Zasady odbiorów zostały uproszczone. Producent powinien zdążyć. Ale eksperci obawiają się o jakość taboru.
36 pojazdów Krakowiak powinno być w stolicy Małopolski od września. Ostatni przyjechał wczoraj / Dziennik Gazeta Prawna
Z 22 piętrowych wagonów i dwóch lokomotyw dla Kolei Mazowieckich do wczoraj odebrano mniej niż połowę / Dziennik Gazeta Prawna
Prezes Pesy Bydgoszcz Tomasz Zaboklicki ma problem. Spółka musi do końca roku zamknąć osiem kontraktów taborowych wartych ponad 2 mld zł. Przewoźnicy powinni odebrać pociągi i tramwaje najpóźniej w sylwestra. Inaczej nie uda im się rozliczyć setek milionów złotych dotacji z perspektywy UE z lat 2007–2013.
Liczy się każda godzina. – W Boże Narodzenie na dwóch zmianach pracowało u nas ponad 600 osób. Sylwester też będzie normalnym dniem pracy – zdradza Maciej Grześkowiak, szef promocji Pesy Bydgoszcz.
Większość umów podpisana jest tak, że w przypadku fiaska dostaw przed Nowym Rokiem kontrakt jest zrywany. Drugi wariant: producent musi zwrócić utraconą dotację.
Ponieważ duża część kontraktów jest opóźniona, niewiele brakowało, żeby Pesa, lider rynku, znalazła się na kolanach. Zagrożone unijne dotacje stanowiły do 80 proc. wartości kontraktów, których łączna wartość przekracza 2 mld zł. Dla porównania: szacowane tegoroczne przychody grupy Pesa to 3,5 mld zł (to efekt spiętrzenia inwestycji unijnych), a w 2016 r. – ponad 1,5 mld zł. Zakładając, że ryzyko było częściowo ubezpieczone, to fiasko kontraktów i tak wymagałoby uruchomienia potężnych rezerw i mogłoby zagrozić stabilności grupy.
– Upadek Pesy spowodowałby reakcję łańcuchową: zagrożenie dla tysięcy miejsc pracy powiązanych z tym zakładem. Dla Polski oznaczałoby to kolejną pulę niewykorzystanych środków UE. To się nikomu nie opłacało – twierdzi Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Najtrudniejsza gra toczy się wokół nowych pociągów Dart dla PKP Intercity. Tu UE dokłada ponad 0,5 mld zł. Prezes IC Jacek Leoniewicz wyliczył, że każdego darta dostarczonego po 31 grudnia producent musiałby sfinansować w 70 proc.
Do wczoraj PKP Intercity odebrało pięć z 20 robionych dla nich dartów. Jak informuje RMF, odbiory kolejnych trwają. – Pesa przedstawiła do odbioru wszystkie zamówione pojazdy z pełną dokumentacją. Środki na te pojazdy są zabezpieczone na depozycie – tłumaczy Beata Czemerajda z PKP Intercity.
To pomysł na ratowanie dotacji: pieniądze będą przelane, ale Pesa zobaczy je na rachunku dopiero po zakończeniu drobiazgowych testów na linii i potwierdzeniu gotowości pojazdów. Jest na to zielone światło z Centrum Unijnych Projektów Transportowych.
– Pesa zdąży z dartami, bo CUPT zgodziło się na mechanizm funduszu powierniczego i późniejsze faktyczne rozliczenie kontraktu – przyznaje Furgalski. – Zanim wszystkie darty zaczną wozić pasażerów, miną miesiące. Rodzi się też pytanie o jakość i trwałość taboru montowanego i odbieranego w pośpiechu – zauważa.
A darty to nie wszystko. Ze 150 modernizowanych wagonów pasażerskich – też dla PKP Intercity – producent z Bydgoszczy dostarczył 135. – Do końca roku odebranych zostanie ostatnie 15 sztuk – zapewnia Maciej Grześkowiak z Pesy.
Powody do niepokoju ma też prezes Kolei Mazowieckich Artur Radwan. Termin dostaw pierwszych wagonów piętrowych (Pesa wcześniej takiego taboru nie produkowała) wyznaczono na sierpień. Piętrusy zaczęły dojeżdżać dopiero w grudniu. Jest ich mniej niż połowa. – Odebraliśmy jedną lokomotywę oraz 9 wagonów środkowych i jeden sterowniczy. Trwają odbiory kolejnych – wylicza Donata Nowakowska, rzeczniczka Kolei Mazowieckich. Teraz tempo jest kosmiczne, chodzi o 170 mln zł dotacji. – Pozostałe pojazdy zostaną odebrane do 31 grudnia – Pesa powtarza to jak mantrę.
Wielki wyścig z czasem towarzyszy też kontraktom tramwajowym dla pięciu miast. Największe zaległości dotyczą Łodzi, do której Pesa do połowy listopada miała dostarczyć 22 swingi. Do wczoraj brakowało 12. – Do Łodzi dotarło 10 tramwajów, z czego z pasażerami jeżdżą trzy – przyznaje Sebastian Grochala, rzecznik MPK Łódź.
Jak zapewnia, kontrakt zostanie zrealizowany. Przewoźnik poszedł producentowi na rękę, godząc się, żeby odbiory odbywały się w Bydgoszczy. Do tego mechanizm depozytu powierniczego.
Na to samo musiała zgodzić się Bydgoszcz. Bo nawet rodzinne miasto Pesy nie doczekało się 12 tramwajów Swing na czas. To dlatego linia do Fordonu nie ruszy tuż po Nowym Roku, ale 16 stycznia.
– Na wieść o trudnej sytuacji w Pesie stworzyliśmy formułę prawną, która umożliwiłaby konsumpcję planowanej dotacji unijnej. Zawarliśmy aneks do umowy z Pesą i też zastosowaliśmy depozyt – powiedział nam Maciej Kozakiewicz, prezes spółki Tramwaj Fordon.
Depozyt będzie też wykorzystany w Tramwajach Warszawskich, mimo że 30 jazzów już dostarczono. Jak tłumaczy Michał Powałka z TW, dla 25 z nich nie skończyły się jeszcze tzw. testy niezawodności: każdy wagon ma przed odbiorem przejechać 5 tys. km.
Udało się w Toruniu, gdzie w nocy z 23 na 24 grudnia zakończyły się dostawy pięciu tramwajów Swing. Rzutem na taśmę zamknięty został kontrakt w Krakowie, w którym stawką było ponad 230 mln zł dotacji.
Eksperci wskazują, że błędem było branie tak dużej liczby ryzykownych zleceń w sytuacji, gdy Pesa mogła się nimi podzielić.
– Na przykład w przetargach tramwajowych z Pesą konkurował inny polski producent Solaris. W Łodzi różnica w cenie na korzyść Pesy była minimalna. W Toruniu początkowo wygrał Solaris, ale został odrzucony decyzją zamawiającego – przypomina Witold Urbanowicz z portalu Transport Publiczny.
Część winy ponoszą spółki kolejowe i komunalne, które ogłaszały przetargi z mało realnymi terminami. To jest z kolei pochodną kalendarza środków unijnych, za który odpowiadał m.in. MIR.
Na razie przewoźnicy i Pesa mają wspólny interes, żeby wyrobić się przed 1 stycznia. Ta zgodność się niedługo skończy, bo terminy dostaw są już w większości przekroczone, co oznacza, że przewoźnicy naliczą kary umowne. Pesa nie wyklucza, że będzie się od nich odwoływać w arbitrażach.