Kolejne linie upadają, a IATA przewiduje, że na powrót do poziomu ruchu lotniczego sprzed pandemii poczekamy do 2024 r. Co czeka LOT?
W tym roku już ponad 20 linii lotniczych na świecie ogłosiło upadłość, do czego w dużej mierze przyczyniła się zapaść w branży wywołana przez COVID-19. Wśród nich są m.in. brytyjska Flybe, tajlandzka Thai Airways, kolumbijska Avianca, Germanwings – spółka córka Lufthansy czy Virgin Australia. Ten ostatni przewoźnik był częścią imperium Richarda Bransona. Teraz w ogromnych opałach znalazła się inna linia tego brytyjskiego miliardera – Virgin Atlantic, która lata głównie między Wielką Brytanią a USA i Azją. Spółka złożyła do sądu w Stanach Zjednoczonych wniosek o ochronę przed wierzycielami. Zarządzający firmą liczą jednak, że przejdzie głęboką restrukturyzację i przetrwa.
Tymczasem prognozy dla branży są coraz bardziej pesymistyczne. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) przewiduje, że na powrót do poziomu ruchu lotniczego sprzed pandemii poczekamy do 2024 r. Jeszcze w maju organizacja spodziewała się, że załamanie będzie krótsze i potrwa trzy lata. – Jesteśmy w bardzo głębokim kryzysie i nie wydaje się, żeby to się wkrótce zmieniło – stwierdził szef IATA Alexandre de Juniac. Dodał, że jeśli w najbliższych miesiącach nadal będą problemy z powstrzymaniem wirusa, to kryzys może się przedłużać. Zrzeszenie zauważa, że pasażerowie bardzo powoli wracają do samolotów. W czerwcu popyt na przewozy lotnicze był o 86,5 proc. niższy niż w czerwcu 2019 r. W niektórych państwach odbudowuje się za to ruch krajowy. W Chinach w czerwcu liczba korzystających z takich lotów była o 35,5 proc. niższa niż w analogicznym okresie 2019 r.
Jednocześnie Alexandre de Juniac podkreśla, że w powrocie do latania może pomóc stosowanie procedur, które zatrzymują przenoszenie się wirusa. Liczy m.in. na powszechną dostępność do szybkich testów na COVID-19, które będzie można przeprowadzać na lotniskach.
Szef IATA przyznaje jednak, że bez pomocy państw wiele linii zbankrutuje. Takie wsparcie dostało lub wynegocjowało sporo przewoźników. Aż 9 mld euro wyniesie pomoc niemieckiego rządu dla Lufthansy. Holding Air France-KLM dostał łącznie ponad 10 mld euro, z czego 7 mld od rządu Francji, a 3,4 mld od rządu Holandii.
W tej sytuacji ekspertów coraz bardziej dziwi brak konkretnych deklaracji w sprawie ratowania LOT-u. Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, zapewnia tylko, że rząd nie dopuści do bankructwa narodowego przewoźnika. Z kolei przedstawiciele LOT-u mówią jedynie, że „zarząd linii pracuje nad obniżeniem bazy kosztowej”, m.in. prowadzi rozmowy z leasingodawcami w sprawie obniżenia rat za samoloty. Biuro prasowe spółki dość enigmatycznie zaznacza, że „przygotowywana jest struktura operacyjna i finansowa do tego, by możliwe było skorzystanie z ewentualnej pomocy publicznej”. Przewoźnik nie chce też powiedzieć, w jakim celu powołana została nowa spółka LOT Polish Airlines, która ubiega się o certyfikat linii lotniczej. Niektórzy eksperci przypuszczali, że dzięki nowemu podmiotowi dojdzie do kontrolowanej upadłości linii. To miałby być sposób na restrukturyzację w dobie kłopotów. – Wiele znaczących linii w Europie już otrzymało pomoc. Zastanawiające jest, dlaczego z podobnego wsparcia nie korzysta LOT – mówi DGP Jacek Krawczyk, ekspert lotniczy, szef grupy pracodawców Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego.
Krzysztof Loga-Sowiński, analityk z portalu Pasażer, zakłada, że przewoźnik ratuje się teraz pożyczkami od Polskiej Grupy Lotniczej, która jest właścicielem LOT-u. PGL dostał na początku 2018 r. ponad 1 mld zł od rządu. Narodowy przewoźnik nie chce jednak potwierdzać tych informacji. Jak dotąd nie pokazał też sprawozdania finansowego za 2019 r.
– Największym problemem jest to, że jesteśmy na początku kryzysu, który nie obejmuje jedynie linii: w coraz gorszej sytuacji są też lotniska i służby nawigacyjne – mówi Jacek Krawczyk. Według niego biedniejszych krajów nie będzie zapewne stać na długotrwałą pomoc dla linii, co doprowadzi do ich upadku. Wtedy mogą się pojawić zarzuty w sprawie nieuczciwej konkurencji. – Z drugiej strony nikt już chyba nie ma wątpliwości, że w tych nadzwyczajnych warunkach taka pomoc jest potrzebna – dodaje Krawczyk.