Do uzgodnień trafił we wtorek projekt zmian m.in. w ustawie o transporcie drogowym. Miał być realizacją planów resortu na skuteczniejszą walkę ze stosowaniem przez firmy transportowe nielegalnego paliwa. W myśl założeń przewoźnik, który notorycznie wykorzystuje np. olej opałowy zamiast oleju napędowego, miał stracić licencję. Nawet z uzasadnienia projektu wynika, że MF chciał przede wszystkim uderzyć w przedsiębiorców posiadających duże pojazdy.
„Zastosowanie takiej konsekwencji wynika ze skali użycia paliw przez podmioty prowadzące działalność gospodarczą w zakresie przewozu osób lub w zakresie pośrednictwa przy przewozie rzeczy, co w przypadku nieuprawnionego wykorzystywania oleju opałowego do celów napędowych, wiąże się z poważnym narażeniem na uszczuplenie należności podatkowych przez podmioty prowadzące taką działalność. (Dla przykładu: pojemność zbiorników paliwa autokarów kształtuje się w granicach 600 – 1000 litrów, a ciągników siodłowych w granicach 1200 – 1500 litrów)” – czytamy w uzasadnieniu projektu.
Kłopot w tym, że pośrednictwo w przewozie rzeczy nie polega na wykonywaniu przewozów, lecz łączeniu nadawcy towaru z firmą przewozową. Taką działalność prowadzą np. giełdy transportowe.
– W praktyce nigdy nie dojdzie do naruszenia tych przepisów przez przedsiębiorcę będącego tylko pośrednikiem, a więc i do zastosowania sankcji – mówi Piotr Mikiel ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. Natomiast jeśli firma jest nie tylko pośrednikiem, ale i przewoźnikiem, to ujawnienie jazdy na lewym paliwie skończyć się może jedynie odebraniem licencji na pierwszą z tych działalności.
W praktyce sankcje nie dotyczą więc przewoźników drogowych wykonujących tylko przewóz towarów. Ale to nie wszystko. Za stosowanie nielegalnego paliwa licencji nie stracą firmy wykonujące przewozy autokarowe, lecz jedynie te, które jeżdżą busami zabierającymi do ośmiu pasażerów czy samochodami osobowymi.
– Wygląda na to, że zamysłem projektodawcy było stworzenie bardzo restrykcyjnych przepisów dla branży transportowej, ale za ich przygotowanie odpowiadały osoby, które kompletnie nie rozumieją tematyki, którą regulują – komentuje Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska. – Inna sprawa, że jeśli ministerstwo skoryguje projekt i będzie chciało zastosować do dużego transportu przepisy dotyczące sankcji w takim brzmieniu, to będą to kary nieproporcjonalnie surowe. Poza tym byłoby to niezgodne z unijnymi przepisami – dodaje prawnik.
Ministerstwo Finansów zapewnia, wbrew temu co zostało napisane w uzasadnieniu, że zamiarem resortu było zaostrzenie przepisów tylko w stosunku do tzw. małego transportu. – Niestety na więcej nie pozwalają nam przepisy wspólnotowe – usłyszeliśmy wczoraj w ministerstwie.
Eksperci zwracają jednak uwagę na fakt, że przepisy są nieprecyzyjne. W myśl proponowanych zmian powodem odebrania uprawnień będzie stwierdzenie, że w paliwie używanym w pojeździe znajduje się substancja przeznaczona do znakowania olejów opałowych.
– Nie jest natomiast powiedziane, jakie ma być stężenie tego znacznika. Wystarczy więc, że kierowca, nie zdając sobie z tego sprawy, zatankuje paliwo będące mieszanką oleju opałowego z legalnym paliwem, by jego pracodawcy odebrano licencję – wskazuje Maciej Wroński.
– Poza tym mechanizm ten przewiduje cofnięcie uprawnień firmie nawet wówczas, gdy winę za stosowanie nielegalnego paliwa ponosi zatrudniony przez niego pracownik – dodaje Piotr Mikiel.
Fiskus na targowiskach
W projekcie znalazły się też przepisy, których celem jest zwalczenie działalności handlowej w szarej strefie. Rozszerzą one np. katalog służb, które będą mogły karać nielegalną sprzedaż na targowiskach. Obok urzędników skarbowych takie uprawnienia zyskają m.in. policjanci, strażnicy miejscy czy inspektorzy handlowi. Problemy czekają też na sprzedawców alkoholu i papierosów z „nielegalnego źródła”. Będą oni karani jak za wykroczenia skarbowe. Zmiany pozwolą na sprawniejszą niż dotychczas walkę z niewielkimi przestępstwami podatkowymi, na których pokaźnie cierpi jednak budżet państwa.