Choć brakuje dużej liczby kierowców, wielu oficjalnie zarabia pensję minimalną.

„Przeprowadzone przez Państwową Inspekcję Pracy kontrole potwierdzają, że w sektorze wciąż ma miejsce wypłacanie należności związanych z pracą poza oficjalnym obiegiem, czyli pod tzw. stołem” – informuje DGP Główny Inspektorat Pracy. Od stycznia do sierpnia jego inspektorzy przeprowadzili 1786 kontroli 1582 podmiotów działających w branży transportu towarów. Nieprawidłowości stwierdzono w 27 przypadkach na 668 zbadanych.
To jednak wierzchołek góry lodowej. – Z kontroli składek płaconych od umów wynika, że duża część kierowców jest zatrudniona na minimalne wynagrodzenie – słyszymy od przedstawiciela ZUS.
Organizacje zrzeszające firmy transportowe przyznają, że dziś w praktyce nikt nie zgodziłby się pracować za takie wynagrodzenie, bo na rynku brakuje 150 tys. kierowców i to oni dyktują warunki. W transporcie międzynarodowym pensja to dziś 7–9 tys. zł na rękę. Dlatego, zdaniem naszych rozmówców, proceder ma dużo większą skalę. W Polsce działa 125tys. firm zajmujących się transportem drogowym towarów, które zatrudniają 750 tys. osób. Najwięcej stanowią mikroprzedsiębiorstwa.

Dlaczego więc firmy ryzykują i płacą pod stołem?

– Takiego sposobu rozliczania wymagają często sami kierowcy – mówi Leszek Luda, prezes Polskiej Unii Transportu. – Pracodawcy się godzą, bo obawiają się odejścia pracowników. Znalezienie zastępstwa w ich miejsce, w sytuacji deficytu pracowników, nie jest łatwe i grozi utratą ciągłości pracy – tłumaczy. Ale przyznaje też, że i firmy się na to godzą, bo konkurencja na rynku jest ogromna, a w ten sposób można zaoszczędzić i zwiększyć zysk.
– Koszty działalności bardzo wzrosły. Obciążenia daninami są natomiast bardzo wysokie. A z powodu dużej liczby firm działających na rynku coraz trudniej o dobre stawki za przewóz – tłumaczy przedsiębiorca z Mazowsza, który specjalizuje się w przewozie towarów wymagających niskich temperatur.
Zasady płacenia wynagrodzenia kierowcom zmieniły się wraz z wejściem w życie pakietu mobilności. Od 2 lutego 2022 r. na terenie Wspólnoty kierowcom trzeba płacić pełne wynagrodzenie minimalne adekwatne do kraju, w którym wykonuje się usługę. Przy tej okazji zostały zmienione też przepisy w Polsce, które tak jak unijne regulacje nie zezwalają już na wliczanie w poczet wynagrodzenia delegowanym pracownikom diet i ryczałtów.
– Wprowadziły też nowy sposób rozliczania składek ubezpieczenia społecznego i zaliczek na poczet podatku dochodowego, który jest skomplikowany przez to, że praca kierowców jest mobilna. Dla poszczególnych państw, przez które kierowca przejeżdża, obowiązują różne kwoty odliczeń od odprowadzanych danin. Utrudnia to prawidłowe i zgodne z prawem rozliczenie wynagrodzenia. To sprawia, że firmy, zwłaszcza te mniejsze, mają z tym kłopot. Przepisy nie są dla nich zrozumiałe – mówi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka.
Dlatego są przedsiębiorstwa, które nie stosują się do obowiązujących zasad, także tych wynikających bezpośrednio z prawa Unii Europejskiej. Zwłaszcza że wiele krajów nie wprowadziło dotąd przepisów, na podstawie których można kontrolować przewoźników z innych państw pod kątem wypłacanego kierowcy wynagrodzenia. Dlatego, jak mówią eksperci, firmy czują się bezkarne i dostosowanie się do pakietu mobilności odkładają do czasu, aż kontrole staną się realne.
Eksperci podkreślają, że przepisy o delegowaniu pracowników trzeba respektować już dziś, bo w przyszłości podczas kontroli inspektor będzie mógł zażądać dokumentów wstecz. Od tego roku konsekwencje nielegalnego zatrudniania obciążają wyłącznie pracodawcę, a nie pracownika. ©℗