Elementy wyposażenia aut, które przed laty były dodatkiem ekstra, z czasem stały się normą. Ale prawdziwa rewolucja dopiero przed nami – twierdzą producenci samochodów.
Elementy wyposażenia aut, które przed laty były dodatkiem ekstra, z czasem stały się normą. Ale prawdziwa rewolucja dopiero przed nami – twierdzą producenci samochodów.
/>
Koncerny motoryzacyjne w pogoni za klientem prześcigają się w nowinkach, by zwiększyć sprzedaż. Zapewniają, że nowe rozwiązania nie wpływają znacząco na ceny. – Przyszłość to kamery parkowania, światła LED, systemy utrzymujące odległość pomiędzy pojazdami lub utrzymujące bezpieczny tor jazdy – uważa Grzegorz Paszta z Renault Polska. Przewiduje też dalszy wzrost możliwości internetu do wspomagania kierowcy w prowadzeniu auta i rozwój seryjnych aplikacji internetowych dla kierowcy i pasażerów. Coraz większą rolę odgrywać będą też seryjne możliwości personalizacji pojazdu – indywidualnego wyglądu, barw i oświetlenia wewnątrz, zapachu, ale także np. stylu jazdy kierowcy.
Według Mariusza Nycza, szefa marketingu Volvo Auto Polska, przyszłością będą rozwiązania elektroniczne, w tym np. aktywne systemy bezpieczeństwa czy zestawy multimedialne. – Relatywna cena aut jest dziś nieco wyższa niż przed laty, ale i wymagania kierowców bardzo wzrosły. Konkurencja rynkowa hamuje wzrost cen, mimo że kierowcy oferują coraz więcej pojazdów – zapewnia Mariusz Nycz.
Dodaje, że z podobnych względów ceny praktycznie nie wzrosły przez ostatnie 20 lat, mimo że wgląd w skoroszyt zamówień z 1994 r. pokazuje, jak długą drogę pod względem doposażenia samochodów przeszły koncerny. Volvo 850 GLE z silnikiem benzynowym i manualną skrzynią biegów kosztował wtedy co prawda 758,7 mln zł (po denominacji 75,8 tys. zł), a dziś porównywalny model V70 aż 146 tys. zł. – Jeżeli weźmiemy pod uwagę czynnik inflacji, to dysproporcja kurczy się znacząco – uważa Nycz. Przypomina, że obecnie bazowym silnikiem jest turbodiesel, skrzynia ma sześć biegów, a nie pięć, a wóz ma seryjnie osiem poduszek powietrznych.
W pogoni za klientem standardy wyposażenia samochodów wyśrubowały też inne koncerny. Dobrym przykładem jest model Clio, obecny na polskim rynku od ponad 20 lat. Pierwsza generacja tego modelu oferowała opcjonalne wyposażenie m.in. w blokadę zapłonu, centralny zamek, elektrycznie odsuwane szyby w przednich drzwiach, wspomaganie układu kierowniczego, przyciemniane szyby czy ogrzewanie tylnej szyby. Wszystkie te elementy znajdują się w seryjnym wyposażeniu współczesnych aut.
– 20 lat temu samochody sprzedawano bez systemu ABS, klimatyzacji, poduszek powietrznych, elektrycznie sterowanych szyb, centralnego zamka sterowanego z pilota i trzypunktowych pasów bezpieczeństwa – mówi Kinga Lisowska z MMC Car Poland. Przypomina, że dopłata za każdy z tych systemów wynosiła nawet kilka tysięcy złotych, ale już pod koniec lat 90. większość tych elementów została dołączona do zestawu podstawowego wyposażenia samochodów. Ceny nowych pojazdów wzrosły wtedy o 10–15 proc. – Ale to kilkukrotnie mniej, niż gdyby doliczyć do ceny samochodu koszt tych dodatków – zauważa Lisowska. Według niej stało się tak za sprawą korzyści skali. Koszt wytwarzania tych podzespołów spadł, bo większość marek rozszerzyła listę wyposażenia bazowych wersji swoich modeli.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama