Kiedyś biura podróży miały w ofercie kraj faraonów, bo tam najłatwiej było nawiązać współpracę z hotelami i wynegocjować upusty. Teraz muszą szukać nowych kierunków. Niestety droższych.
Egipt traci udziały wśród najpopularniejszych wakacyjnych kierunków Polaków
/
Dziennik Gazeta Prawna
Jedną z wielu konsekwencji konfliktu w Egipcie będą zmiany w polskiej branży turystycznej. Gdyby nie odwołane
wycieczki, branża mogłaby mieć przychody wyższe o 200 mln zł niż obecnie. Sytuacja może się stać podobna do tej po egipskim przewrocie w 2011 r. Rok po nim w Polsce zbankrutowało kilkanaście biur podróży, duża część z nich jako jeden z powodów podała kłopoty finansowe powstałe na skutek anulowania wylotów do Egiptu.
Teraz, jak szacują eksperci, także można się spodziewać bankructw, ale już nie na taką skalę. – Wówczas z rynku zniknęły również duże podmioty, jak Triada czy Sky Club. Obecnie, co najwyżej zagrożeni mogą być mniejsi gracze – uważa Tomasz Rosset, sekretarz generalny Polskiej Izby Turystyki. – Większość touroperatorów wyciągnęła bowiem wnioski z ostatniej lekcji i zdywersyfikowała swoją działalność, rozszerzając liczbę kierunków, do których organizuje
wycieczki.
Zrobili to zwłaszcza najwięksi. Dlatego czołówka polskiej turystyki w postaci 30 biur podróży odpowiadających za 90 proc. obrotów na tym rynku jak na razie wychodzi z sytuacji bez szwanku. – Turyści, którzy mieli jechać z tymi biurami do Egiptu, przenoszą się na inne kierunki u tego samego organizatora – wyjaśnia Krzysztof Piątek, prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki, prezes
Neckermann Polska.
Podobny proces obserwuje Piotr Henicz, wiceprezes zarządu Itaki. 95 proc.
klientów tego biura zmienia rezerwacje na inny kierunek, ale taki, który jest dostępny w jego ofercie.
Najmniejsi na bruk
Kto więc nie straci w tym roku na egipskich zamieszkach? Przede wszystkim ci touroperatorzy, którzy wysyłają
klientów również do Grecji, Hiszpanii, Bułgarii czy Turcji. To właśnie te kierunki Polacy najchętniej wybierają po anulowaniu wyjazdu do Egiptu – wynika z analizy przygotowanej przez Travelplanet.pl, największego polskiego multiagenta turystycznego.
Prawda jest jednak taka, że tylko najwięksi gracze posiadają rozbudowany program. U nich turyści są w stanie znaleźć alternatywę dla wcześniej zarezerwowanych wczasów. Mniejsze biura wciąż jeszcze wysyłają klientów do trzech – czterech krajów, spośród których przynajmniej dwa to kraje arabskie. Pozostałe kierunki arabskie, zwłaszcza Tunezja i Maroko, nie cieszą się zaś ostatnio zbyt dużym zainteresowaniem turystów. Tunezja jest dopiero na siódmym miejscu wśród najchętniej odwiedzanych krajów za pośrednictwem biur podróży. Udział tego kierunku spadł w tym roku wśród tych najchętniej rezerwowanych o 4,1 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym i kształtuje się na poziomie 3,9 proc. Jeszcze większa utrata udziałów nastąpiła w przypadku Maroka, które teraz plasuje się nawet poza pierwszą dziesiątką najpopularniejszych wakacyjnych miejsc. Spadek udziałów o 16,9 proc. do zaledwie 1,1 proc. daje temu krajowi dopiero dwunaste miejsce – wynika z najnowszego raportu Polskiego Związku Organizatorów Turystyki.
Powodem są zamieszki, które również miały miejsce w tych krajach. W przypadku Tunezji działa jeszcze dodatkowo efekt nasycenia. Jest to jeden z pierwszych krajów, do których proponowali wycieczki touroperatorzy zaczynający działalność w wolnej Polsce. To oznacza, że odwiedziła go, i to nie raz, większość osób wyjeżdżających na zorganizowane wakacje.
Wszystko to sprawia, że mniejsze biura mogą mieć kłopot z realizacją tegorocznego biznesplanu, przez co może im nie wystarczyć pieniędzy na wykupienie gwarancji ubezpieczeniowej na kolejny rok. Zwłaszcza że od maja tego roku polisy muszą być przedłużane na nowych zasadach. Dla małych i średniej wielkości biur oznacza to nawet czterokrotnie większy wydatek niż dotychczas. A jak wyliczyło Ministerstwo Sportu i Turystyki, w sierpniu ważność tracą polisy 380 biur podróży. Kolejnych co najmniej kilkadziesiąt będzie musiało je wykupić we wrześniu.
Do tego, jak zauważają eksperci z Bisnode D&B Polska, kondycja polskiej branży turystycznej wciąż pozostawia wiele do życzenia. Według danych za I półrocze tego roku dobrą sytuacją mogą się pochwalić najwięksi gracze zatrudniający powyżej 250 osób. Wśród nich 63 proc. to podmioty w bardzo dobrej i dobrej kondycji finansowej. Najsłabiej na tym tle prezentują się średniej wielkości biura, te zatrudniające od 10 do 25 osób. Aż 60 proc. z nich było w tym czasie w bardzo złej i słabej kondycji finansowej. Do tego, jak wynika z danych Krajowego Rejestru Długów, średni dług podmiotu działającego w tej branży wynosi ponad 20 tys. zł, czyli o 7 tys. zł więcej niż rok temu. – Nie zwiększyła się przy tym liczba dłużników, czyli nowe firmy nie popadają w długi. Oznacza to, że nie radzą sobie w dalszym ciągu ci, którzy mieli kłopoty w poprzednich latach – dodaje Andrzej Kulik z KRD.
Rządowe dopłaty
Niestabilna sytuacja w Egipcie może zagrozić również nowym podmiotom, które chciały się związać z czarterową turystyką wyjazdową. Dotychczas większość debiutujących biur swój podbój rynku rozpoczynała z ofertą wakacji w Egipcie. Był to jeden z najpopularniejszych, całorocznych kierunków turystycznych w naszym kraju. Przez wiele lat plasował się na pierwszym miejscu wśród najchętniej wybieranych miejsc letnich i zimowych wakacji. W tym roku w sezonie letnim jest już na trzeciej pozycji. Obecnie jego udziały w rynku wynoszą 15,9 proc., czyli są mniejsze o 13,1 proc. w porównaniu z 2012 r. – wynika z danych Polskiego Związku Organizatorów Turystyki.
Z kolei początkującym najłatwiej było nawiązać współpracę właśnie z hotelarzami z Egiptu. Nikt nie wymagał od biura, by udokumentowało wieloletnią historię działalności. Wystarczyło mieć pieniądze na rezerwację noclegów, i to nie zawsze na wszystkie miejsca w hotelu. Można było bowiem dokonać przedpłaty tylko za część kontyngentu. Takie możliwości pojawiły się zwłaszcza po zamieszkach w Egipcie, kiedy to przedsiębiorcom z tego kraju zależało na odbudowaniu zagranicznego ruchu turystycznego. Do tego właściciele hoteli godzili się na liczne upusty w cenach noclegów. Jak tłumaczą przedstawiciele branży, robili to zresztą od dawna. Egipt był miejscem, gdzie najdynamiczniej rozwijała się infrastruktura hotelowa. To wymuszało konkurencję na rynku, a tym samym i walkę cenową o kontrahentów z zagranicy.
– Egipt był tani, bo przez wiele lat istniały rządowe dopłaty, na które mogły liczyć biura podróży specjalizujące się w wycieczkach do tego kraju. Nie wiadomo, czy przetrwają one po tegorocznych zamieszkach – mówi Tomasz Rosset.
Rząd Egiptu partycypował w kosztach poniesionych na działania marketingowe związane z promowaniem tego kraju w Polsce, zwracał biurom podróży pieniądze za puste miejsca w samolotach, aby nie ponosiły strat. To wszystko powodowało, że był to obowiązkowy kierunek w zasadzie większości działających w Polsce touroperatorów. Teraz, nie dość, że oparcie na nim swojego biznesu jest bardziej ryzykowne, to jeszcze wiązać się może z większymi niż dotychczas kosztami. Klienci mogą zapamiętać biurom podróży, że robiły trudności, w sytuacji rezygnacji z imprezy i ubieganiu się o zwrot 100 proc. wpłaconych pieniędzy. Z tego m.in. powodu rezerwacja wycieczek w Egipcie może odbywać się na ostatnią chwilę, czyli w ofercie last minute.
– A znalezienie kontrahentów w Hiszpanii czy Grecji, które mogą stanowić alternatywę, jest trudniejsze niż jeszcze dwa – trzy lata temu. Lokalni przedsiębiorcy ze względu na kryzys stali się bardziej ostrożni w dobieraniu partnerów biznesowych – tłumaczy Marek Andryszak, prezes TUI Poland.
Będzie drożej
Jednak nie tylko biura mogą ponieść konsekwencje sytuacji w Egipcie. Odczują je także turyści. Jeśli bowiem tamtejsze ulice nie uspokoją się w kolejnych tygodniach, Egipt może zniknąć z oferty biur podróży również w sezonie zimowym.
Turyści będą szukać innych kierunków. – A jak wiadomo, im większe zapotrzebowanie na dany produkt, tym jego cena wyższa – zauważa Marek Andryszak. Dało się to zresztą zauważyć w tym roku w sierpniu. Po tym, jak najwięksi touroperatorzy anulowali wyloty do Egiptu, cena wycieczek do innych krajów z terminem wylotu na ostatnie dni wakacji wzrosła o kilka procent.
Jak tłumaczy Piotr Henicz, ten wzrost cen może wynikać z tego, że biura podróży ze względu na większy popyt nie musiały stosować tak dużych zachęt jak wcześniej, by sprzedać ofertę na koniec sezonu. Podobnie może być w kolejnych latach, jeśli Egipt nie znajdzie się w wakacyjnych katalogach.
– Czekamy, co się wydarzy. Na razie klienci powstrzymują się od rezerwacji wczasów w Egipcie w sezonie zimowym, choć dajemy taką możliwość – tłumaczy Marek Andryszak i dodaje, że na zimę TUI Poland przygotowało miejsca dla ok. 3 tys. osób w Egipcie. Cała oferta biura to natomiast 30 tys. miejsc.
Z drugiej strony rynek nie lubi próżni. Dlatego zamieszki w Egipcie mogą przyczynić się do rozwoju czarterowej turystyki wyjazdowej w nowych kierunkach.
– Jeszcze kilka lat temu Chorwacja była oferowana wyłącznie z dojazdem własnym. Obecnie jest i w opcji z dojazdem samolotem. W programach biur pojawiły się też Bułgaria czy Czarnogóra. Teraz być może nadszedł czas na to, by na stałe w ofertach zagościły Albania czy Rumunia – mówi Tomasz Rosset.
Naszedł koniec specjalizacji na rynku biur podróży
Zamieszki w Egipcie, a w poprzednich latach w Tunezji i Maroku, tylko utwierdziły touroperatorów w tym, że warto posiadać zdywersyfikowany produkt. Tylko wtedy można mieć pewność, że uda się zrealizować założone na dany rok wyniki finansowe, a tym samym utrzymać płynność w firmie.
Dlatego od kilku już lat biura podróży w Polsce sukcesywnie rozszerzają swoją ofertę o nowe kierunki, a także o hotele w niższym i wyższym standardzie, by móc odpowiadać na potrzeby każdego klienta. Przykładem może być TUI Poland. Po przewrocie w Egipcie w 2011 r. biuro postanowiło wprowadzić do oferty nie tylko wycieczki objazdowe, lecz także wycieczki lotnicze do Dubrownika i Splitu w Chorwacji oraz Warny w Bułgarii. Również Itaka, największy touroperator w Polsce, zdecydowała się na taki krok. W 2012 r. na sezon letni biuro uruchomiło wyloty do Gruzji oraz Chorwacji. W tym roku zaś Itaka powróciła na Costa Blanca w Hiszpanii. Neckermann z kolei w tym roku do oferty dołączył Czarnogórę i Rumunię. Ale takie działania podejmują nie tylko najwięksi gracze na rynku. Także mniejsi starają się uniezależnić od siły wyższej. Przykładem może być biuro Citron Travel, które do tej pory specjalizowało się w wyjazdach na Cypr Północny. Od sezonu zimowego touroperator będzie też latać na Teneryfę.
To nie oznacza, że z rynku zupełnie znikną specjaliści. Specjalizacja nabiera po prostu innego wymiaru. A polega na organizowaniu wyjazdów wyłącznie dla dzieci lub młodzieży albo dla wąskiej grupy osób, które oczekują silnych emocji, takich jak spotkanie z krokodylem czy wdrapanie się na najwyższy szczyt Himalajów.