Internista będzie musiał udzielać świadczeń na oddziale kardiologii czy w poradni gastroenterologicznej, a anestezjolog pracować równocześnie na bloku operacyjnym i OIOM-ie – takie będą, zdaniem rezydentów, skutki zmian, które chce wprowadzić resort zdrowia.
Klauzulę opt-out, pozwalającą pracować dłużej niż 48 godzin tygodniowo, wypowiedziało już więcej niż 3 tys. lekarzy; według rezydentów może być ich nawet ponad 4 tys. Akcję zainicjowali młodzi lekarze, by zwrócić uwagę, że jest ich zbyt mało. Wiele placówek ma w związku z tym problemy z zapewnieniem obsady na dyżurach.
Ministerstwo Zdrowia skierowało do konsultacji dwa projekty rozporządzeń, które mają pomóc dyrektorom szpitali i poradni zorganizować pracę w sytuacji braków kadrowych. Ma to umożliwić np. pełnienie dyżurów na kilku oddziałach. Zdaniem rezydentów to reakcja na sytuację skrajnego niedoboru lekarzy, który pojawił się po ich akcji.
– W projektach chodzi o to, by załatać braki kadrowe, legitymizując patologie w szpitalach i poradniach – uważa Marcin Sobotka z Porozumienia Rezydentów OZZL. W ocenie młodych lekarzy to działanie nie do końca zgodne z prawem. – Ale ministerstwo się ratuje wszelkimi możliwymi sposobami, bo nagle okazało się, że nawet taka akcja jak organicznie czasu pracy przez część lekarzy spowodowała ogromne problemy w funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej – mówi Marcin Sobotka.
Oburzenia propozycją ministerstwa nie kryje prezes NRL Maciej Hamankiewicz. – Skutki tego rozporządzenia mogą być katastrofalne, w szczególności dla pacjentów – przewiduje. Jego zdaniem nie ma to nic wspólnego z dobrem pacjenta i jakością opieki. – Wydaje się, że dolano benzyny do płonącego systemu. Jeśli na tych, którzy pozostaną w szpitalu, spadnie więcej pracy i odpowiedzialności, a tak się stanie, to z niemocy i bezsilności mogą się zdecydować na zmianę pracy – mówi prezes NRL.
– Czy tak ma wyglądać jakość opieki medycznej, że jeden lekarz ma pracować w poradni, znieczulić pacjenta, zostawić nieprzytomnego i mieć pod opieką jeszcze wszystkich chorych na internie, neurologii, ortopedii i nie wiadomo, gdzie jeszcze? – pyta retorycznie Hamankiewicz.
Na podobne skutki i związane z nimi ryzyko zwracają także uwagę rezydenci. – Te projekty stanowią duże zagrożenie i dla bezpieczeństwa pacjentów, i dla lekarzy, bo lekarz nie może być w dwóch miejscach jednocześnie – podkreśla Sobotka. Wskazuje, że w myśl nowych przepisów np. anestezjolog, który znieczula do zabiegów, miałby w tym samym czasie udzielić świadczeń na OIOM-ie. To samo ma się odbywać na innych oddziałach i w poradniach. – Będzie można łączyć udzielanie świadczeń w różnych komórkach placówki, czyli de facto przerzucać lekarza pomiędzy oddziałami szpitalnymi czy poradniami specjalistycznymi. Lekarz będzie jednocześnie na dwóch oddziałach albo na oddziale i w poradni. Tu widzimy zagrożenie – podkreśla Sobotka.
Jego zdaniem najbardziej skrajny jest przykład anestezjologów. – Czasami się zdarza, że taki specjalista np. znieczula na dwóch salach, tyle że one są obok siebie. A sale operacyjne i OIOM mogą funkcjonować w innych częściach szpitala. Może się zdarzyć, że lekarz będzie musiał być w dwóch miejscach jednocześnie, bo i tu, i tu nastąpi zatrzymanie krążenia u pacjenta –mówi.
– To jest sytuacja groźna i dla bezpieczeństwa prawnego lekarza, i dla zdrowia oraz życia chorych – dodaje Sobotka.
Etap legislacyjny
Projekty w konsultacjach