Po zdobyciu wartego 2,5 mld zł kontraktu dla Kolei Czeskich producent liczy na odbicie. W marcu przedstawi strategię na najbliższe pięć lat
Po zdobyciu wartego 2,5 mld zł kontraktu dla Kolei Czeskich producent liczy na odbicie. W marcu przedstawi strategię na najbliższe pięć lat
Znacjonalizowana bydgoska Pesa stara się zrzucić z siebie odium firmy kojarzącej się z opóźnieniami i kiepskimi wynikami. W najbliższym czasie szykuje kilka posunięć biznesowych, dzięki którym chce na dobre wyjść na prostą. Poprawieniu wyników ma służyć m.in. zdobycie dużego kontraktu dla Kolei Czeskich (Česke Drahy). Podpisana w piątek umowa ramowa ma wartość 14,5 mld koron czeskich, czyli ok. 2,5 mld zł i zakłada, że przewoźnik może zamówić do 160 spalinowych pociągów regionalnych. W przetargu spółka pokonała inną firmę z Polski – nowosądecki Newag. O zlecenie walczył jeszcze hiszpański CAF, ale jego oferta nie spełniła postawionych założeń.
Na początek Koleje Czeskie zakontraktowały w Pesie dostawy 33 składów o wartości ponad 0,5 mld zł. Pierwsze z nich mają dojechać do naszego południowego sąsiada w 2023 r. Przewoźnik zapowiada, że zamówienie kolejnych transz będzie uzależnione od wygrania przez niego przetargów na wożenie pasażerów w następnych regionach.
Pociągi zostaną wyposażone m.in. w system sterowania ETCS, który pozwala np. na automatyczne zatrzymanie pociągu, jeśli maszynista nie zauważy czerwonego światła na semaforze. Wewnątrz pasażerowie będą mogli liczyć na klimatyzację, wi-fi czy gniazdka elektryczne. Nowością będą też niskoemisyjne silniki.
Jeśli Koleje Czeskie wykorzystają pełną opcję i zamówią w Pesie wszystkie 160 pojazdów, to dla bydgoskiego producenta byłoby to największe zamówienie w historii.
Warto przypomnieć, że poprzednie wielkie zlecenie Pesy za granicą było jedną z przyczyn wpadnięcia firmy w tarapaty finansowe. Chodzi o kontrakt dla Kolei Niemieckich (Deutsche Bahn). W 2012 r. producent podpisał umowę ramową, która dawała możliwość zamówienia przewoźnikowi nawet 470 pojazdów spalinowych Link na łączną kwotę 1,2 mld euro. Pojawiły się jednak problemy m.in. z uzyskaniem homologacji. Ostatecznie Koleje Niemieckie zamówiły 72 składy. Kontrakt udało się ostatecznie zamknąć z dużym opóźnieniem jesienią zeszłego roku. Przewoźnik naliczył kary za poślizg. Żadna ze stron nie ujawniła jej wysokości.
Według Pesy kłopoty z Niemiec, które są według producenta „najbardziej wymagającym rynkiem kolejowym w Europie”, nie powinny się już powtórzyć. Spółka zaznacza, że ma już doświadczenia na rynku czeskim. W 2014 r. dostarczyła tam 31 pociągów Link. Zakontraktowane teraz składy mają być ich nowocześniejszą wersją. Z kolei pod koniec roku Pesa zacznie dostawy pierwszych z siedmiu pociągów elektrycznych dla czeskiego, prywatnego przewoźnika – firmy RegioJet.
Tymczasem bydgoski producent zamierza w marcu przedstawić swoją strategię działania do 2025 r. Zaprezentuje m.in. nowy pojazd, nad którym pracuje. Przedstawi też plan, który określi, na jakich produktach zamierza się skupić w najwyższym czasie. Eksperci w poprzednich latach wskazywali, że jedną z przyczyn problemów firmy jest porywanie się na produkcję zbyt szerokiej gamy pojazdów i jednoczesna walka zbyt niskimi cenami.
Pesa zarzeka się też, że nie będzie uciekać od innowacji. We wrześniu na targach kolejowych Trako w Gdańsku zamierza zaprezentować lokomotywę wodorową. Pracuje też nad pociągiem pasażerskim zasilanym ogniwami wodorowymi. – Uważamy, że rozwijanie tej technologii ma sens. Z czasem powinni na nią postawić także przewoźnicy. Chcemy być gotowi do tego, by ogniwa wodorowe instalować także w starszych pojazdach, podczas napraw głównych – mówi rzecznik Pesy Maciej Grześkowiak.
Na razie nie są znane wyniki Pesy za zeszły rok. Wcześniej, od 2015 r. spółka każdego roku notowała stratę netto – największą w 2017 r. i 2019 r., sięgającą odpowiednio: 583 i 556 mln zł. Właściciel Pesy, Polski Fundusz Rozwoju, wstępnie zapowiadał kilka miesięcy temu, że w 2020 r. „spółka powinna osiągnąć wynik dodatni”.
Producentowi wciąż jednak ciążą zamówienia z naliczonymi karami za opóźnienia. Kilka dni temu zakończyła się realizacja kontraktu na 30 tramwajów dla Gdańska, w ramach którego miasto naliczyło 38 mln zł kary za poślizg z dostawą części pojazdów. Firma uniknęła ponownego ukarania za opóźnienia w dostawie ostatnich tramwajów, powołując się na tzw. ustawę covidową. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama