Od początku tygodnia na przejściu w Dorohusku trwa protest polskich przewoźników, którzy mają dość gigantycznych kolejek na granicy polsko-ukraińskiej. Kilkadziesiąt osób blokuje odprawy. Ciężarówki przepuszczane są tylko raz na godzinę. - To protest bezterminowy. Spotkał się z nami wojewoda lubelski, ale nie przedstawił konkretnych rozwiązań - mówi Łukasz Białasz, przewodniczący Zamojskiego Komitetu Protestacyjnego Przewoźników. Nie wyklucza, że protest będzie rozszerzany na inne przejścia - w Hrebennem i Korczowej. Protestujący domagają się usprawnienia polskich kontroli weterynaryjnych i fitosanitarnych oraz przywrócenia przez stronę ukraińską szybkich, oddzielnych pasów dla ciężarówek, które wracają do Polski „na pusto”.
To ostatnie rozwiązanie Polacy i Ukraińcy wprowadzili na początku konfliktu zbrojnego u naszego sąsiada. Miało m.in. przyspieszyć przejazdy ciężarówek, które przewożą transporty humanitarne. Zlikwidowanie przez Ukraińców szybkich pasów dla pustych ciężarówek było bezpośrednim powodem rozpoczęcia protestu przez polskich przewoźników. Strona ukraińska zdecydowała się jednak na to z powodu niewydolnej kontroli ciężarówek przez polskie służby, głównie fitosanitarne i weterynaryjne. Po wybuchu wojny na terenie Ukrainy mają one znacznie więcej pracy, bo po przyblokowaniu możliwości eksportu płodów rolnych czy żywności drogą morską nasi sąsiedzi byli zmuszeni przerzucić się na transport lądowy. A ten prowadzi w dużej mierze trasami przez Polskę. Dodatkowo wzrost liczby przewozów ułatwiła czerwcowa decyzja Brukseli, która na rok zniosła limity pozwoleń na wjazd do UE dla przewoźników z Ukrainy.