Transportowy kręgosłup Polski wschodniej czy peryferyjna trasa, która świeciłaby pustkami? Zdania są podzielone.
W ogłoszonym wczoraj rządowym programie drogowym trasa S19 to jeden z najbardziej gorących tematów. Wiadomo, że jeszcze przed wyborami GDDKiA ogłosi przetargi na większość prawie 160-kilometrowego odcinka między Lublinem a Rzeszowem, który będzie kosztował 6,7 mld zł. Na tym miało się skończyć, bo tylko ten fragment znajdował się na liście podstawowej projektu rządowego programu.
Tę drogę wpisała jednak na sztandary opozycja. Były minister transportu Jerzy Polaczek wytknął minister Marii Wasiak opóźnienia w realizacji S19 jako przykład wykluczenia transportowego Polski wschodniej. PiS postulował wpisanie S19 do PBDK 2014–2023 od przejścia granicznego z Białorusią w Kuźnicy Białostockiej aż do granicy ze Słowacją w Barwinku.
PO, która nigdy nie widziała dla S19 miejsca w rządowych dokumentach strategicznych, wykonała zaskakującą woltę. Podlaski poseł tej partii Robert Tyszkiewicz wspólnie z burmistrzami Bielska Podlaskiego i Siemiatycz zaczął zbieranie podpisów poparcia dla budowy S19. W efekcie droga na odcinku 570 km znalazła się w najnowszym planie, mimo że według części ekspertów, poza odcinkiem Lublin – Rzeszów, prognozy ruchu nie wskazują na potrzebę budowy ekspresówki.
Czy Via Carpatia ma sens z punktu widzenia dostępności transportowej Polski wschodniej? Jak wpisuje się w europejską sieć dróg? O tym będą dyskutowali eksperci 25 września, czyli drugiego dnia Wschodniego Kongresu Gospodarczego.