Wczoraj zaprezentowano dwa pierwsze prototypy polskiego samochodu na prąd pod nazwą Izera. Produkcja seryjna ma zacząć się w połowie 2023 r. Łączny koszt projektu to ok. 5 mld zł
Zaprezentowane przez spółkę ElectroMobility Poland (EMP) wersje to hatchback i SUV. Technicznie pojazdy z zasięgiem 400 km, prędkością 160 km/h, rozpędzaniem się do 100 km/h w 8 sekund i możliwością naładowania w 30 min do 80 proc. baterii mają w niczym nie ustępować zagranicznej konkurencji.
Główną zaletą ma być cena: raty mają być niższe niż w przypadku aut spalinowych. Szczegóły będą ujawnione dopiero chwilę przed wprowadzeniem auta do sprzedaży. Na dalszych etapach projektu spółka wejdzie w tym celu we współpracę z instytucjami finansowymi. W utrzymaniu niskich kosztów ma pomóc też współpraca z akcjonariuszami – czterema państwowymi grupami energetycznymi. Mają oni zapewnić ładowanie wliczone w miesięczną opłatę.
Spółka chce skorzystać ze stworzonej wcześniej przez swoich właścicieli infrastruktury ładowania. Przystępnej cenie ma także sprzyjać model dystrybucji oparty w dużej mierze o internet. Będą punkty sprzedaży, ale bez pośrednictwa tradycyjnej sieci salonów. Jak mówił wczoraj Piotr Zaremba, prezes EMP, ma to pomóc w kontroli nad marżą.
Zaprezentowane auta to dwa z pięciu docelowych modeli. Po hatchbacku, który wejdzie do produkcji pierwszy, pojawi się wersja kombi. Później dwa inne modele. Auta będą mogły osiągać drugi poziom autonomii – będą kontrolować kierunek i tempo jazdy czy trzymanie się pasa ruchu.
Auto dla biznesu
Prototypy mają charakter demonstracyjny – pokazują jedynie wygląd zewnętrzny pojazdów, by rozpocząć kampanie promocyjne. Na dalszych etapach mają powstać dwie wersje testowe – jedna z pełnym wyposażeniem technologicznym ma pojawić się w 2022 r., a egzemplarz opracowany pod kątem produkcji seryjnej w konkretnej fabryce powinien zostać skonstruowany na przełomie 2022 i 2023 r.
Marka ma być skierowana przede wszystkim do rodzin. Równocześnie auta mają spełniać kryteria przedsiębiorców. Dziś odpowiadają oni za zakup ok. 80 proc. nowych aut na polskim rynku. Bez nich trudno będzie zapewnić rentowność projektu. Przedstawiciele EMP deklarują jednak, że badania opinii potencjalnych klientów dały nadzieję, że polska marka samochodów ma szansę na znalezienie nabywców.
Koszt projektu jest szacowany łącznie na ok. 4–5 mld zł. Dotychczas wydano ok. 30 mln zł.
Od białej kartki
Prezes EMP nie ukrywał wczoraj, że dotychczas projekt polskiego samochodu elektrycznego nie zawsze szedł po myśli pomysłodawców. Zgodnie z pierwotnymi planami z 2016 r. prototypy miały zostać opracowane w ciągu dwóch lat. – Musieliśmy zacząć od białej kartki. Dwa przeprowadzone przez nas konkursy pokazały, że kompetencji na zewnątrz nie ma tak dużo, na ile liczyliśmy – przyznał Zaremba. Największym problemem okazała się integracja poszczególnych technologii przy utrzymaniu niskich kosztów – to miała być jedna z głównych przyczyn dotychczasowych opóźnień.
EMP nie poinformowało dotąd o lokalizacji fabryki (spółka czeka na dopełnienie ostatnich formalności) ani o tym, kto ostatecznie dostarczy platformę, na której produkowane będzie auto.
Fabryka ma być ukończona z końcem 2022 roku. Początkowo ma wytwarzać 15–20 tys. aut rocznie. Później zbliży się do planowanych 100 tys. samochodów, a w ciągu dekady zwiększy wolumen o kolejne 50 tys.
Dotychczas w kraju zarejestrowano ok. 12 tys. pojazdów elektrycznych. Zdecydowana większość produkcji EMP ma znaleźć nabywców w Polsce – eksport do wybranych państw europejskich ma stanowić jedynie uzupełnienie. Spółka liczy jednak na radykalny skok popularności aut z napędem elektrycznym i wejście na rynek w momencie, w którym do tych samych zmian muszą przygotować się też największe globalne koncerny. EMP liczy też, że początek sprzedaży zbiegnie się z powrotem koniunktury po koronawirusowej zapaści.
Dlaczego rzeka?
Wybór dostawcy platformy nastąpi jeszcze w tym roku. Spółka prowadzi negocjacje z dwoma dużymi koncernami motoryzacyjnymi. Z tą decyzją powiązany jest też wybór akumulatora – albo EMP zakontraktuje go na własną rękę, albo spróbuje wejść w łańcuch dostaw producenta platformy.
Przedstawiciele spółki zaprezentowaną nazwą i symboliką (nazwa rzeki płynącej na granicy polsko-czeskiej) starają się uciec od politycznych konotacji. Wiadomo jednak, że projekt jest wynikiem inicjatywy rządowej. Państwowi udziałowcy, powołując spółkę, starali się realizować elektromobilne plany zawarte w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju premiera Mateusza Morawieckiego. Projekt jest popierany przez Ministerstwo Klimatu. Na wczorajszej prezentacji obecny był wiceminister Ireneusz Zyska.
Spółka nie wyklucza rozszerzenia akcjonariatu o dodatkowe podmioty. Jak przyznaje prezes Zaremba, trwają rozmowy z kilkoma potencjalnymi inwestorami, zarówno prywatnymi, jak i będącymi własnością Skarbu Państwa.
Działalność EMP oprócz charakteru komercyjnego ma też wyraźnie zarysowany cel społeczny – pomysłodawcy prognozują, że przy projekcie będzie pracowało ok. 3,5 tys. osób, a potem w samej fabryce znajdzie zatrudnienie 3 tys. osób. Wraz z popytem na komponenty, EMP liczy, że współpracujące z EMP firmy będą zatrudniać kolejne 12 tys. pracowników.
Fabryka Izery ma być ukończona z końcem 2022 roku