Po słabym okresie narodowy przewoźnik odnotował w wakacje rekordowe obłożenie samolotów. Liczy, że do końca grudnia z jego usług skorzysta 8 mln pasażerów.

- Mamy za sobą świetne lato: w lipcu i w sierpniu, odnotowaliśmy najlepszy w historii współczynnik wypełnienia samolotów na poziomie 89 proc. Od stycznia do lipca przewieźliśmy 4,5 mln pasażerów, czyli tyle, co w całym 2021 r. - mówi Michał Fijoł, wiceprezes LOT-u ds. handlowych. Według niego po liczbie rezerwacji widać, że jesień też będzie niezła. Ich poziom sięga ok. 70 proc. tego sprzed pandemii. - W październiku, listopadzie, grudniu znacznie rzadziej lata się w celach turystycznych. Dobry poziom rezerwacji na te miesiące oznacza zatem, że wraca ruch biznesowy. Nie spełniły się prognozy, że od teraz służbowo wszyscy będą się kontaktować tylko online - dodaje Fijoł.
Przewoźnik odnotowuje odbicie w przewozach po dłuższym czasie sporego zastoju. Przez dwa lata, tak jak wiele innych linii lotniczych, zmagał się ze znacznie zmniejszonym popytem na latanie spowodowanym pandemią. W lutym tego roku w LOT, znacznie mocniej niż w innych przewoźników z Europy, uderzyła wojna w Ukrainie. Spółka musiała skasować ok. 9 proc. swoich połączeń. Nie tylko do Ukrainy, lecz także do objętej sankcjami Rosji. Z kolei zamknięcie dla przewoźników z UE nieba nad tym ostatnim krajem mocno utrudniło latanie na Daleki Wschód. Nad Syberią prowadziła bowiem najkrótsza trasa przelotu do Tokio czy Seulu. Teraz samoloty muszą pokonywać znacznie dłuższy dystans. W efekcie np. rejs ze stolicy Japonii do Polski wydłużył się do ponad 14 godzin. Wreszcie, ze względu na bliskość Ukrainy, Polskę zaczęło omijać wielu turystów zagranicznych, co też negatywnie odbiło się na sprzedaży.
Po zawieszeniu rejsów do Ukrainy i Rosji LOT zaczął szukać innych tras, które wypełniłyby tę lukę. Na wiosnę uruchomił rejsy do Kairu, Baku, Mumbaju, a także nowe połączenia na Bałkany - do Sarajewa i Prisztiny. Spółka twierdzi, że frekwencja na tych trasach jest dobra.
Michał Fijoł przewiduje, że w tym roku LOT przewiezie łącznie ok. 8 mln pasażerów. Dotychczas najlepszy był rok 2019, kiedy z usług linii skorzystało ponad 10 mln podróżnych.
Wiceprezes LOT-u przyznaje jednocześnie, że w tym roku spółce na pewno nie uda się osiągnąć zysku. Oprócz wojny na terenie Ukrainy na wyniki finansowe negatywnie wpływają koszty paliw. To pochodna drogiej ropy, ale też dużego zwiększenia marż przez rafinerie. Te wzrosty linie lotnicze zwykle starają się przerzucać na pasażera, ale zwykle dzieje się to z opóźnieniem.
Ale tegoroczna strata netto ma być znacznie mniejsza niż w dwóch poprzednich latach. W 2020 r. wyniosła ponad 1 mld zł, a w 2021 r. - 1,3 mld zł.
Pod koniec 2020 r., po kilku miesiącach załamania wywołanego pandemią, firma otrzymała 2,9 mld zł pomocy publicznej. Z tego 1,8 mld zł to pożyczka Polskiego Funduszy Rozwoju, którą spółka musi spłacić w latach 2023-2026.
Michał Fijoł na razie nie chce deklarować, czy do rentowności uda się powrócić w przyszłym roku. Według niego zależy to od wielu czynników, m.in. od cen ropy czy od długości trwania wojny w Ukrainie.
Prawie rok temu prezes LOT-u Rafał Milczarski nie wykluczał, że spółka będzie potrzebować kolejnej transzy pomocy publicznej. Teraz Michał Fijoł twierdzi, że nic w tej kwestii się nie zmieniło - nie można przekreślać potrzeby nowego wsparcia.
Jednocześnie LOT prowadzi rozmowy na temat pozyskania nowych samolotów. Po dwóch latach uziemienia boeingów 737 MAX przewoźnik poważnie myśli nad maszynami od innych producentów. Latem zagraniczne media pisały, że LOT jest blisko zakupu wąskokadłubowych airbusów A220. Przewoźnik na razie nie potwierdza tych informacji. Władze spółki twierdzą, że rozmowy mogą jeszcze trochę potrwać, bo są prowadzone nie tylko z producentami samolotów, lecz także silników. Na razie jest pewne, że do końca roku LOT pozbędzie się ostatnich turbośmigłowych bombardierów Q400. Spółka skróciła o rok leasing tych maszyn. Nie wyklucza, że w przyszłym roku we flocie pojawi się kilka samolotów, które zostaną wynajęte na krótki okres.
Sebastian Mikosz, wiceprezes IATA, Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych, ocenił podczas piątkowego Kongresu Rynku Lotniczego, że zapaść w branży ewidentnie dobiega końca. Przyznał jednak, że zarówno wojna za naszą wschodnią granicą, jak i spowodowany przez nią kryzys energetyczny jeszcze przez wiele miesięcy mogą powodować zawirowania w lotnictwie. W najbliższych latach wyzwaniem będzie też konieczność ograniczania emisji CO2. ©℗