Z zafascynowaniem i rosnącym przerażeniem śledzę osiągnięcia firmy Boston Dynamics. Od 1992 r. projektuje i buduje ona roboty m.in. dla amerykańskiej armii. Świat po raz pierwszy usłyszał o niej w 2005 r., gdy zaprezentowała psa zrobionego ze stali, silników, przekładni, kabli i procesorów.
Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna
Ten RoboSzarik nie umiał za wiele, w zasadzie tylko spacerował sobie obok prawdziwego żołnierza, dźwigając na stalowym grzbiecie do 150 kg ekwipunku. W dodatku robił to tak głośno i niezgrabnie, że wróg najpierw z odległości ok. 50 km słyszał, że zbliża się amerykańska armia, a następnie zabijał jej żołnierzy śmiechem. Wyobraźcie sobie mocno podpitego i głośno przeklinającego niedołężnego staruszka o lasce z raną postrzałową kolana, który próbuje przejść przez ulicę – mniej więcej z taką gracją i płynnością poruszał się RoboSzarik.
Ale ludzie z Boston Dynamics nic sobie nie robili z kpin, tylko udoskonalali swoje produkty. I dziś RoboSzarik skacze przez przeszkody, pędzi z prędkością 50 km/h, wspina się po niemal pionowych ścianach, sam otwiera drzwi, zapamiętuje, nie zapomina, potrafi się podnieść, gdy się przewróci, ale przewraca się rzadko, bo popchnięty przebiera nogami szybko i zwinnie, niczym baletnica z Royal Moscow Ballet. I potrafi się odgryźć ewentualnemu napastnikowi. Również dosłownie.
Dokładnie dwa lata temu taki pies dostarczył pierwszą paczkę klientowi w USA. Tak, dobrze zrozumieliście – został kurierem. A za chwilę dostanie wsparcie w postaci robota humanoidalnego, który będzie znacznie sprytniejszy i mądrzejszy niż stalowy Szarik. Widziałem niedawno filmik pokazujący w akcji dwunożnego robointeligenta. Możecie być pewni, że jeżeli zacznie niedługo robić w DHL, to przestaniecie dzwonić na infolinię i skarżyć się, że coś nie dotarło, dotarło gdzie indziej, dotarło nie takie albo że dostarczyciel był opryskliwy, spocony i ział czosnkiem. Robokurier będzie inny – dostarczy wszystko na czas, na miejsce, na rozkaz. Ale spróbujcie go tylko czymś zdenerwować, choćby mówiąc „Ty zakuty łbie” albo sugerując, że jest sztywniakiem, a da wam taki wycisk, że najbliższa placówka Poczty Polskiej zacznie się wam jawić jako oaza spokoju i odprężenia.
Obserwując postępy Boston Dynamics, nie mam najmniejszych wątpliwości, że za kilka lat każdy z was będzie mógł sobie sprawić humanoidalnego robota, który nie tylko wyprasuje koszule, pozmywa po obiedzie czy skosi ogródek, lecz także z powodzeniem zajmie się waszą znudzoną żoną, gdy tylko zauważy, że ją zanied bujecie. A w razie potrzeby ruszy na front w obronie ojczyzny. A potem zdąży jeszcze odebrać dzieci ze szkoły i wyremontować dach. Wieczorem zaś usiądzie obok was i podyskutuje o wpływie globalnego ocieplenia na populację kaszalotów. Równie chętnie wasz roboprzyjaciel zagra z wami w tenisa, niemniej już po minucie będziecie rozczarowani tym, że jego uderzenia są znacznie lepsze niż wasze. A gdy da wam wygrać i powie, że byliście świetni, uznacie to za wyrachowane lizusostwo.
Obawiam się, że tak samo nieprawdziwe stają się współczesne samochody.
Mówię to z perspektywy gościa, który spędził tydzień z najnowszym BMW M850i xDrive o mocy 530 koni. Autem zaprojektowanym przez ludzi, którzy postawili przed sobą jeden cel – to ma być najlepszy wóz tego typu na świecie. I faktycznie się udało. W roli samochodu GT M850i nie ma sobie równych. Najlepiej przyspiesza, najlepiej wchodzi w zakręty, najlepiej resoruje, najlepiej hamuje, najlepiej trzyma się drogi przy wysokich prędkościach, ma najlepsze wyciszenie i naj… Dopiszcie sobie, co chcecie, ten wóz niemal na pewno zrobi to najlepiej. Każdy z 530 koni drzemiących w doładowanej „fał ósemce” w każdej chwili gotowy jest podjąć każde wyzwanie, jakie przed nim postawicie – wystarczy lekkie muśnięcie gazu, a te tabuny stają na baczność i pytają: „Co mam teraz zrobić, Jaśnie Panie? Setkę poniżej czterech sekund? Nie ma najmniejszego problemu!”. I bach, po zaledwie 3,7 sekundy na liczniku pojawia się 100 km/h. A niecałe 10 sekund później na kokpicie widzicie już 200 km/h. „A może Jaśnie Pan nie chce – proszę wybaczyć słownictwo – z!@#$%^&*ć, tylko chciałby w ciszy i spokoju podłubać sobie w nosie? Już się robi!”. I wtedy do gry wkraczają systemy automatycznego prowadzania pojazdu, które dostosowują prędkość do ograniczeń, omijają stojące samochody, widzą pieszych i zwierzęta w nocy. W trybie Eco Pro zużycie paliwa potrafi zamknąć się w niesamowitych, jak na taką moc i osiągi, 10 litrach, ale w Sport Plus i prowadząc tak, jakby ktoś oblał was kwasem, opróżnicie cały bak w najwyżej dwie godzinki. Najlepiej jednak ten samochód czuje się w trybie Comfort – wtedy czuć w nim duszę prawdziwego Grand Turismo.
Napisałem duszę? Pardon. Miałem na myśli płytę główną GT. Bo M850i jest robotem. Jest nieprawdziwe. Jest sztuczną inteligencją na kołach, wyuczoną manier, pozbawioną uczuć i spontaniczności, która nawet wtedy, gdy nie robi wszystkiego za was, to odnosicie wrażenie, że i tak robi wszystko za was. Wchodzicie w łuk z prędkością uważaną powszechnie za niebezpieczną, a BMW bez mrugnięcia okiem go pokonuje, a na koniec wyraża uznanie dla waszych umiejętności: „Brawo Jaśnie Panie! Jaśnie Pan jest doskonałym kierowcą!”. Ale wy czujecie, że to ściema. Że to nie wy pokonaliście ten zakręt, tylko zrobiły to procesory ukryte w zawieszeniu, kołach, silniku, układzie kierowniczym, tylnej skrętnej osi, z przodu, z tyłu i może nawet w dachu. Co prawda wciskaliście gaz i kręciliście kierownicą, ale macie wrażenie, że gdybyście tego nie robili, wszystko przebiegłoby tak samo. A może nawet jeszcze lepiej.
Po wyłączeniu kontroli trakcji i w trybie Sport Plus nic się nie zmienia poza tym, że robot M850i odkrywa w was kolejny talent, z którego sami nie zdawaliście sobie sprawy: „Wooow! Jaśnie Pan potrafi jeździć bokami! Brawo!!!”. Jeżeli jesteście próżni, to będziecie zachwyceni i pękając z dumy, będziecie potem opowiadali znajomym, że rajdowiec Kuba Przygoński to może wam buty czyścić. Ale jeżeli choć trochę znacie się na samochodach i je kochacie, to poczujecie się jak człowiek, któremu odebrano możliwość kierowania maszyną. Zdacie sobie sprawę, że nagle to ona zaczęła kierować wami. Dodajcie do tego sztuczny dźwięk silnika wydobywający się z głośników i strzały z wydechu sugerujące, że w tłumiku siedzi chłopiec i bawi się kapiszonami, a otrzymacie wóz, który zaprojektowali miłośnicy nie tyle motoryzacji, ile robotów i komputerowej gry „Need For Speed”.
Jako inteligentna maszyna do szybkiego pokonywania zakrętów M850i jest wspaniałe i doskonałe. Ale jeżeli w waszych żyłach płynie krew, która ma grupę 95 albo 98, to poczujecie się jak gość, który wygrał mecz tenisa z robotem. Nie będziecie mieli z tego żadnej satysfakcji. Bo będziecie wiedzieli, że to on dał wam wygrać. A w gruncie rzeczy jest znacznie lepszy niż wy. We wszystkim.