Podwyżka. To słowo to miód na serce pracownika, ale pracodawcę może przyprawić o zawał. Takie ryzyko niosą ze sobą zwłaszcza ostatnie podwyżki – o ironio – w służbie zdrowia. W uchwalonej w czerwcu ustawie, która je wprowadziła, nie gra praktycznie nic.
Po pierwsze regulacja, choć weszła w życie w połowie sierpnia, dotyczy lipcowych wzrostów wynagrodzeń. Bez żadnego uzasadnienia łamie więc zasadę niedziałania prawa wstecz. Stąd pojawiły się wątpliwości, czy rzeczywiście podwyżki (a de facto wyrównania wynagrodzeń) trzeba naliczać już od tego miesiąca.
Niestety ten kardynalny błąd to niejedyny przykład kiepskiej legislacji i rozwiązań budzących wątpliwości w praktyce. Cała ustawa jest nimi najeżona. Do końca nie wiadomo, kogo właściwie obejmuje swoim zakresem (problem dotyczy m.in. określenia kręgu „osób wykonujących zawód medyczny”) i jak wyliczać podwyżki w kolejnych latach. Pojawia się ryzyko, że systemy kadrowo-płacowe mogą nie nadążyć za ustawową rewolucją, co będzie oznaczać liczenie wynagrodzeń „na piechotę”, a tym samym dodatkową pracę działów kadr.
Pozostało
70%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama