą pieniędzy. Nie chodzi o wydanie pieniędzy, tylko o ich racjonalne inwestowanie. Czy więcej pieniędzy oznacza więcej zdrowia? Niekoniecznie. Dzisiaj mamy do czynienia z rozliczaniem procedur medycznych, a nie rozliczaniem efektywności leczenia. Gdy idziemy do mechanika, aby naprawić samochód, to oczekujemy sprawnego auta po naprawie. A gdyby chodzić do tego samego mechanika lub innych i mieć cały czas auto naprawiane i niesprawne, to jaki jest sens takiej naprawy? Oczywiście nie można porównywać zdrowia do auta, a mechanika do lekarza, chodzi tutaj o istotę procesu naprawczego.
PAP: Uczestnicy debaty "Wspólnie dla zdrowia", która się obecnie toczy, mają nadzieję, że wypracują wskazania, zalecenia, które będą realizowane przez kolejne rządy. Czy pana zdaniem jest szansa na to, że zalecenia będą na tyle "mocne", aby chcieli je realizować politycy?
J.K.: Powstanie inicjatywy „Wspólnie dla Zdrowia”, której głównym celem jest wypracowanie strategii dla zdrowia na najbliższe dekady, a nie tylko na lata, jest dziś najważniejszym wydarzeniem, a jednocześnie najmniej docenianym. Tymczasowość, kadencyjność, podejście, które można streścić w słowach: "aby do następnych wyborów", jest "chorobą chroniczną", która jest leczona "szkodliwym lekarstwem". Liczy się tu i teraz, a dalsza perspektywa nie ma znaczenia. Plan, jak zarządzać zdrowiem ponad podziałami politycznymi, to jedyna realna droga do poprawy zdrowia Polaków. Określenie, co chcemy osiągnąć, jak to osiągnąć i jak to weryfikować, czyli swoisty "indeks zdrowia", to strategiczne cele "Zdrowia 4.0".Biorąc udział w jednej z debat "Wspólnie dla zdrowia" jako jej uczestnik, mając doświadczenie z bycia w ciągu ostatnich kilku lat na ponad 50 konferencjach na temat zdrowia, uważam, że zapoczątkowana poważna debata o zdrowiu Polaków ma głęboki sens, a politycy otrzymają tak mocne argumenty, że będzie im trudno je zanegować. Niestety, czas pokaże czy racjonalizm zwycięży – co nie jest takie oczywiste – zwłaszcza w polityce. Wszyscy uczestnicy systemu zdrowotnego powinni trzymać kciuki za debatę, a w miarę swoich możliwości ją wspierać, ponieważ jest to przecież w interesie zdrowotnym wszystkich Polaków. Chciałbym na koniec dodać, że poruszone w wywiadzie sprawy to tylko "wierzchołek góry lodowej", wynikający z formuły wywiadu. Zagadnienia zdrowia to bardzo obszerny i poważny obszar działalności państwa.