Za projektem w tej sprawie głosowali radni z Platformy Obywatelskiej. Przeciwko PiS i SLD. Sprawa wzbudziła duże kontrowersje. Obecni na sali obrad pracownicy stołecznej komunikacji wyrażali swoje niezadowolenie. Argumentowali, że darmowe przejazdy otrzymali na początku lat 30. ubiegłego wieku. Nie zniesiono ich podczas wojny, ani w czasie PRL-u. Dopiero obecne władze uznały, że ulgi są niepotrzebne.
Samorządowcy, którzy głosowali za uchwałą utrzymują, że darmowe przejazdy są zbyt dużym kosztem dla budżetu miasta. Rezygnacja z ulg spowoduje oszczędności rzędu 40 milionów złotych rocznie. Michał Bitner z Platformy Obywatelskiej zapewniał jednak, że o ulgi będzie się można starać u pracodawców. Jego zdaniem finansowanie ich bezpośrednio z budżetu miasta było błędem.
Radni z PIS i SLD zgodnie głosowały przeciw odebraniu ulg. Maciej Wąsik z Prawa i Sprawiedliwości mówił podczas wystąpienia, że pracownicy komunikacji będą płacić za błędy rządzących miastem. Radny argumentował, że niedawne podwyżki cen biletów spowodowały, że do miejskiej kasy trafia z ich sprzedaży mniej pieniędzy. Jego zdaniem ludzie albo przesiedli się do samochodów albo jeżdżą "na gapę", bo nie stać ich na drogie przejazdy. W jego opinii pracownicy komunikacji i ich rodziny stali się ofiarą błędnej polityki rządzącej ekipy.
Dotychczasowe przepisy dawały możliwość darmowych przejazdów pracownikom komunikacji i ich rodzinom. Łącznie dotyczą one 30 tysięcy osób. Związkowcy nie składają broni. Grożą strajkiem i paraliżem komunikacji w mieście.
Uchwała ogranicza także prawo do przejazdów z 50-procentową ulgą. Stracą ją osoby przechodzące na wcześniejszą emeryturę, doktoranci, sędziowie i prokuratorzy w stanie spoczynku oraz małżonkowie, na których emeryci lub renciści otrzymują dodatki rodzinne.