Największe jednostki chcą przyspieszyć z inwestycjami w 2017 r. To ostatni moment, by zdążyć z ich realizacją przed lokalnymi wyborami.
/>
Wartość wydatków inwestycyjnych w jednostkach samorządu terytorialnego (JST) za trzy kwartały tego roku wyniosła ok. 10,5 mld zł. To o połowę mniej niż w analogicznym okresie 2015 r. Jak zwraca uwagę dr Aleksander Nelicki, ekspert od finansów komunalnych, spadek inwestycji spowodował też mniejsze parcie lokalnych władz na zaciąganie nowych kredytów. – Do końca września jednostki samorządowe spłaciły 5,2 mld zł, natomiast zaciągnęły jedynie 1,5 mld zł nowych zobowiązań – wskazuje dr Nelicki.
Obecna tendencja ma się jednak odwrócić w związku z inwestycjami, jakie lokalne władze planują na 2017 r. W przyszłym roku mają wreszcie popłynąć szerokim strumieniem środki unijne z programów operacyjnych, z których realizacją mamy olbrzymi poślizg. Nie bez znaczenia są też zbliżające się wybory samorządowe, które powinny się odbyć w listopadzie 2018 r. Włodarze lokalni mają niecałe dwa lata na nadrobienie inwestycyjnego spowolnienia. Ta nagła aktywność samorządów odbije się jednak mocno na poziomie ich zadłużenia.
Duży może więcej
Do 2014 r. obowiązywała zasada, że dług nie może przekroczyć 60 proc. dochodów jednostki, a na jej spłatę nie można przeznaczyć więcej niż 15 proc. dochodów budżetowych. Od 2014 r. działa tzw. IWZ, czyli indywidualny wskaźnik zadłużenia (skomplikowany wzór z ustawy o finansach publicznych), który bierze pod uwagę wyniki finansowe samorządu za ostatnie trzy lata.
Zmiana zasad mocno odbiła się na polityce finansowej samorządów. Jedni muszą pilnować się bardziej, inni mogą sobie pofolgować – wiele zależy np. od wypracowanej wcześniej nadwyżki w ich budżetach, czyli dodatniej różnicy między dochodami a wydatkami bieżącymi, oraz wiarygodności kredytowej, czyli od zdolności do spłaty zaciągniętych zobowiązań.
W efekcie sytuacja jest dużo bardziej zróżnicowana niż przed 2014 r. I tak np. Kraków będzie dążyć do tego, by jego poziom zadłużenia utrzymać na poziomie poniżej 50 proc. rocznych dochodów, jak w poprzednich latach. Względnie bezpiecznie sytuacja rysuje się w Gdańsku, którego dług co prawda wzrośnie, ale zaledwie z poziomu ok. 33 do 37 proc. dochodów.
Z kolei Bydgoszcz przewiduje, że wartość jej długów na koniec 2016 r. wyniesie 61 proc. dochodów (czyli ponad 1 mld zł), a w 2017 r. zwiększy się do 1,2 mld zł, czyli 66 proc. dochodów.
– Zadłużenie to zgodnie ze wskaźnikiem stosowanym przez agencję ratingową Fitch może zostać spłacone w ciągu 8 lat z wypracowanej przez miasto nadwyżki operacyjnej i jest to bezpieczny wskaźnik – zapewnia Piotr Tomaszewski, skarbnik Bydgoszczy.
Wzrośnie też dług Lublina – z 1,28 mld do prawie 1,34 mld, co stanowić będzie 66 proc. dochodów. – W 2017 r. zaplanowane jest uruchomienie kredytu zaciągniętego w Europejskim Banku Inwestycyjnym w kwocie 150 mln zł w ramach udostępnionej miastu linii kredytowej na współfinansowanie zadań inwestycyjnych, zgodnie z umową finansową obejmującą kwotę 500 mln zł – mówi Joanna Bobowska z biura prasowego kancelarii prezydenta Lublina.
Spory wzrost długu planują Kielce. – Na koniec 2017 r. planowane jest zadłużenie miasta w wysokości ponad 840 mln zł, tj. 69,9 proc. dochodów, i będzie wyższe o 16,8 proc. od przewidywanego zadłużenia na koniec 2016 r. – mówi Ewa Wypych z tamtejszego magistratu. Miasto jednak jest również spokojne o stan swoich finansów.
Wysoki dług planuje Toruń – jedno z najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Tam bowiem, zdaniem agencji Fitch, zadłużenie na koniec tego roku wyniesie 890 mln zł, czyli ok. 95 proc. dochodów bieżących. Przyszły rok zamknie się jeszcze większą kwotą, bo wynoszącą ok. 993 mln zł. Urzędnicy mimo wszystko uspokajają, że zgodnie z obowiązującymi regułami zadłużeniowymi Toruń mógłby przeznaczyć nawet 14 proc. dochodów na spłatę zaciągniętych zobowiązań, ale faktycznie wystarczy, że wyda tylko 7 proc. A to daje mu jeszcze sporo bezpiecznego zapasu.
Dług wzrośnie też w Opolu, które od przyszłego roku powiększy swoje granice (w wyniku przejęcia terenów kilku sąsiednich gmin) – z ok. 232 do 280 mln zł (z 32 do 35 proc.).
Ciekawa sytuacja szykuje się w stolicy. Warszawa prognozuje, że poziom jej nominalnego zadłużenia spadnie – na koniec przyszłego roku wyniesie ponad 5,2 mld zł (34,4 proc. dochodów), co oznacza kwotę niższą od planowanej na koniec 2016 r. aż o 457 mln zł (spadek o 4,78 pkt proc.). I to mimo że ogólne wydatki miasta budującego wciąż II linię metra wzrosną o prawie 1,7 mld zł. Na korzyść stolicy działa jednak to, że prognozowane są wyższe dochody budżetu miasta – i to aż o 684 mln zł (do kwoty ok. 15,2 mld). To w dużej mierze zasługa rosnących wpływów z PIT, które będą niemal o 370 mln zł wyższe niż w tym roku.
Więcej swobody
Niestety, nie wszystkie jednostki będą mogły sobie pozwolić na wzmożenie inwestycyjnej aktywności. Dlatego spora część z nich postuluje poluzowanie reguł zadłużeniowych. I tak konwent powiatów z woj. lubuskiego sugeruje niewliczanie do wzoru, na podstawie którego wyliczany jest IWZ, dwóch elementów. Pierwszy z nich to dochody i wydatki związane z realizacją przedsięwzięć z udziałem środków zewnętrznych (czyli unijnych). Drugi to wydatki bieżące poniesione na wkład własny w inwestycjach unijnych i pochodzące z nadwyżki z lat ubiegłych (wolnych środków, o których mowa w art. 217 ust. 2 pkt 6 ustawy o finansach publicznych). „W obecnym kształcie wzoru korzystanie ze środków unijnych powoduje pogorszenie wskaźnika, co nie zachęca do korzystania z tych środków. Samorządy korzystające ze środków unijnych po zakończeniu projektów mogą mieć duże problemy z zachowaniem wskaźnika” – wskazują lubuskie powiaty.
Z naszych ustaleń wynika, że choć MF wsłuchuje się w te głosy, na razie nie planuje większych zmian w regułach zadłużeniowych dla samorządów. Jednak gdy w grę wejdzie utrata unijnych środków, może zmienić zdanie.