Samorządowcy zaskoczeni. Nowe władze namawiają, by wprowadzać strefy eko, nie czekając na zmianę przepisów
O stworzeniu zamkniętych dla samochodów-kopciuchów stref myślała już poprzednia ekipa. Teraz rząd PiS daje zielone światło samorządom. Kwestia czystości powietrza to dla lokalnych władz coraz większy problem. Nie chodzi tylko o zdrowie mieszkańców, ale o możliwość pobierania opłat klimatycznych od turystów. Dlatego lokalne władze wznowły lobbing za zmianą w przepisach, która umożliwi wprowadzenie stref niskiej emisji w centrach miast. Dostęp do nich będą mieli tylko właściciele aut spełniających wyśrubowane normy ekologiczne. Już trwają prace nad powołaniem rządowo-samorządowego zespołu ds. jakości powietrza. – To odpowiedź na postulat gmin, które uważają, że potrzebny jest kompleksowy przegląd obecnych przepisów i ocenią, na ile odpowiadają one współczesnym potrzebom – mówi nam jeden z samorządowców zasiadający w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
Nowe kierownictwo resortu środowiska zamierza kontynuować prace nad ogłoszonym jeszcze za poprzednich rządów PO-PSL Krajowym Programem Ochrony Powietrza. Zakłada on m.in. nowelizację ustawy o drogach publicznych. – Wprowadzenie zmian legislacyjnych pozwoli administracji samorządu terytorialnego w perspektywie długoterminowej do 2030 r. na określenie uchwałą stref ograniczonej emisji transportowej w miastach – zapowiada Jacek Krzemiński, rzecznik Ministerstwa Środowiska (MŚ). Jak zaznacza, wprowadzenie strefy musi być poprzedzone konsultacjami i uzyskaniem poparcia społecznego. To jednak nie wszystko. Resort przekonuje, że już teraz samorządy mogą wprowadzać ograniczenia, które będą miały podobny skutek, co strefy niskiej emisji. – Mogłyby wprowadzać strefy ograniczonego ruchu dla pojazdów niespełniających norm emisji spalin, zakazując np. wjazdu do tych stref samochodom starszym niż określona liczba lat – tłumaczy rzecznik MŚ.
Samorządy nie kryją zaskoczenia. Strefy ograniczonego ruchu – w przeciwieństwie do stref niskiej emisji – mają to do siebie, że przesłanką przy ich wyznaczaniu nie są normy emisji, lecz próba odkorkowania miasta poprzez umożliwienie wjazdu tylko licencjonowanym pojazdom, np. komunikacji miejskiej, taksówkom, zaopatrzeniu sklepów czy mieszkańcom. Tak np. jest na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. – Tymczasem resort proponuje, by wprowadzać strefy ograniczonego ruchu, powołując się przy tym na argumenty przemawiające za strefą niskiej emisji – dziwią się samorządowcy.
Dlatego miasta się zastanawiają: czy już wprowadzać ograniczenia, powołując się na opinię ministerstwa, czy poczekać na zmianę przepisów. – W naszej ocenie obecne nie pozwalają na wprowadzenie stref ograniczonego ruchu dla pojazdów ze względu na emisję spalin. Kraków już od lat tworzy strefy ograniczonego ruchu i poszerza strefę płatnego parkowania, nie może jednak w tych działaniach powoływać się na jakość spalin i nie dopuszczać do takich stref pojazdów starych – przekonuje Jan Machowski z tamtejszego magistratu. – Nam zależy, by można było, powołując się na przepisy ustawowe, tworzyć strefy o ograniczonej emisji komunikacyjnej oraz by taka możliwość pojawiła się jak najszybciej – dodaje.
Ze stanowiskiem resortu nie zgadza się także Gdańsk. – Samorząd może ograniczać emisję spalin wyłącznie poprzez wprowadzanie ograniczeń prędkości lub ograniczeń w parkowaniu pojazdów na wybranych obszarach. Wyznaczenie stref niskiej emisji będzie możliwe po zmianach legislacyjnych – jest pewien Maciej Cybulski z Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku.
Takich rozterek nie ma np. Bydgoszcz. Już w przyszłym roku pojawią się tam strefy ograniczonego ruchu, dla których przesłanką ważniejszą niż korki będą aspekty ekologiczne. – Rewitalizujemy uliczki wokół starego rynku. Największym problemem starych samochodów, np. 10-letnich, są nie tyle spaliny, ile wyciekające płyny eksploatacyjne, które niszczą nam świeżo położoną nawierzchnię granitową. Dlatego myślimy o tym, by wprowadzić strefy ograniczonego ruchu w ścisłym centrum miasta. Trzeba jednak zrobić to tak, by nie sparaliżować ruchu w mieście, zwłaszcza tranzytowego – tłumaczy Krzysztof Kosiedowski z Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy. Jak dodaje, ograniczenie pójdzie w kierunku licencjonowania wjazdu (np. plakietki na szybę) niż określania maksymalnego wieku pojazdów. W jaki sposób miałby nastąpić odsiew starych aut niszczących nowiuteńki miejski granit? Na razie nie wiadomo, trwają analizy.
Władze Lublina twierdzą, że mają problem z głowy, gdyż miasto jest jednym z trzech, gdzie kursują trolejbusy. – W porównaniu z tradycyjnym silnikiem spalinowym napęd elektryczny emituje od 10 do 15 dB mniej hałasu i jest ekologiczny – wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta. Miasto zamiast na ograniczenia ruchu stawia na rozwój ekologicznego transportu.
Wg MŚ samorząd może zakazać wjazdu aut starszych niż 10 lat