Rządowy fundusz autobusowy tylko punktowo pomaga likwidować białe plamy. Na wieloletnie umowy o dopłaty najpewniej poczekamy jeszcze rok.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2020 r. spadek regionalnych przewozów autobusowych wyniósł aż 64,7 proc. W ostatnich latach często i tak miały one charakter szczątkowy – ograniczały się np. do przewozów do szkół podstawowych, które muszą zapewnić gminy. Takie kursy otwierane były nieraz dla pozostałych mieszkańców, co często stawało się jedynym ratunkiem dla niezmotoryzowanych. Chodzi np. o ludzi starszych czy uczniów szkół średnich. W czasie pandemii podstawówki były jednak zamknięte i zawieszono połączenia. W efekcie kolejne PKS-y upadają. Na początku września ostatnie kursy zlikwidował np. PKS Trans-Pol Legnica, a PKS Bolesławiec wprowadził ogromne cięcia połączeń. Kilka tygodni temu przewozy całkowicie zlikwidował PKS Łódź.
Problemy z dojazdem wywołują głośne protesty. W Bystrzycy Kłodzkiej mieszkańcy okolicznych wsi demonstrowali ostatnio z powodu braku połączeń do szkół średnich w tym mieście. Burmistrz Renata Surma na antenie TVP Wrocław tłumaczyła, że miasta nie stać na zapewnienie kursów dla uczniów liceów czy techników. Dodawała, że mogą oni np. korzystać z połączeń dla podstawówek. Problem w tym, że te ostatnie często odbywają się w porach, kiedy nie wracają do domu.
Bartosz Jakubowski z Klubu Jagiellońskiego wskazuje, że powiatów, w których uczniowie nie mają czym dotrzeć do szkół średnich, a osoby starsze do lekarza, jest znacznie więcej, a ostatnio białe plamy komunikacyjne zwiększają się też z innego powodu. – Zaufanie przewoźników prywatnych do przewozów szkolnych jest zerowe, bo nie wiedzą, czy z powodu pandemii szkoły nie zamkną się za tydzień czy za dwa. Kierowcy i firmy wolą współpracować z zakładami pracy, które organizują przewozy niedostępne dla osób postronnych – mówi Jakubowski.
Marcin Gromadzki z firmy Public Transport Consulting przyznaje, że niedobory kierowców coraz bardziej dają się we znaki przy organizacji przewozów szkolnych. Zaznacza, że transport ten bazował w dużej mierze na emerytach. Kiedy świadczenia wzrosły, nie chcą pracować, a młodzi nie śpieszą się, by ich zastąpić.
Rząd liczył, że wykluczenie transportowe uda się mocno ograniczyć dzięki stworzonemu dwa lata temu rządowemu funduszowi autobusowemu. Od 2020 r. samorządy mogą uzyskać 3 zł dopłaty do wozokilometra. Z własnych środków muszą dorzucić 10 proc. Na razie z rozwiązania korzystają jednak nieliczne gminy czy powiaty. W efekcie komunikację udało się poprawić tylko punktowo. Jednym z pozytywnych przykładów są kursy w rejonie Karkonoszy. Starostwo w Jeleniej Górze na utworzenie sieci komunikacyjnej otrzymało z funduszu autobusowego 2,5 mln zł. Z własnej kasy dołożyło 281 tys. zł. Udało się stworzyć 11 linii. Na przykład z Jeleniej Góry do Karpacza kursy odbywają przez cały dzień co pół godziny.
Po początkowym słabym zainteresowaniu funduszem i fatalnym 2020 r., kiedy wykorzystano tylko 139 mln zł z dostępnych 800 mln zł, teraz samorządy chętniej sięgają po to rozwiązanie. W tym roku, przy takiej samej puli środków, do sierpnia organizatorzy wnioskowali o dopłaty przekraczające połowę dostępnych funduszy. W dwóch regionach – w Podkarpackiem i Pomorskiem – przyznane kwoty w całości zostały już rozdysponowane wśród samorządów.
– Musi minąć kilka lat, zanim fundusz zacznie przynosić większe efekty. W wielu samorządach brakuje fachowców, którzy znaliby się na efektywnym organizowaniu komunikacji – mówi Stanisław Biega z Centrum Zrównoważonego Transportu.
Eksperci oraz samorządy przyznają, że fundusz stałby się bardziej popularny, gdyby organizatorzy mogli starać się o wieloletnie dofinansowanie. Włodarze przyznają, że najbardziej kosztowny jest start połączeń.
Rzecznik resortu infrastruktury Szymon Huptyś wiosną deklarował, że ministerstwo chce wyjść naprzeciw tym oczekiwaniom i wprowadzi wieloletnie umowy. Pojawiła się też obietnica utrzymania wyższej kwoty dofinansowania (przed pandemią było 1 zł). Wielu liczyło, że długoterminowe dopłaty uda się wprowadzić już od 2022 r. Szanse na to są jednak nikłe. Podobnie jak na większą reformę organizowania przewozów. Miała to przewidywać zakładana od dawna nowelizacja ustawy o publicznym transporcie zbiorowym. W czerwcu podczas Kongresu Organizatorów Transportu przedstawiciele resortu twierdzili, że projekt nowelizacji jest już gotowy. Eksperci liczyli, że nowe prawo wymusi na samorządach zapewnienie podstawowej komunikacji przy jednoczesnym wprowadzeniu stabilnego systemu dofinansowania kursów.
Niestety zmiany legislacyjne utknęły. Szymon Huptyś informuje, że ministerstwo „prowadzi prace nad nowelizacją ustawy o publicznym transporcie zbiorowym, w ramach której planowana jest także zmiana ustawy o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych”. Nie wiadomo, kiedy te prace się zakończą. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że w rządzie nie ma teraz presji, żeby kontynuować likwidację białych plam transportowych. ©℗