Zapewne i do waszych uszu dotarła wypowiedź wiceministra obrony, który parę dni temu stwierdził, że to Polska nauczyła Francuzów jeść widelcem. Oczywiście! Tak naprawdę określenie „miłość francuska” również zawdzięczają nam – wymyśliliśmy je zaraz po tym, jak Napoleon Bonaparte okazał nam miłość, a następnie zrobił nas w balona.
Volkswagen Golf GTI Clubsport / Dziennik Gazeta Prawna
Anglików nauczyliśmy parzyć herbatę, Niemców mówić po niemiecku, Włochów piec pizzę, a Amerykanom sprzedaliśmy licencję na McDonald’sa. Król Jordanii pochodzi z Jordanowa pod Rabką, piasek na Saharze jest importowany z Pustyni Błędowskiej, pracę nad piramidami egipskimi nadzorował Adam Słodowy, zaś serial „House of Cards” to nic innego jak anglojęzyczna kombinacja „Klanu”, „Pitbulla” i „Ojca Mateusza”. Norwegom zrobiliśmy fiordy, w Kenii dezaktywowaliśmy wulkan Kilimandżaro, a tygrysa bengalskiego nauczyliśmy się rozmnażać. Bez tego by wyginął.
Jednak cały ten wkład Polaków w rozwój cywilizacji uznać należy za bardzo skromny w porównaniu z tym, co zrobimy teraz. Na początek pokażemy światu, jak produkuje się naprawdę dobre śmigłowce, następnie wymyślimy skrzydło samolotu odporne na drzewa, a później przekonamy wszystkie kobiety do tego, by wróciły tam, skąd przyszły – do kuchni. I się nie odzywały. Jednak największe uznanie na skalę globalną zdobędziemy w chwili, gdy wyprodukujemy milion samochodów elektrycznych szybciej niż Volkswagen, a przy okazji rozwiążemy wszystkie problemy trawiące górnictwo. Polskie auto elektryczne będzie miało w bagażniku piec węglowy – wystarczy w nim napalić i prąd popłynie do baterii wykonanych z litu wydobywanego ze złóż odkrytych koło Bydgoszczy.
No dobra, koniec żartów i nabijania się. Zejdźmy na ziemię i zajmijmy się czymś poważnym, realnym i namacalnym. Zajmijmy się Golfem GTI Clubsport, którym ostatnio jeździłem. Pierwsze z tych słów, czyli „golf” w słowniku synonimów ma kilka odpowiedników. Jednym z nich jest „pulower”, co doskonale obrazuje charakter auta. To po prostu część garderoby, którą zakładacie na siebie zazwyczaj wtedy, gdy nikt poza waszym psem was nie widzi. Wygodny, ciepły, przytulny, trwały, niedrogi. Ten sam egzemplarz możecie nosić latami – w październikowy wieczór 2025 r. będzie dokładnie taki sam jak dzisiaj. Nudny. I dokładnie taki jest golf.
Jeżeli chodzi o GTI, sprawa wygląda nieco inaczej. To sweter z drapiącej wełny założony na gołe ciało. Poprawia krążenie i sprawia, że zachowujecie się, jakby ktoś oblał was kwasem. To naprawdę świetny samochód. Ale pod jednym warunkiem: że zamówicie go z manualną skrzynią biegów. Nie chodzi o to, że automat DSG jest słaby. Przeciwnie. Płynnie, aksamitnie i niezauważalnie zmienia biegi. Tyle że w ten sposób odbiera całą frajdę z wykorzystywania 230 koni. Przez niego auto sprawia wrażenie łagodnego, przewidywalnego i znacznie wolniejszego niż jest w rzeczywistości. Trochę to rozczarowujące. Mniej więcej tak, jak odkrycie za pośrednictwem Facebooka, że wasza dziewczyna z liceum aktualnie waży 30 kilo więcej, ma wąsy i nie nazywa się już Karolina tylko Karol.
Dopiero majtanie drążkiem manualnej skrzyni pozwala wam poczuć, że GTI to coś więcej niż zwykły sweter. W tej wersji ma wręcz zbójecki charakter. Jest agresywniejszy, bywa nieprzewidywalny. Znalazłem w nim pierwiastek nieobliczalności, który – moim zdaniem – powinien definiować tego typu samochody. A wersja Clubsport jest jeszcze lepsza! Ma 265 koni (a przez 10 sekund od wciśnięcia gazu w podłogę nawet 290), znacznie ciekawsze sportowe akcenty, jakby ciut twardsze zawieszenie i naprawdę dużo, dużo więcej ikry. Możecie np. liczyć na lekkie, przyjemne uskoki tyłu przy odejmowaniu gazu w zakrętach.
Jednak najfajniejsze w Clubsporcie jest to, że pomimo dużej mocy i wielu sportowych atrybutów udało mu się pozostać normalnym golfem – komfortowym, praktycznym, relaksującym swetrem. Możecie jeździć nim jak zwykłym 1,4 TSI i będzie zużywał nie więcej niż 8 litrów paliwa. Możecie zawieźć nim dzieci na kolonie bez obaw o ich kręgosłupy i żołądki. Możecie pożyczyć go żonie, a ona nie będzie chciała wam go oddać. Równie dobrze jednak możecie dojść do wniosku, że to niemiecki wóz i dlatego go nie kupicie. Zamiast niego wybierzecie Fiata 500 montowanego w Tychach. W ten sposób dowiedziecie swojego patriotyzmu. Przecież powszechnie wiadomo, że to my daliśmy Włochom Fiata. I do dzisiaj nie mogą nam oni tego wybaczyć...