Rząd w Berlinie zgodził się przeznaczyć 9 mld euro na ratowanie największych niemieckich linii lotniczych. Plan może jednak nie wypalić przez sprzeciw jednego akcjonariusza.
– Jestem głęboko przekonany, że państwo nie jest najlepszym przedsiębiorcą – oznajmił w jednym z wywiadów Heinz Hermann Thiele, 79-letni przedsiębiorca z Monachium, który jest właścicielem ok. 15 proc. akcji Lufthansy i głównym akcjonariuszem producenta układów hamulcowych Knorr.
Thiele obawia się, że rząd RFN, otrzymując dwa miejsca w 20-osobowej radzie nadzorczej Lufthansy, będzie utrudniał zwolnienia personelu i naprawę sytuacji finansowej największych niemieckich linii lotniczych. Nie podoba mu się też, że rząd ma dostać 20 proc. akcji Lufthansy „po zbyt korzystnej cenie”. Thiele deklaruje gotowość do rozmów oraz zapewnia, że nie chce niczego blokować. Ma się w tej sprawie spotkać z ministrem finansów Olafem Scholzem. Wyjście naprzeciw oczekiwaniom Thielego nie będzie jednak łatwe. Ponadto na rząd naciskają związki zawodowe, które domagają się czegoś dokładnie odwrotnego niż miliarder.
– Powinno się zachować jak najwięcej miejsc pracy w Lufthansie. Jeśli ktoś dostaje państwową pomoc w takim rozmiarze, bierze na siebie też szczególną odpowiedzialność za ochronę miejsc pracy – uważa Frank Warneke, szef związku zawodowego Verdi, skupiającego pracowników sektora usług. Szefostwo Lufthansy zamierza zlikwidować 22 tys. ze 138 tys. etatów, z czego połowę w Niemczech. Walne zebranie akcjonariuszy, na którym dojdzie do głosowania nad pakietem ratunkowym rządu, ma odbyć się w najbliższy czwartek.
Jak wynika z listu prezesa linii lotniczej Carstena Spohra do udziałowców, dotychczas udział w wideo konferencji potwierdzili akcjonariusze posiadający 38 proc. kapitału firmy. Dla podjęcia jakiejkolwiek decyzji konieczna jest większość dwóch trzecich głosów. Oznacza to, że 15 proc. akcji należących do Thielego może mu wystarczyć, żeby zablokować pakiet ratunkowy. „Poczyniliśmy szeroko zakrojone przygotowania na wypadek, gdyby walne zgromadzenie nie wyraziło zgody na federalny program stabilizacyjny. Czas pozostały do ogłoszenia upadłości wykorzystalibyśmy w celu omówienia różnych opcji z rządem federalnym” – zadeklarował Spohr w liście.
Deklarowanym celem rządu jest postawienie Lufthansy na nogi i odsprzedanie udziałów z zyskiem. Biorąc pod uwagę niepewność, wobec której stoi rynek przewozów lotniczych, nie da się przewidzieć, kiedy i czy w ogóle to nastąpi. Jak podkreślają eksperci, nie jest jasne, czy ludzie po pandemii będą latać tak chętnie jak przed nią. Nie wiadomo też, czy Lufthansa będzie potrafiła skutecznie konkurować z innymi liniami; porozumienie z rządem przewiduje bowiem nie tylko zmniejszenie liczby samolotów, ale też pozbycie się 24 slotów na lotniskach we Frankfurcie i w Monachium. Podobne założenia miały niemieckie programy pomocowe z 2009 r. wprowadzane w wyniku kryzysu finansowego. Jednym z ich efektów jest to, że od ponad 10 lat skarb państwa ma 15 proc. akcji w Commerzbanku.
Jakby Lufthansa nie miała wystarczająco dużo problemów, od poniedziałku nie jest notowana na giełdowym indeksie Dax, pierwszej lidze niemieckich przedsiębiorstw. Spadła ona do Mdax, przeznaczonego dla średnich firm. O przynależności do grupy 30 koncernów notowanych na Dax decyduje wolumen obrotów giełdowych i wartość rynkowa spółki. Cena akcji Lufthansy spadła w wyniku kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa. W lutym osiągała ona 15 euro, a obecnie wynosi ok. 10 euro.