Krążące w sieci zdjęcia setek samochodów elektrycznych, „porzuconych” rzekomo we Francji ze względu na wysokie koszty wymiany baterii, podgrzały dyskusje na temat zasadności rozwoju takich pojazdów. Fotografie były jednak błędnie podpisywane, a powody składowania aut były inne.
„Oto cmentarzysko samochodów elektrycznych we Francji. Nikt nie chce kupić samochodu elektrycznego, gdy akumulator się zużyje” – napisano w jednym z postów, udostępnionych na Facebooku ponad tysiąc razy.
W rzeczywistości dołączone do niego zdjęcie wykonano w pobliżu miasta Hangzhou na wschodzie Chin. Pojazdy należały do firmy Microcity, jednego z setek chińskich startupów w branży tzw. car sharingu, czyli krótkoterminowego wynajmu aut. Składowisko wiązano z problemami tej branży, w tym niską jakością używanych pojazdów i częstymi usterkami.
Miejscowa prasa zwracała uwagę na samochody pod Hangzhou już w 2019 roku i oceniała, że jest ich tam nawet ponad 5 tys. Menedżer Microcity Lou Gaofeng zapewniał wtedy dziennikarzy lokalnego portalu Hangzhou Wang, że część aut jest sprawna, część wymaga naprawy, a inne będą odsprzedane, rozebrane na części i zastąpione nowymi.
Spekulowano jednak, że prawdziwą przyczyną mogła być zła kondycja finansowa firmy. Po początkowym boomie napędzanym rządowymi dotacjami dla producentów aut elektrycznych wiele car sharingowych startupów zaczęło plajtować. Państwowa telewizja CCTV oceniła ten model biznesowy jako niewydolny.
Hongkoński dziennik „South China Morning Post” pisał, że składowisko pod Hangzhou może zapowiadać wysyp tego rodzaju „cmentarzysk” samochodów do wypożyczenia. Gdy wcześniej w Chinach pękła bańka branży bike sharingu, w kraju pojawiły się liczne „cmentarzyska rowerów”, a wściekli klienci musieli walczyć o odzyskanie wpłaconych kaucji.
Kłopoty finansowe firmy car sharingowej - a nie problemy z akumulatorami - stoją za innym zestawem zdjęć rozpowszechnianym w sieci z błędnym podpisem. Przedstawia ono rzekomo „cmentarzysko pod Paryżem”, na którym samochody znalazły się, ponieważ zużytych baterii nie opłaca się wymieniać.
„Więc te samochody elektryczne z zielonej bajki wciąż stoją na pustych działkach, podczas gdy z ich baterii wyciekają do gleby toksyny. Wciąż sądzicie, że powinniśmy iść w zielone?” - zapytano we wpisie, który w identycznej treści opublikowało wiele kont, a udostępniany był setki razy.
Tym razem zdjęcia faktycznie pochodziły z Francji, ale pojazdy nie były składowane z powodu problemów z wymianą akumulatorów i nie zostały „porzucone” – wynika z informacji francuskich mediów.
Auta należały do firmy Bollore, która na zlecenie władz Paryża prowadziła publiczną wypożyczalnię samochodów pod nazwą „Autolib”. W 2018 roku paryski ratusz zerwał jednak umowę z Bollore z powodu kłopotów finansowych tej firmy. Według agencji Reutera wynikały one z problemów z czystością pojazdów i dostępnością miejsc parkingowych oraz konkurencji ze strony innych środków transportu, takich jak Uber.
Po decyzji władz Paryża Bollore sprzedała samochody. Większość z nich trafiła do firm Atis Production i Autopuzz. W wywiadzie dla portalu France TV Info szef Atis Production Paul Aouizerate oświadczył, że kupione przez jego firmę auta nie są przeznaczone na złom. Autopuzz przekazał natomiast, że odsprzedaje je nabywcom w całej Francji w tempie 50 sztuk na miesiąc.
Nie oznacza to jednak, że rozwój samochodów na prąd nie wywołuje obaw i kontrowersji. Eksperci zwracają uwagę, że obecnie niewielki odsetek zużytych akumulatorów poddawany jest recyklingowi. Podkreślają pilną potrzebę opracowania rozwiązań tego problemu, biorąc pod uwagę, że aut elektrycznych będzie prawdopodobnie szybko przybywać.