Skok cen materiałów spowodował, że niektóre kontrakty przestają być opłacalne. Potrzebne są efektywniejsze mechanizmy urealnienia wartości umów – mówią eksperci

Przez ostatni rok najbardziej poszybowały w górę koszty stali, której na budowach używa się sporo – choćby do zbrojenia betonu. Niektóre wyroby, np. blacha gorącowalcowana, od początku roku podrożały o 200 proc. Rynek stali ostatnio się ustabilizował. Nadal jednak drożeje ropa, co spowoduje z kolei wzrost cen asfaltu, za który trzeba płacić ok. 30 proc. więcej niż na początku roku.
Firmy budowlane coraz głośniej mówią, że do części kontraktów będą musiały dołożyć. Nie jest wykluczone, że w niektórych przypadkach bardziej opłacalne będzie zerwanie umowy. Takiego scenariusza nie można np. wykluczyć w przypadku budowy ostatniego odcinka metra w Warszawie – do stacji Karolin na zachodnich rogatkach miasta. Tu na rosnące ceny nakłada się problem przedłużających się procedur przygotowawczych. Podpisana w 2018 r. umowa z firmą Gülermak zakładała, że budowa prawie 4-kilometrowego odcinka z trzema stacjami zacznie się w 2019 r. Przez brak odpowiednich pozwoleń prace wciąż jednak nie wystartowały. Do poślizgu przyczyniły się np. protesty części mieszkańców, którzy nie chcieli, by na ich działce powstał szyb startowy dla tarcz drążących. Konieczne było m.in. sporządzenie nowej oceny oddziaływania na środowisko. Według ostatnich zapowiedzi pozwolenie na budowę może być wydane na początku 2022 r. Wykonawca twierdzi jednak, że nie da się już zrealizować kontraktu za kwotę z podpisanej trzy lata temu umowy, czyli za 1,6 mld zł. Według nieoficjalnych informacji firma chce aż kilkuset milionów złotych dopłaty.
– Na budowie metra używa się dużo materiałów, które w ostatnim czasie mocno zdrożały – stali, miedzi czy betonu – mówi Bartosz Sawicki, rzecznik Gülermaka. Władze stolicy liczą, że uda się porozumieć z wykonawcą i kontrakt nie zostanie zerwany.
– Zdajemy sobie sprawę z obecnej sytuacji rynkowej i jesteśmy w stałym kontakcie z wykonawcą. Prowadzone są rozmowy, których celem jest wypracowanie mechanizmu uwzględniającego zmiany sytuacji na rynku materiałów – mówi Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka warszawskiego ratusza.
Zaznacza, że o zwiększeniu wartości kontraktu będzie można precyzyjniej coś powiedzieć po tym, jak budowa faktycznie się rozpocznie. Punktem wyjścia do podejmowania decyzji o ewentualnych zmianach w umowie ma być uzyskanie pozwolenia na budowę. Jan Styliński, szef Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB), uważa, że w tym przypadku zastosowanie powinien mieć art. 144 prawa zamówień publicznych (PZP). Pozwala zwiększyć wartość zamówienia nawet do 50 proc., jeśli zaistnieją okoliczności, których zamawiający nie był w stanie przewidzieć w chwili zawierania umowy.
– W 2018 r. urzędnicy na pewno nie mogli przewidzieć opóźnienia inwestycji i ogromnej skali wzrostów cen materiałów – zaznacza.
Jednocześnie PZPB w ostatnich tygodniach walczy o efektywne mechanizmy waloryzacji kontraktów. Wprawdzie w tym roku znowelizowane przepisy PZP wprowadziły obowiązek waloryzacji, ale inwestorzy różnie do tego podchodzą. Branża skarży się, że duża część samorządów nie jest skora do urealnienia wartości umów. W efekcie stosowana przez nich waloryzacja jest tylko pozorna. Przykładowo niektóre z nich ustalają jej limit na poziomie 2 proc. Branża zaapelowała do Urzędu Zamówień Publicznych i resortu rozwoju o zorganizowanie spotkania z udziałem zamawiających i wykonawców, w ramach którego wypracowane zostałyby standardy w tej kwestii.
Teoretycznie nieco lepiej wygląda sytuacja w przypadku zleceń ze strony państwowych inwestorów – Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. Obie instytucje na początku 2019 r. wprowadziły mechanizm, który zakłada m.in. 5-procentowy limit waloryzacji umowy. Jednocześnie urealnieniu podlega jedynie połowa kontraktu. Firmy zaczynają się jednak skarżyć, że ten mechanizm waloryzacyjny przestaje wystarczać. W efekcie do niektórych kontraktów też trzeba będzie dokładać. O potrzebie podwyższenia limitu mówią ostatnio m.in. przedstawiciele takich firm jak Budimex, Aldesa czy Strabag. Dodatkowo firmy przyznają, że przyjęte do waloryzacji wskaźniki GUS-u nie odzwierciedlają faktycznego wzrostu kosztów. – Dla przykładu dane inflacyjne z marca tego roku podawane przez GUS dla asfaltu są na poziomie 8 proc., a np. dla wyrobów stalowych 7,3 proc. przy rzeczywistych wzrostach sięgających 50 proc. – mówił DGP Wojciech Trojanowski z zarządu Strabagu.
– Mechanizmy waloryzacji kontraktów tylko w pewnym stopniu rekompensują bezprecedensowy wzrost cen materiałów. Te zasady wymagają pilnych zmian. Bodajże tylko w Polsce stosuje się 5-proc. limit waloryzacji. A ten niebawem się wyczerpie. Nigdzie indziej w Europie takie sztywne ograniczenia nie występują – mówi Damian Kaźmierczak, główny ekonomista PZPB.
Szef GDDKiA Tomasz Żuchowski przyznał, że jest gotowy do rozmowy o podwyższeniu limitu. Jednocześnie uważa, że nie można zlikwidować takiego pułapu, bo wywołałoby to kolejne kłopoty. – Firmy mogłyby wówczas składać bardzo niskie oferty, bo liczyłyby, że państwo i tak to zrekompensuje – mówi Żuchowski. ©℗
Galopada cenowa coraz bardziej daje się we znaki budowlance