Upadają kolejne PKS, co skutkuje likwidacją wielu połączeń. Resort infrastruktury zapowiada usprawnienia w funduszu autobusowym.

Tylko do końca października pasażerów ma wozić PKS Radom. Sąd rejonowy wydał postanowienie o upadłości likwidacyjnej spółki, która nie była w stanie spłacić 2 mln zł zadłużenia. - We wniosku o upadłość jako jedną z głównych przyczyn wskazano COVID-19. Problemy firmy narastały jednak od lat - mówi Aneta Szumowska, syndyk masy upadłościowej. Spółka należała do kilku gmin z okolic Radomia i dowoziła do tego miasta mieszkańców m.in. ze Zwolenia czy Skaryszewa. Według Szumowskiej wspólnie z samorządowcami toczą się rozmowy na temat przejęcia przewozów przez inne firmy. Konkretów na razie brak, dlatego mieszkańcy okolic Radomia nie mogą być pewni, czy od listopada dojadą komunikacją do pracy.
Pod koniec roku zlikwidowany ma też być PKS Wałcz, który obsługuje połączenia na pograniczu województw zachodniopomorskiego i wielkopolskiego. - Nie chcieliśmy dopuścić do upadłości firmy, dlatego zgromadzenie wspólników podjęło uchwałę o rozwiązaniu spółki, co pozwoli nam sprzedać majątek, rozliczyć się z kontrahentami, pracownikami i spłacić zobowiązania - powiedział „Głosowi Koszalińskiemu” prezes PKS Wałcz Ryszard Haracewiat. Firma w 2003 r. przeszła prywatyzację pracowniczą. W ostatnich latach na zlecenie gmin obsługiwała głównie przewozy szkolne. Tu także powodem największych kłopotów finansowych miał być COVID-19, kiedy to na długie miesiące szkoły przeszły na nauczanie zdalne.
Liczba pasażerów poza miejskiej komunikacji autobusowej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Upadają też całkiem komercyjne przedsięwzięcia. Firma Małopolska PKS pod koniec września poinformowała, że po półtora roku działalności likwiduje swoje flagowe połączenie - Myślenice - Kraków. Spółka postawiła tam na dobry standard: częste kursy i nowe autobusy. Likwidację połączeń motywuje wysokimi cenami paliw, rosnącymi kosztami zatrudnienia i nieuczciwą konkurencją, która m.in. jeździ poza rozkładem.
Kłopoty przewoźników sprawiają, że wciąż w wielu regionach powiększają się białe plamy komunikacyjne. - Komunikacja regionalna w ostatnich latach wciąż się zwija, chociaż jest coraz droższa. O ile w innych gałęziach transportu w 2021 r. zanotowano wyraźne odbicie po pandemii, to tutaj było ono minimalne. W stosunku do 2019 r. autobusy poza miastami przejechały o ok. 40 proc. mniej kilometrów. Było też o ponad 40 proc. mniej pasażerów - mówi dr Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej.
Przeciwdziałaniu wykluczeniu komunikacyjnemu miało służyć stworzenie przez rząd w 2019 r. Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych (FRPA). Od 2020 r. z tej puli dostępne jest 800 mln zł. Samorządy do 1 km przejechanego przez autobus (tzw. wozokilometra) mogą otrzymać 3 zł dofinansowania. Eksperci przyznają, że to krok w dobrą stronę, ale jednocześnie wytykają wady, które sprawiają, że fundusz poprawił sytuację tylko punktowo. - Dla wielu samorządów wsparcie z funduszu nie jest atrakcyjne, bo wciąż jest oferowane tylko na rok. Wciąż nie wprowadzono wieloletnich umów na dofinansowanie przewozów. To wsparcie jest też często nieefektywne, bo obejmuje zbyt mały obszar i w efekcie nie da się dojechać do pracy do ważnych ośrodków. Większość pieniędzy z funduszu wspiera dawne przewozy szkolne, które teraz są otwierane dla wszystkich. Jednak mają godziny kursowania i ceny niedostosowane do osób pracujących. Dodatkowo nabory ogłaszane są pod koniec roku, co uniemożliwia przeprowadzenie przetargu na realizowanie przewozów od początku stycznia - wytyka Wolański.
Przyznaje, że są przykłady, iż dzięki funduszowi powstają sprawne systemy komunikacyjne. - Tak jest np. w rejonie Bielska-Białej czy Grodziska Maz. Może tam też jest potrzebne wsparcie, ale te samorządy są względnie bogate i dodatkowo nieźle sobie radzą w gąszczu przepisów. Najsłabsze i najbiedniejsze gminy czy powiaty często nie chcą w tych warunkach podejmować ryzyka, a groźba utraty dofinansowania w kolejnych latach jest dla nich nie do zaakceptowania - dodaje. To m.in. przez te różne obawy co roku pula 800 mln zł nie jest w pełni wykorzystywana. W tym roku rozdysponowano 630 mln zł.
Wiceminister infrastruktury Rafał Weber mówi DGP, że działanie funduszy zostanie w końcu poprawione. - Projekt nowelizacji ustawy o FRPA został wpisany do wykazu prac rządu. Zapewniona jest w nim możliwość zawierania umów wieloletnich. Samorządy będą mogły zapewnić stabilność finansowania połączeń - mówi. Dodaje, że w najbliższych tygodniach rozpoczną się uzgodnienia międzyresortowe i konsultacje społeczne. Na przełomie roku projektem powinien zająć się Sejm. W efekcie samorządy na wieloletnie umowy na dofinansowanie kursów będą mogły liczyć dopiero od 2024 r. Rafał Weber nie wyklucza jednak, że w 2023 r. kontrakty jednoroczne będą mogły być aneksowane i wydłużone. Zapowiada też, że resort będzie rozważał, czy ze względu np. na ceny paliwa nie zwiększyć wynoszącej 3 zł stawki dopłat do 1 km. W przypadku dużego zainteresowania zwiększona mogłaby być też wartość funduszu.
Rafał Weber deklaruje też, że nie powtórzy się sytuacja z 2021 r., kiedy wojewodowie ogłaszali nabory dopiero w grudniu. W efekcie samorządo wcy nie byli pewni, czy od nowe go roku dostaną dofinansowanie. Teraz nabór ma wystartować w październiku. ©℗