W bieżącej kadencji parlamentu, podobnie jak w poprzednich, próbuje się utworzyć Inspekcję Bezpieczeństwa Żywności. Ma ona zastąpić trzy podległe inspekcje zajmujące się kontrolą jakości produktów rolnych, bezpieczeństwem stosowania środków ochrony roślin oraz bezpieczeństwem weterynaryjnym nieprzetworzonych produktów zwierzęcych.
Jest to logiczna zmiana organizacyjna, która ma uporządkować kontrolę nad produktami rolnymi. Jednak projekt ustawy idzie dalej, pozbawiając inspekcję sanitarną możliwości kompleksowej kontroli, nadzoru nad żywnością i żywieniem człowieka oraz działań promujących jakość żywności i kształtowania w społeczeństwie prawidłowych, służących zdrowiu nawyków żywieniowych.
Ustawa „O Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności” rozbija nadzór nad żywnością i żywieniem człowieka, co należało dotychczas do właściwości organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Zakłada ona bowiem pozbawienie uprawnień tej instytucji w zakresie kontroli żywności, przekazując zadania do tworzonej na nowo inspekcji. Koncepcja wydzielenia organizacyjnego nadzoru nad żywnością mogła być aktualna w latach 50.–60. ubiegłego stulecia, kiedy to w Polsce istniały realne zagrożenia związane z chorobami zakaźnymi zarówno u zwierząt, jak i u ludzi. Infekcje zakaźne, np. bruceloza, gruźlica, włośnica, były powszechne u zwierząt i ich przenoszenie do środowiska człowieka również było częste, co wynikało z niskiego poziomu higieny.
Jednak przez ostatnie kilka dekad sytuacja diametralnie się zmieniła. Poprawiły się zarówno sanitarnohigieniczne warunki hodowli zwierząt, jak i życia ludzi w wyniku upowszechnienia zaopatrzenia w wodę do spożycia, kanalizacji i gospodarowania ściekami. Niebagatelny wpływ na poprawę miał funkcjonujący w Polsce system nadzoru nad żywnością. Łazienka w domu przestała być luksusem, powszechne stało się przechowywanie żywności w lodówkach i zamrażarkach. Wpływ na poprawę sytuacji sanitarno-epidemiologicznej miały powszechne szczepienia ochronne i dostępność antybiotyków. Obecna sytuacja epidemiologiczna w zakresie chorób zakaźnych w Polsce jest korzystniejsza aniżeli w innych krajach Europy, nawet tych lepiej rozwiniętych.
Powszechnie stosowany wskaźnik zdrowotny na świecie pokazuje, że choroby zakaźne są przyczyną niecałych 4 proc. chorób, na które zapadają mieszkańcy naszego kraju. Jest to wskaźnik niższy niż w większości krajów rozwiniętych Europy. Problemem epidemiologicznym ludności w Polsce są obecnie choroby cywilizacyjne: układu krążenia i nowotwory, co jest skutkiem przede wszystkim stylu życia – braku aktywności fizycznej i wadliwego sposobu odżywiania. W tym względzie odbiegamy wyraźnie in minus od innych krajów rozwiniętych. Dlatego też instytucje nadzorujące winny zajmować się kompleksowo nadzorem nad żywnością, żywieniem człowieka, a przede wszystkim działaniami promującymi prozdrowotny tryb życia (prawidłowe odżywianie, aktywność fizyczna) i ostrzegającymi przed substancjami szkodliwymi dla zdrowia (palenie tytoniu, nadużywanie alkoholu). Działania te nie mogą ograniczać się jedynie do funkcji kontrolnych i aby były skuteczne, muszą zawierać elementy edukacji zdrowotnej społeczeństwa. Tylko takie kompleksowe podejście może zniwelować dystans, jaki dzieli nas od krajów rozwiniętych. Takie jest również podejście organizacji międzynarodowych zajmujących się zdrowiem, w tym Światowej Organizacji Zdrowia i instytucji unijnych. W strukturach unijnych istnieje instytucja zajmująca się zdrowiem publicznym ludzi i zwierząt pod nazwą Dyrekcja Generalna ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności (DG SANTE), inspekcja sanitarna w Polsce te zadania kompleksowo wykonuje, skupiając się, oprócz nadzoru i kontroli nad żywnością i żywieniem, przede wszystkim na edukacji zdrowotnej i promocji zdrowego stylu życia.
Tymczasem czytając projekt ustawy „O Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności”, mam poczucie, że cofam się do lat 60. ubiegłego stulecia, gdzie choroby zakaźne są główną przyczyną zachorowań i zgonów Polaków, zaś choroby cywilizacyjne jeszcze nam nie zagrażają. Widać, że ustawę przygotowali ludzie nieznający się na współczesnych zagadnieniach zdrowia populacyjnego, epidemiologii chorób i zagrożeń zdrowotnych.
W uzasadnieniu do wspomnianego projektu zaznacza się, że proponowane zmiany usprawnią nadzór nad żywnością. Nie mogę sobie wyobrazić realizacji tego celu w przypadku na przykład kontroli stołówki szkolnej czy szpitalnej. Obecnie kontrolę sanitarną przeprowadzają pracownicy inspekcji sanitarnej, którzy sprawdzają jakość produktów spożywczych i sposób ich przechowywania, warunki przygotowywania posiłków, jakość wody do spożycia czy gospodarkę odpadami. Kontrola obejmuje również ocenę jadłospisów. Tymczasem według nowych propozycji jakość żywności będzie kontrolował przedstawiciel Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności na poziomie powiatu, niemający kompetencji w zakresie żywienia człowieka i zdrowia ludzi. Zgodnie bowiem z projektem wspomnianą inspekcją na poziomie powiatu ma kierować lekarz weterynarii ze specjalizacją w zakresie epizootiologii i administracji weterynaryjnej lub higieny zwierząt rzeźnych i żywności pochodzenia zwierzęcego, lub prewencji weterynaryjnej i higieny pasz. Nic bardziej śmiesznego nie można było wymyślić. Nie wyobrażam sobie specjalisty od higieny pasz decydującego o funkcjonowaniu lub zamknięciu stołówki szpitalnej. Przecież to wymaga wiedzy z zakresu żywienia człowieka. Poza tym zamiast jednej kontroli stołówka będzie kontrolowana przez dwie oddzielne instytucje: Inspekcję Bezpieczeństwa Żywności, która skontroluje jakość produktów żywnościowych, zaś inspekcja sanitarna sposób ich przygotowania. Kto będzie kontrolował warunki przechowywania żywności? Tego nie wiadomo. A w uzasadnieniu do projektu zaznacza się, że nadzór nad żywnością ulegnie usprawnieniu.
W ustawie zakłada się także, że nadzór nad żywnością będzie mógł być wykonywany przez „inne osoby wyznaczone do wykonywania czynności objętych kontrolą”. Organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej angażują do kontroli jedynie pracowników zatrudnionych w tej instytucji, posiadających odpowiednie kwalifikacje i uprawnienia. Są więc niezależne w swoim działaniu od podmiotów produkujących żywność i zajmujących się jej obrotem. Tymczasem zlecanie zadań kontrolnych podmiotom prywatnym stwarza zagrożenie postępowań nieobiektywnych, czego doświadczano wielokrotnie w praktyce nadzoru nad żywnością w ostatnich latach. Nie bez przyczyny formułowane są tezy, że chodzi o transfer publicznych środków do sektora prywatnego.
Wypada również wspomnieć o potencjale laboratoryjnym Państwowej Inspekcji Sanitarnej. System akredytowanych laboratoriów tej inspekcji jest uznawany przez instytucje międzynarodowe i kraje, do których Polska żywność jest eksportowana. Po wejściu do Unii Europejskiej przeznaczono ogromne środki na ich dostosowanie do standardów unijnych i światowych. Przeprowadza się w nich badania czynników szkodliwych dla zdrowia człowieka w różnych mediach, np. metale ciężkie czy pestycydy są badane nie tylko w żywności, ale również w wodzie, ściekach, pyłach czy glebie. Po wejściu w życie ustawy „O Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności” trzeba będzie stworzyć nowe laboratoria przeznaczone tylko do badań żywności, co będzie skutkowało ograniczeniami funkcjonalnymi lub zamknięciem części tych obecnie funkcjonujących w strukturach inspekcji sanitarnej. A co z ich akredytacją? Proces ten jest przecież bardzo kosztowny i musi być zaakceptowany przez instytucje unijne, co nie odbywa się z dnia na dzień.
I wreszcie na koniec. Czemu ma służyć proponowana w projekcie zmiana? Polska żywność jest eksportowana do wielu krajów i jej jakość sanitarna i zdrowotna jest ceniona na świecie. System kontroli żywności przez funkcjonujące wyspecjalizowane inspekcje: sanitarną i weterynaryjną, jest uznawany i oceniany bardzo wysoko przez podobne instytucje w innych krajach, o czym przekonuję się, uczestnicząc w wielu konferencjach naukowych na obu półkulach. Wielokrotnie proszono mnie jako urzędującego lub byłego głównego inspektora sanitarnego o przedstawienie struktury organizacyjnej i funkcjonalnej tej instytucji na konferencjach naukowych nie tylko w Europie, ale np. w USA.
Producenci żywności, jak również organizacje ich reprezentujące, np. Polska Federacja Producentów Żywności skupiająca ponad 100 największych firm żywnościowych w Polsce, w sposób otwarty popierają obecny system nadzoru. A w wyniku zmian ryzyko utraty zaufania do polskiej żywności za granicą jest bardzo duże. W obliczu nadprodukcji żywności na świecie wiele krajów tylko czeka, by zająć nasze miejsce. Istnieje jeszcze jedna zasada ogólna mówiąca o tym, że sektor produkcji żywności nie powinien sam siebie kontrolować. Gdyby jednak wspomniana inspekcja powstała, konieczne byłyby zmiany w ustawie o działach administracji rządowej. Sprawy zdrowia ludzi bowiem zgodnie z tą ustawą należą do wyłącznej kompetencji ministra zdrowia. Powstanie inspekcji stworzyłoby kuriozalną sytuację kompetencyjną: za zdrowie ludzi musiałby być odpowiedzialny również minister rolnictwa.