Według RateBeer Awards na świecie jest blisko 140 tys. gatunków piwa. Coraz więcej smakoszy staje się więc turystami i podróżuje śladami ulubionego trunku.
Zawsze jak gdzieś wyjeżdżam, pierwsze, co mnie interesuje, to jakie jest tam piwo, czy jest w okolicy browar, czy warzy coś ciekawego – Andrzej Olkowski, szef Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polskich, zapala się zapytany o podróżowanie śladami piw. – Jest w tym oczywiście trochę zboczenia zawodowego, ale jak się okazuje, takich zapaleńców jest znacznie więcej niż tylko ci związani zawodowo z przemysłem piwnym – dodaje.
Europejczycy, którzy wypijają ponad 342 mln hektolitrów złocistego trunku rocznie, coraz częściej zaczynają traktować go nie tylko jako napój, lecz także jako pasję, i starają się o piwie jak najwięcej dowiedzieć. I tak śladem enoturystyki, czyli wyjazdów winiarskich, coraz szybciej rozwija się turystyka piwna. – Browary były centrami gospodarczymi lokalnych społeczności: dawały zatrudnienie, rozwijały się wokół nich miasta, były też ośrodkami myśli technicznej. Nic więc dziwnego, że zaczęliśmy odkrywać je jako obiekty turystyczne – opowiada Marek Skrętny z gdańskiego browaru Amber. A branża browarnicza odkryła, że zainteresowanie turystyczne może także przełożyć się na sprzedaż piwa.

Poznaj piwo jopejskie

Jako pierwsze podróżników podążających piwnym szlakiem, czyli birofili, zaczęły zachęcać do przyjazdów największe browary, które zauważyły, że jest to świetny sposób na przywiązania konsumentów do marki. Otworzyły się nie tylko na wycieczki, lecz także zaczęły tworzyć specjalne muzea.
Kiedy w 1988 roku Heineken przenosił produkcję z historycznego browaru w centrum Amsterdamu, przeznaczył go na Heineken Experience, muzeum nie tylko samej produkcji piwa, lecz także historii kultury picia trunku w różnych częściach świata. W Muzeum Browaru Carlsberg w Kopenhadze, które odwiedza rocznie 150 tys. osób, jedną z większych atrakcji jest kolekcja 16 tys. butelek po piwach z całego świata. Do czeskiego Pilzna zaś coraz więcej turystów przyciąga Muzeum Piwowarstwa utworzone przy browarze produkującym Pilsner Urquell.
Nie trzeba było długo czekać, by pomysł podchwyciły polskie browary, zwłaszcza że nie mamy się czego wstydzić. Piwo warzy się u nas od średniowiecza: już wtedy niemal każde miasto mogło poszczycić się przynajmniej jednym browarem, a w XIV-wiecznym Krakowie, ówczesnej stolicy, było ich aż 25. Dziś w kraju działa 70 browarów. Pierwszy krok w kierunku rozwoju turystyki piwnej zrobiły największe polskie marki, które podobnie jak konkurencja na Zachodzie otworzyły muzea. W 2004 roku powstało Tyskie Browarium, wystawa przy browarze w Tychach z kolekcjami fotografii, kufli, beczek, butelek, podkładek – wszystko powiązane ze zwiedzaniem browaru. W 2010 roku zbiory były już tak duże, że wystawa zmieniła się w muzeum. Podobnie w 2006 roku na własne muzeum zdecydował się browar w Żywcu. Od innych tego rodzaju placówek różni się tym, że jest ono zlokalizowane w dawnych wykutych w skale piwnicach leżakowych Arcyksiążęcego Browaru. Eksponaty nie są odgrodzone, atmosfera jak przed wiekami. Zadziałało i turyści – tak birofile, jak i mniej zafascynowani piwem – zaczęli zjeżdżać się z całego świata. – Rocznie odwiedza nas już 100 tys. gości nie tylko z Polski. Jest więc niemal tak popularne jak Muzeum Narodowe w Warszawie – chwali się Sebastian Tołwiński z Grupy Żywiec. Muzeum stało się nawet częścią Europejskiego Szlaku Dziedzictwa Przemysłowego, a Żywiec poszedł za ciosem i by przyciągnąć turystów, organizuje co roku Festiwal Birofilia. Tegoroczny, który odbył się w ostatni weekend, przyciągnął 3,5 tys. kolekcjonerów, kilkuset browarników domowych oraz kilkanaście tysięcy piwoszy, którzy przyjechali ściągnięci wizją możliwości zakupu piwa z tak odległych miejsc jak Trynidad, Mauritius czy Sri Lanka.
– Właśnie dużym markom, jak Tyskie czy Żywiec, szczególnie gdy mają dłuższą historię, najłatwiej jest łączyć produkcję piwa z przyciąganiem turystów – przyznaje Olkowski. – Ale coraz częściej potencjał w takich działaniach widzą też małe browary. Tyle że kiedy duże starają się głównie o masowego klienta, piwa regionalne walczą też o podróżnika będącego raczej hobbystą, bardziej interesującego się piwami i tradycją piwną. Na świecie ten ruch jest już całkiem spory, u nas dopiero się pojawia – dodaje Olkowski. – Ale widać już wyraźnie, że ma coraz więcej zwolenników – zapewnia Skrętny. – Z jednej strony Polska i polskie piwa zaczynają być coraz bardziej interesujące dla birofili ze świata, którzy odkrywają, że i u nas jest wiele ciekawych gatunków napoju. Dostajemy pytania z całego świata, czy można przyjechać i obejrzeć browar – zapewnia menedżer Ambera.



Drugim elementem zwiększania zainteresowania turystyką piwną jest to, że sami coraz bardziej jesteśmy ciekawi lokalnych trunków oraz ich historii. A tę mamy naprawdę długą. W średniowieczu chłop wypijał przeciętnie 100 litrów piwa rocznie. Kryzys dla piwowarstwa nadszedł dopiero w XVIII wieku, kiedy pod chłopską strzechę trafiły spirytus i wódka. – Dziś na nowo odkrywamy historię naszych piw. Przykładowo tylko w Gdańsku produkowano przez wieki słynne piwo jopejskie, czyli piwo fermentujące spontanicznie nie z drożdży, tylko pleśni pokrywającej beczkę i piwnicę. Było bardzo gęste i aromatyczne jak syrop. Jednym z najsłynniejszych browarników produkujących je był Jan Heweliusz – dodaje Skrętny.
Śladami Gdańska poszły kolejne bałtyckie miasta, które chcą wykorzystać piwo do promocji. Na przełomie maja i czerwca w sklepach w Kołobrzegu pojawiło się lokalne Piwo Kołobrzeskie – samorząd podpisał umowę z pobliskim minibrowarem Kowal. Na jego etykietach umieszczono przedwojenne widoki kurortu. Podobnie zadziałały władze Darłowa, które poszły jeszcze dalej i razem z prywatnym inwestorem specjalnie budują browar. Bo choć miasto ma tradycje piwowarskie sięgające średniowiecza (kiedyś w mieście było 59 browarów), niestety żaden z nich nie przetrwał ostatniego wieku. Nowy browar, którego budowa ma się zacząć w przyszłym roku, a produkcję ma uruchomić w 2014 roku, warzyć ma piwo o nazwie Darłowiak.

Przewodnik dla piwosza

Podobnie do browarniczej tradycji przy okazji turystycznego promowania się zaczyna się odwoływać Poznań. Właśnie powstaje tam pierwszy w Polsce przewodnik browarniczy. Poznańska Lokalna Organizacja Turystyczna wpadła na pomysł wydania kompleksowego informatora o piwie w Poznaniu nie tylko z przewodnikiem po lokalach, lecz także po lokalnych browarach, ciekawych miejscach związanych z piwem, a nawet sklepach oferujących nietypowe trunki. Wydany ma zostać przed końcem tego roku.
Na tej dynamicznie rozwijającej się turystyce piwnej chcą skorzystać minibrowary, czyli tworzone na potrzeby jednej restauracji czy pubu. Restauratorzy w ten sposób wracają do korzeni piwowarstwa, a dodatkowo tworzą przy tym nowe niespotykane nigdzie indziej smaki, co jest ogromnym magnesem przyciągającym birofili. – Piwo piernikowe, truskawkowe, ciemne pszeniczne czy podwójny koźlak to tylko niektóre z nich. W takich właśnie miejscach mamy możliwość zasmakowania w piwie niefiltrowanym, niepasteryzowanym prosto z beczki, czyli świeżutkim niczym chleb z pieca. Inną zaletą takich browarów jest to, że zimą warzą inne piwa niż latem. Dlatego nie wystarczy zajrzeć do nich raz, by poznać ich ofertę – wyjaśnia Andrzej Gałasiewicz z Minibrowarów.pl. Dziś minibrowarów jest w Polsce 33, ale co chwilę powstają nowe. – Są chętnie odwiedzane także dlatego, że można porozmawiać z ich właścicielami, wymienić się doświadczeniami – podkreśla Gałasiewicz.
I dlatego coraz częściej trafiają one do przewodników miejskich, kierują do nich też lokalne informacje turystyczne. Powoli rynek piwnej turystyki zaczynają zauważać nawet biura turystyczne. Na razie browarnicze wyjazdy po Polsce, ale i do Czech, Belgii, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, są na razie ciekawostką. Za cztery dni takiej zagranicznej wycieczki trzeba najczęściej zapłacić około 600 – 700 zł od osoby. W cenie jest oczywiście także degustacja piw. I to właśnie ten element jest największym magnesem na birofili.