Linie lotnicze na warszawskim lotnisku będą mogły kupować paliwo po konkurencyjnych cenach. Ale najpierw trzeba wydać 200 mln zł.
Paliwo do samolotów to 2 proc. krajowego rynku paliw płynnych / DGP
Skytanking, Operator Logistyczny Paliw Płynnych oraz Petrolot chcą zbudować nowoczesny system dostaw paliwa na warszawskim Okęciu, a potem nim zarządzać. Startują w przetargu ogłoszonym przez Przedsiębiorstwo Państwowe „Porty Lotnicze”, które zarządza stołecznym lotniskiem. Dzięki inwestycji będzie możliwość tankowania paliwa dostarczanego przez kilka, a może nawet kilkanaście koncernów. To oznaczałoby silną konkurencję i szanse na niższe ceny. Benzyna to najbardziej istotny koszt linii, który stanowi nawet jedną trzecią ich budżetów.
Obecnie paliwo zatankować można tylko w Petrolocie, spółce należącej do LOT i PKN Orlen. Linie lotnicze narzekają, że jest drogo, a port powinien już dawno wpuścić konkurentów. Do tej pory nie udało się tego zrobić. Wszedł tylko litewski operator BGS. Inni nie chcą, bo czekają na infrastrukturę, która pozwoli tankować samoloty wprost przy rękawach, a nie wozić paliwo po płycie cysternami.
– Przetarg na budowę scentralizowanej infrastruktury paliwowej w porcie zamierzamy rozstrzygnąć do końca roku – zapowiada Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy Portów Lotniczych.
Przybylski nie chce zdradzić nazw firm, które zabiegają o kontrakt. Nieoficjalnie wiadomo, że w gronie chętnych jest Petrolot, a w szranki z nim stanęli też międzynarodowy operator baz paliwowych Skytanking oraz należący do PERN Operator Logistyczny Paliw Płynnych, zarządzający bazami i rurociągami paliwowymi.
Dwie ostatnie firmy nie chcą komentować sprawy. Za to Ireneusz Wesołowski, prezes Petrolotu, przyznaje, że spółka złożyła ofertę w przetargu, choć bez przekonania. Uważa, że decyzja o wydaniu ok. 200 mln zł na nowy system paliwowy jest nieracjonalna.
– Rozumiem, że ktoś kiedyś podjął decyzję, a obecnemu kierownictwu portu trudno jest się z niej wycofać, ale inwestycja może nie mieć sensu – uważa Wesołowski. Wskazuje, że wydanie na budowę 200 mln zł odbije się na cenach biletów, ale negatywnie. – Koszty inwestycji trzeba będzie przenieść na pasażerów. Można tego uniknąć, bo ani obecny ruch w porcie, ani przyszły nie wymagają takich inwestycji – mówi Wesołowski. Według niego wątpliwości podzielają też inni, o czym świadczy zlecenie przez PPL dodatkowego audytu w tej sprawie zewnętrznej firmie.
Jednak zdaniem Przybylskiego akurat w tym, jak dużo trzeba będzie jeszcze wydać pieniędzy na projekt, dużą rolę odgrywa podejście Petrolotu. Przedstawiciel PPL przypomina, że port już z własnych środków zbudował system doprowadzenia paliwa aż pod sam terminal, a wybrana w przetargu firma ma wybudować kolejowy front spustowy i magazyn paliwowy. Jego zdaniem do stworzenia systemu można wykorzystać istniejący już magazyn Petrolotu. Problem w tym, żeby Petrolot zgodził się na to w razie przegranej w przetargu.