Ministerstwo Zdrowia chce umożliwić publicznym placówkom z kontraktami z NFZ przyjmowanie pacjentów również odpłatnie. Jednak zdaniem prawników pomysł może być trudny w realizacji.
Eksperci uważają, że należałoby doprecyzować przepisy, by publiczne szpitale nie bały się udzielania komercyjnych świadczeń zdrowotnych. Teraz teoretycznie jest to możliwe – na co wskazywały wcześniejsze interpretacje ministerstwa – ale NFZ tego nie akceptował.
Przepisy planowano już dawno uściślić, ale politycy bali się reakcji pacjentów i zarzutów, że odpłatni mogą być lepiej traktowani. – Diabeł tkwi w szczegółach. Brak precyzyjnych przepisów może doprowadzić do przerzucania kosztów na chorych i ograniczenia dostępności opieki – mówi Wojciech Wiśniewski z onkologicznej fundacji Alivia. Ale dodaje, że obecna sytuacja „NFZ albo nic” często również się nie sprawdza. – Precyzyjne wyznaczenie granicy pomiędzy bezpłatną i częściowo odpłatną opieką mogłoby być receptą, która pozwoli wesprzeć niedofinansowane ośrodki – wyjaśnia Wiśniewski. Podobnego zdania są też inne organizacje. – To rozwiązanie może nieść ryzyka, ale może mieć też zalety. Szpitale mogłyby zarabiać na bieżące potrzeby, niwelować straty wynikające ze zbyt niskich wycen części świadczeń, a to, w jakiej są kondycji finansowej, ma wpływ też na jakość opieki – mówi Dagmara Samselska, przewodnicząca Unii Stowarzyszeń Chorych na Łuszczycę. Zwraca uwagę, że pacjenci już teraz często muszą się leczyć komercyjnie, a po zmianach mieliby większy wybór i szansę na niższe ceny. – W leczeniu łuszczycy placówki inwestują w drogi sprzęt do naświetleń, ale ze względu na finansowanie z NFZ jest on tylko w części wykorzystywany. Umożliwienie komercyjnego użycia tych urządzeń mogłoby poprawić dostępność terapii pod warunkiem równocześnie dobrej, propacjenckiej polityki szpitali – dodaje Samselska.
Powiatowe szpitale za, prywatne przeciw
Samorządowe szpitale od dawna zabiegały o taką zmianę. Ale zwracają uwagę, że wiele sprzętu zakupiono dzięki unijnym dotacjom i przez określony czas (zazwyczaj 5 lat) nie mogą korzystać z niego komercyjnie. Część wykonywała jednak wybrane procedury odpłatnie, ale nie afiszowała się z tym. – Były raporty NIK wskazujące na ten fakt, ale żadna z dużych placówek nie straciła z tego powodu kontraktu – mówi Jerzy Gryglewicz, ekspert Uczelni Łazarskiego. Jego zdaniem przejście na system ryczałtowy związany z planowanym wdrożeniem sieci szpitali, gdy te nie będą mogły ubiegać się o zapłatę za nadwykonania, ułatwi sprawę. Placówki będą wiedziały, dokładnie ile pieniędzy dostaną na większość procedur i będą mogły zaplanować wykonywanie części komercyjnie.
Szpitale prywatne generalnie są przeciwne zmianie. – Zainwestowaliśmy w sprzęt miliony złotych. Z własnych pieniędzy. Sąsiedni szpital publiczny dostał go m.in. od resortu zdrowia i może robić to, co my, po niższych kosztach – mówi szef jednej z placówek.
Komercyjne nie mogą blokować dostępu
Zdaniem ekspertów w wielu przypadkach komercyjna działalność będzie trudna lub wręcz niemożliwa. – Szczególnie w leczeniu szpitalnym trzeba mieć bowiem na względzie, że umowa o świadczenie usług zawarta z NFZ zobowiązuje placówkę do udzielania świadczeń całodobowo, przez wszystkie dni w roku – uważa Rafał Janiszewski prowadzący kancelarię doradczą specjalizującą się w problemach ochrony zdrowia.
To zaś oznacza, że trudno będzie wyznaczyć czas na realizację świadczeń komercyjnie. Teoretycznie w przypadku, gdy świadczeniodawca realizuje procedury medyczne na bieżąco i nie ma kolejek, a ma wolne moce przerobowe, może zrealizować usługę bezpłatnie. – Warunkiem jest jednak to, by jej wykonanie nie ograniczało dostępu do świadczeń pacjentom finansowanym ze środków publicznych – wyjaśnia Janiszewski. Ale po co wtedy ktoś ubezpieczony miałby płacić sam za leczenie?
– Kluczowym jest precyzyjne wyodrębnienie zasobów, na których udzielane będą świadczenia komercyjne – uważa Janiszewski. Jego zdaniem w przeciwnym wypadku istnieje zagrożenie podwójnego finansowania lub umożliwienie omijania kolejki.