Zatory płatnicze to jeden z głównych problemów, z jakimi borykają się firmy budujące drogi i autostrady - uważają przedstawiciele branży. W ostatnich tygodniach podwykonawcy zaczęli domagać się ogłoszenia upadłości wykonawców autostrad - firm DSS i Hydrobudowy.

"Kontrakty na budowę autostrad, zamiast żyły złota, stały się dla większości zaangażowanych w nie giełdowych spółek bardziej gwoździem do trumny" - uważa analityk Open Finanse Roman Przasnyski. Chodzi o wartość akcji giełdowych spółek zaangażowanych w budowę autostrad. Jak zauważył analityk, należą one do najmocniej tracących na wartości już od kilkunastu miesięcy. Przykładowo kurs akcji Budimeksu spadł przez ostatni miesiąc o 11,46 proc., PBG o 40,44 proc., Hydrobudowy o 46,94, Dolnośląskich Surowców Skalnych o 62,20 proc., Polimeksu-Mostostalu o 26,95 proc. Akcje GTC zanotowały w tym czasie wzrost o 7,36 proc., ale jeśli weźmiemy pod uwagę dwa ostatnie miesiące, a nie jeden, to kurs akcji spółki spadł o 18,38 proc.

Jak mówił kilka tygodniu temu na posiedzeniu sejmowej komisji infrastruktury prezes Polimex-Mostostal Konrad Jaskóła, podstawową bolączką branży są zatory płatnicze i wydolność płatnicza wykonawców autostrad. "To jest podstawowa sprawa, która nas bardzo mocno nęka i boli" - powiedział Jaskóła.

Zwrócił uwagę, że od chwili, gdy wykonawca wybuduje jakąś cześć autostrady - do momentu, gdy otrzyma za to zapłatę, upływa wiele dni. Prezes przyznał, że GDDKiA stara się skrócić te terminy, ale przepisy nie pozostawiają w tej sprawie pola manewru i zanim wykonawca wystawi fakturę, musi dotrzymać licznych formalności.

Kolejny problem branży to wzrost cen materiałów. Przykładowo Budimex, który buduje jeden z odcinków autostrady A2 Stryków-Konotopa, czy dwa odcinki autostrady A4 Jarosław-Radymno i Dębica-Rzeszów, zauważa, że ponosi na kontraktach drogowych ogromne straty. "Na odcinku autostrady A4 Dębica-Rzeszów i Jarosław-Radymno są to straty rzędu 150 mln zł. Myślę, że żadna z mniejszych firm nie jest nawet w stanie udźwignąć takiego kapitału. Również dla naszej firmy jest to naprawdę wyzwanie" - mówił na tym samym posiedzeniu sejmowej komisji dyrektor dywizji infrastruktury w firmie Budimex Artur Popko.

"Straty te nie wynikają z naszej nieudolności czy z tego, że nie potrafimy budować, bo w tej branży mamy wieloletnie doświadczenie. Wynikają one przede wszystkim ze wzrostu cen materiałów" - dodał.

Kłopoty z płynnością finansową w przypadku niektórych wykonawców przekładają się na opóźnienia wypłat na rzecz podwykonawców. Podwykonawcy albo protestują - jak podwykonawcy DSS (do niedawna głównego wykonawcy jednego z odcinków A2 Stryków-Konotopa), którzy blokowali drogi, domagając się zapłaty za swoją pracę, albo próbują odzyskać pieniądze w inny sposób.

W tym roku już kilku wierzycieli domagało się ogłoszenia upadłości DSS. Na początku kwietnia firma sama złożyła do Sądu Rejonowego w Warszawie wniosek o ogłoszenie upadłości z możliwością zawarcia układu, a w połowie kwietnia sąd ogłosił upadłość likwidacyjną spółki. W drugiej połowie kwietnia spółka Krug złożyła wniosek o upadłość Hydrobudowy, ale sąd zwrócił wniosek ze względu na uchybienia formalne. Był to już trzeci wniosek o upadłość Hydrobudowy, dwa poprzednie zostały umorzone. Spółka buduje m.in. autostradę A4 Tarnów-Rzeszów na odcinku Krzyż-Dębica Pustynia i A1 Toruń-Stryków, na odcinkach Czerniewice-Brzezie i Brzezie-Kowal.

Radosław Skowron, partner w kancelarii Kaczor Klimczyk Pucher Wypiór Adwokaci uważa, że składanie przez wierzyciela wniosków o ogłoszenie upadłości dłużnika to ryzykowna ostateczność. "Często jest tak, że wierzyciel składa wniosek o ogłoszenie upadłości dłużnika, by wywrzeć presję na dłużnika w prowadzonych negocjacjach. Strony nie mogą się dogadać co do sposobu zapłaty należności, inwestycja jest w połowie wykonana, jedne materiały zamówione, inne jeszcze nieopłacone, banki naciskają na dopięcie harmonogramu robót. Pojawia się groźba kar umownych, zmienia się koncepcja inwestycji - i w takiej trudnej sytuacji jedna ze stron jako narzędzie wywarcia nacisku na głównego wykonawcę składa wniosek o ogłoszenie upadłości licząc na to, że taki główny wykonawca poprosi o cofnięcie tego wniosku i w zamian zaoferuje określone ustępstwa - czyli zacznie płacić. Oczywiście cały manewr jest ryzykowny i dla wierzyciela - bo może doprowadzić do ogłoszenia upadłości dłużnika i wówczas szanse na odzyskanie wierzytelności będą już mizerne. Tak więc takie próbne składanie sond w postaci wniosków o ogłoszenie upadłości jest w istocie +grą w kotka i myszkę+ z dłużnikiem" - powiedział PAP Skowron.

"Z chwilą bowiem wydania przez sąd postanowienia o ogłoszeniu upadłości, dotychczasowy zarząd upadłej spółki traci wpływ na losy przedsiębiorstwa - i tym samym wierzyciel traci swoje dotychczas wypracowane u dłużnika sposoby komunikacji i załatwiania spraw. Upadłość oznacza przede wszystkim odejście od standardowego sposobu zaspokajania wierzytelności poprzez powództwo na drodze sądowej. Z chwilą ogłoszenia upadłości, jedynym dla wierzyciela sposobem odzyskania długu jest zgłoszenie wierzytelności do sądu w postępowaniu upadłościowym i liczenie na to, że majątku upadłej spółki starczy na choćby częściowe zaspokojenie danego długu. Pamiętać należy o tym, że prawo przewiduje ściśle określony sposób i chronologię zaspokajania poszczególnych kategorii wierzycieli. (...) W praktyce zwykle jest tak, że w postępowaniu upadłościowym okazuje się, że upadła spółka nie ma środków na zaspokojenie swoich długów - a bywa i tak, że nie ma ich nawet na opłacenie kosztów postępowania upadłościowego. Sytuacja wierzycieli jest wówczas bardzo skomplikowana - mogą oni wtedy jedynie pozywać członków zarządu, poszukując zaspokojenia bezpośrednio z ich majątków osobistych" - zauważył mecenas.