Na razie nie będzie obiecywanego przyspieszenia do 200 km/h na trasie Warszawa – Gdańsk. W nowym rozkładzie PKP mankamentem są też długie postoje na stacjach
Na bardzo długie przestoje pociągów i związany z tym wydłużony czas przejazdu narzekał w niedawnej interpelacji do ministra infrastruktury suwalski poseł PiS Jarosław Zieliński. Zwrócił zwłaszcza uwagę na rekordowo długi postój, który kolejarze zaplanowali od 14 czerwca (wraz z wejściem w życie nowego rozkładu) dla pociągu TLK „Hańcza” z Krakowa do Suwałk. Według kolejarzy skład miał stać w Białymstoku 69 minut, prawie dwa razy dłużej niż dotychczas. Wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel tłumaczy te zmiany przede wszystkim remontami na innych odcinkach. Od połowy czerwca zaczyna się kolejny etap przebudowy biegnącej z Warszawy na południe kraju Centralnej Magistrali Kolejowej. Przez to „Hańcza” musi wyjechać z Krakowa o ok. pół godziny wcześniej. Z kolei między Białymstokiem a Suwałkami linia jest jednotorowa i pociągi spółki PKP Intercity muszą być tam ściśle zgrane z lokalnymi kursami składów spółki Polregio.
Choć jeszcze w zeszłym tygodniu Bittel sugerował, że nic się nie da poprawić, to planowany rozkład właśnie jednak zmieniono. Postój w Białymstoku skrócono do 34 minut. W tym czasie m.in. zmieniana będzie lokomotywa.

To nie wyjątek

Tyle że jak piszą internauci z grupy dyskusyjnej misc.kolej, bardzo długich, niewygodnych postojów w letnim rozkładzie pojawi się więcej. W wielu przypadkach składy będą oczekiwać dłużej niż teraz. Nie wszyscy podróżni mają zaś w swoich regionach aktywnych posłów, którzy walczyliby o poprawę rozkładu.
Razić mogą zwłaszcza bardzo długie postoje na przelotowym dworcu Warszawa Centralna, gdzie nie ma technicznych powodów (zmiana kierunku jazdy, odłączanie wagonów), by skład stał tyle czasu. Przykładowo pociąg pośpieszny „Czartoryski” na Dworcu Centralnym będzie oczekiwał aż 45 minut. Podróż z Lublina do Poznania wydłuży się o ok. pół godziny. 25 minut spędzi na Centralnym pośpieszny „Małopolska” z Przemyśla do Gdyni. Dwa długie postoje czekają „Malinowskiego” z Krynicy do Warszawy. Najpierw postoi 38 minut w Tarnowie, a potem kolejne 23 minuty w Krakowie. Na żadnej stacji pociąg nie zmienia kierunku jazdy. Jedynie na tej pierwszej doczepiane są wagony. Tylko czy to rzeczywiście musi trwać prawie 40 minut, skoro czasem udaje się taką operację wykonać w kwadrans?
Internauci podają też inne przykłady postojów trwających 40‒45 minut we Wrocławiu, Szczecinie czy Bydgoszczy.
Mirosław Siemieniec, rzecznik spółki PKP PLK, tłumaczy, że w przypadku dalekich połączeń „czas postojów zależy od zapewnienia skomunikowania z innymi pociągami oraz sytuacji na sieci kolejowej, m.in. związanej z pracami inwestycyjnymi”.
Teraz inwestycji na torach jest rzeczywiście sporo. Oprócz Centralnej Magistrali Kolejowej trwają przeciągające się modernizacje m.in. tras Warszawa ‒ Poznań czy Warszawa ‒ Lublin. Trwają też prace w rejonie Krakowa.
Według PKP PLK na czas postoju wpływa też prowadzenie przez pociągi kilku grup wagonów, które na poszczególnych stacjach są rozdzielane, co wymaga czasu na pracę manewrową (dotyczy to „Hańczy”, „Malinowskiego”) . Siemieniec zapewnia, że wspólnie z przewoźnikami „wybierane jest optymalne rozwiązanie”.
Karol Trammer z dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn” komentuje, że problemem jest brak systemowego układania rozkładu jazdy – dla całej sieci. W dodatku kolejarze zbyt często remonty traktują jak wymówkę. – Na modernizację torów wydajemy miliardy, a ten wysiłek jest często marnotrawiony przez to, że nie udaje się stworzyć efektywnego rozkładu ‒ dodaje Trammer.

Bez dwójki z przodu

Rozczarowani mogą być także jeżdżący z Warszawy do Gdańska. Choć spółka PKP Intercity stopniowo przywraca tam kursy kolejnych składów Pendolino, to wciąż nie rozpędzą się one do obiecanych 200 km/h. Miał to umożliwić montaż nowoczesnego systemu sterowania ETCS. Przejazd z Warszawy do Gdańska skróciłby się o ok. kwadrans ‒ do 2 godz. 35 minut. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk najpierw zapowiadał, że przyśpieszenie będzie możliwe w grudniu 2019 r. Późną jesienią ten termin przesunięto na czerwiec tego roku. I tej obietnicy nie uda się dotrzymać.
Potwierdziło to DGP biuro prasowe PKP PLK. Według rzecznika firmy konieczna jest jeszcze „weryfikacja współpracy urządzeń przytorowych z urządzeniami pokładowymi (w pociągach) pochodzącymi od różnych producentów”. Mirosław Siemieniec zapowiada, że potrwa to do grudnia. Nie pada jednak jasna deklaracja co do nowego terminu podniesienia prędkości.