Ministerstwo Finansów i Krajowa Administracja Skarbowa zapowiadały rewolucję w poborze e-myta i słowa dotrzymały.

Wbrew apelom przewoźników oraz rzecznika małych i średnich przedsiębiorców stary system viaTOLL został wyłączony z końcem września i od piątku jedynym systemem poboru opłat za przejazd drogami płatnymi jest e-TOLL, który działa w oparciu o geolokalizację. A że nieodłącznym elementem każdej rewolucji jest chaos, nie mogło go zabraknąć także w tym przypadku.
Na dwa dni przed godziną zero w nowym systemie widniała mniej niż połowa pojazdów korzystających z wyłączanego viaTOLL-u, który wykorzystywał technologię mikrofalową. Przewoźnicy w ostatniej chwili dokonywali rejestracji, co skutkowało zawieszaniem się systemu, problemami z zakupieniem urządzeń pokładowych OBU czy ich aktywacją lub kłopotami z zasileniem konta. W relacjach przewoźników co rusz powtarzają się sygnały o bardzo długim czasie (liczonym w dniach, a w skrajnych przypadkach w tygodniach), jaki upływa od wykonania przelewu i pobrania środków z konta bankowego do czasu, gdy zostaną one zaksięgowane na koncie w systemie. A bez tego nie można ruszyć w drogę, nie narażając się na kary. W ostateczności przewoźnicy ratowali się przygotowaną przez KAS darmową aplikacją, która jednak w branży cieszy się bardzo złą renomą. Poza tym okazało się, że jeżeli kierowca nie ma służbowego smartfona, to pracodawca nie jest w stanie wymóc na nim zainstalowania aplikacji.
Jak tłumaczył Przemysław Koch, obecnie dyrektor Centralnego Ośrodka Informatyki, który w KAS odpowiadał za wdrażanie systemu, przewoźnicy nie wykorzystali trzymiesięcznego okresu przejściowego i zostawili rejestrację w nowym systemie na ostatnią chwilę.
Jednak zdaniem Wiesława Starostki ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce okres przejściowy tylko formalnie trwał kwartał. – Praktycznie możemy mówić o dwu-, trzytygodniowym okresie przejściowym. Wcześniej nie było możliwości rejestracji za pośrednictwem operatorów kart flotowych, za pomocą których bardzo wielu przewoźników wnosi opłaty. Nie było również możliwości zakupienia urządzeń OBU, ponieważ w trakcie okresu przejściowego dostawcy przechodzili dopiero procedurę dopuszczeniową, a nawet umieszczenie na liście KAS danego urządzenia nie oznaczało jego fizycznej dostępności, m.in. z powodu braku półprzewodników potrzebnych do ich produkcji. Poza tym zapotrzebowanie było tak duże, że fabryki nie nadążały z dostawami – wylicza Starostka.
Do tej pory jest problem z zakupem urządzeń OBU, a także z możliwością zainstalowania oprogramowania ZSL (zewnętrzny system lokalizacji) współpracującego z e-TOLL.
Sytuację próbują wykorzystać nieuczciwi dostawcy. – Pojawiły się reklamy firm, które jako OBU oferują przewoźnikom przerobione terminale do płatności bezgotówkowych. Dlatego apelujemy do przewoźników, aby przed zakupem urządzenia sprawdzili dokładnie, czy zostało ono wymienione w wykazie jako dopuszczone przez KAS – przestrzega Starostka.
Problemy mają również przewoźnicy zagraniczni. – Nigdzie w Europie ciężar związany z przejściem z jednego systemu na drugi nie został przerzucony na użytkowników. Nawet na Węgrzech, gdzie mają system do tej pory uchodzący za najgorszy na kontynencie. Zagraniczni przewoźnicy wyobrażali sobie, że po prostu przyjadą, oddadzą na stacji benzynowej OBU viaTOLL i pobiorą urządzenie e-TOLL. I w sumie mają rację, bo tak to powinno wyglądać. Nam jest obojętne, czy opłata pobierana jest za pomocą technologii radiowej, czy satelitarnej. Tylko nie chcemy, aby wszystkie koszty związane ze zmianą były przerzucone na firmy transportowe, a tak się właśnie stało – pointuje Wiesław Starostka.
W sobotę rzecznik MŚP poinformował, że po jego interwencji kierownictwo KAS zdecydowało się w pierwszym okresie postawić na działania prewencyjne. Kontrolowani przewoźnicy mają być przede wszystkim pouczani, a nie karani.