Kilka lat temu sprawcy zatrzymywania składów musieli zapłacić PKP po 2,8 tys. zł – mówi Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych „Tor”.

ikona lupy />
Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych „Tor” / Materiały prasowe / fot. materiały prasowe
Jak to jest technicznie możliwe, że w ostatnich dniach pociągi są regularnie zatrzymywane?

Nieco przesadzając, można powiedzieć, że system łączności na kolei jest z czasów średniowiecza, to system analogowy. Oznacza to, że często znudzeni młodzi ludzie, którzy mają zainteresowania techniczne, potrafią doprowadzić do takiego incydentu.

To się zdarza co jakiś czas od kilkunastu lat. W 2021 r. 29 proc. incydentów wokół infrastruktury kolejowej to były przeszkody na torach, 26 proc. to kradzieże i dewastacje – np. przez złomiarzy, ale 20 proc. to właśnie incydenty typu radio-stop. Wówczas było to 557 przypadków. To, co teraz może dziwić, to ich nagromadzenie w jednym czasie – nasuwa się pytanie, czy ktoś nie próbuje tego robić na większą skalę. Być może takie wprowadzanie chaosu, gdy my dostarczamy broń Ukrainie koleją, może być inspirowane z zewnątrz – nie wiemy, czy to tylko wybryki chuligańskie, czy zorganizowana akcja.

Ale do tej pory państwo ten problem traktowało po macoszemu. Pamiętam w 2011 r. trzech panów zatrzymywało pociągi przez rok. Ostatecznie ich złapano i skazano. Ale dostali po półtora roku więzienia w zawieszeniu i musieli zapłacić PKP PLK po 2,8 tys. zł – to jest śmieszne, bo te straty, które spowodowali, były nieporównywalnie większe. Nikt nie traktuje tego poważnie.

Dlaczego system łączności kolejowej jest wciąż analogowy?

Przechodzimy z analogowego systemu łączności na cyfrowy, ale jak wszystko inne na kolei, ten proces jest opóźniony. Jeden wykonawca zbankrutował, a inni sądzą się z PKP PLK. Nikt nie wie, kiedy nam się uda przejść na cyfrową łączność, choć miało się to wydarzyć w tym roku. Dziś opóźnienie to ok. 3 lata. System cyfrowy to nie będzie rozwiązanie stuprocentowo bezpieczne, ale włamanie się będzie wymagało naprawdę specjalistycznej wiedzy i zasobów.

Jak to działa w innych krajach?

Niemiecka kolej, która ma już cyfrową łączność, jesienią ubiegłego roku została sparaliżowana na 3 godziny, bo ktoś się do systemu włamał. Nikt nie jest w stanie się przed tym ustrzec. W całej UE przechodzi się na ERTMS – cyfrowy system łączności i sterowanie ruchem, który będzie spójny we wszystkich krajach. Dziś w Unii są wciąż granice techniczne, które mają być znoszone. Ale jak my skończymy to, co realizujemy, to świat już będzie używał 5G i LTE-R. Na szczęście modernizacja do tego poziomu będzie łatwiejsza, bo będziemy już mieli infrastrukturę jak chociażby sieć masztów.

Czy łączy pan ten incydent z innymi w ostatnich dniach, jak choćby z wykolejeniem pociągu towarowego w Poznaniu?

Te incydenty nie mają jednego źródła. Moim zdaniem te wykolejenia i incydenty są efektem słabego wyszkolenia maszynistów. Bo szkolenie, tak jak w lotnictwie, zostało sprywatyzowane, ale różnica polega na tym, że do niedawna także egzaminy kolejowe były przeprowadzane przez prywatne ośrodki, co oznaczało, że wszystkim zainteresowanym zależało na jak największej zdawalności. Dopiero od początku tego roku jest to znów robione przez państwo.

Poza tym zwracam uwagę, że dyżurni ruchu są przeciążeni, szczególnie tam, gdzie są prowadzone remonty. Moim zdaniem na kolei nastąpiło rozprężenie. Nacisk na inwestycje spowodował, że przykładamy mniejszą wagę do innych obszarów, m.in. bezpieczeństwa, i to też przyczynia się do większej liczby incydentów. ©℗

Rozmawiał Maciej Miłosz