Po niemal roku bez kłopotów transport drogowy musi się liczyć z nowymi obostrzeniami. Jako pierwsze nałożyły je Niemcy
Po niemal roku bez kłopotów transport drogowy musi się liczyć z nowymi obostrzeniami. Jako pierwsze nałożyły je Niemcy
W połowie lutego Berlin zdecydował się na przywrócenie kontroli z Austrią i Czechami. Od wszystkich przekraczających granicę wymagany jest negatywny wynik testu na COVID-19. Dotyczy to także kierowców ciężarówek, co według lokalnych austriackich mediów w Tyrolu powoduje ogromne kolejki na granicy, stanowiącej jedną z kluczowych przepraw przez Alpy. A tu uderza także w przewoźników z Włoch.
Sprawą zajęła się KE, która wprowadzenie obowiązkowych testów dla kierowców ciężarówek uznała za nieproporcjonalne i przypomniała, że zgodnie z rekomendacjami ruch towarów nie powinien być ograniczany. Adresatami listu z Brukseli było także pięć innych krajów, które wprowadziły obostrzenia na granicach: Belgia, Szwecja, Finlandia, Węgry i Dania.
Temat ten stanął też na zeszłotygodniowym wideo szczycie przywódców, ale kanclerz Angela Merkel pozostała nieugięta. W niedzielę Niemcy zdecydowali się na ograniczenie ruchu z Francją. Chodzi o departament Mozeli, który zostaje od dzisiaj uznany przez niemiecki Instytut Kocha za obszar zakażony innymi wariantami koronawirusa, co wiąże się z obowiązkiem posiadania negatywnego wyniku testu. To ogromny problem dla 16 tys. mieszkańców Mozeli, którzy codziennie jeżdżą do pracy do sąsiedniego Kraju Saary i Nadrenii Palatynatu. W tym przypadku Niemcy zrezygnowały jednak ze stałych kontroli na granicy – osoby ją przekraczające mają być kontrolowane pod kątem negatywnego wyniku testu wybiórczo.
To przypomina sytuację sprzed roku w czasie pierwszej fali pandemii. – Państwa zaczęły wprowadzać obostrzenia na własną rękę i powstał straszny bałagan, nikt nie wiedział, gdzie przejedzie – mówi Piotr Mikiel, dyrektor departamentu transportu w Zrzeszeniu Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. – Interwencja KE, która uznała, że transport nie może stanąć i przepływ towarów powinien być płynny, bardzo wtedy pomogła – dodaje. Potem sytuacja się poprawiła. Do teraz. Nie dość, że kolejne kraje wprowadzają obowiązek testów – obecnie Niemcy, wcześniej Wielka Brytania czy Francja – to jeszcze wiele państw członkowskich wymaga od kierowców ciężarówek kilku formularzy rejestracyjnych przy każdym przekroczeniu granicy: innych na wjazd do kraju, innych na przejazd w czasie godziny policyjnej, a jeszcze innych przy wjeździe z różnych krajów. Do tego przepisy zmieniają się tak często, że nadążanie za nimi jest prawie niemożliwe.
Jak mówi Piotr Mikiel, Polska również wprowadziła ograniczenia w ruchu z Czechami, ale nie dotyczą one transportu drogowego. – Rząd na szczęście słucha naszych argumentów, w innych krajach bywa różnie. Zazwyczaj wystarcza zaświadczenie, że ktoś jest kierowcą, inne wprowadzają dodatkowe ograniczenia – dodaje.
Przewoźnicy przekonują, że wprowadzenie obowiązku testów dla kierowców nie ma sensu, bo mają oni znikomy kontakt z mieszkańcami regionów, przez które przejeżdżają. – Wskaźnik pozytywnych wyników testów wśród kierowców ciężarówek wynosi zaledwie ok. 0,2 proc. Większe zagrożenie jest związane z zatrzymywaniem ich na granicach, bo oczekując w kolejkach, mogą się zakazić – mówi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka.
Przewoźnicy przyznają, że coraz bardziej się tego obawiają. – Czasem na zrobienie testu czeka się kilkanaście godzin. Do tego w tłoku i na chłodzie. Istnieje więc ryzyko złapania infekcji – mówi przedstawiciel jednej z firm.
Dlatego Konfederacja Lewiatan oraz Transport i Logistyka Polska (TLP) zawiązały koalicję z organizacją pracodawców z Litwy (LPK) i Czech (SPCR) i wspólnie zaapelowały do Komisji, Rady, Parlamentu Europejskiego i wszystkich państw członkowskich o uregulowanie tej sytuacji i wprowadzenie zielonych korytarzy dla transportu.
– Utrzymywanie dłużej tej sytuacji grozi utratą płynności dostaw towarów. To również obciążenie finansowe dla firm transportowych – zaznacza Maciej Wroński. I nie chodzi tylko o to, że często muszą płacić za test ok. 50 euro. Z powodu przestojów na granicach rośnie ryzyko, że nie wyjeżdżą 8–10 tys. km w skali miesiąca. A tylko wtedy przychody z działalności są w stanie przewyższyć koszty, czyli sprawiać, że biznes jest opłacalny. Branża ma nadzieję, że sprawa wyjaśni się już na przełomie tego i przyszłego tygodnia.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama