Wdrożenie nowelizacji kodeksu rodzinnego wymaga pilnych działań ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości. Bez nich duża część zapisów tzw. ustawy Kamilka pozostaje na papierze.
Jutro w resorcie sprawiedliwości odbędzie się spotkanie, na którym minister Adam Bodnar, jego zastępczyni Zuzanna Rudzińska-Bluszcz i rzeczniczka praw dziecka Monika Horna-Cieślak ogłoszą, co dalej z wdrażaniem tzw. ustawy Kamilka. Choć większość jej zapisów weszła w życie już w sierpniu 2023 r., nadal pozostaje ona w dużej mierze na papierze, w tym zapis mówiący o powołaniu zespołu ds. analizy poważnych i śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci.
– Sprawa jest paląca, bo w ostatnich tygodniach kolejne dzieci straciły życie lub zostały ciężko pobite przez najbliższych – podkreśla Renata Szredzińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. W resorcie słyszymy zapewnienia, że temat nie został zapomniany, choć na przeszkodzie stoją kwestie personalne i proceduralne. – Zespół ma liczyć siedem osób. Problem w tym, że do konkursu rozpisanego jeszcze przez naszych poprzedników zgłosiło się pięć. Dlatego teraz przedłużymy termin – zapewnia Rudzińska-Bluszcz, która w ubiegłym tygodniu została koordynatorką realizacji działań na rzecz ochrony małoletnich przed krzywdzeniem.
Nowelizacja kodeksu rodzinnego przeszła przez poprzedni parlament ponad politycznymi podziałami. Zakłada m.in. powstanie dwóch zespołów. Wyłoniony za poprzedniej władzy Zespół ds. Ochrony Małoletnich ma opracować wytyczne dotyczące standardów ochrony małoletnich, przygotować Krajowy Plan Przeciwdziałania Przemocy wobec Dzieci i Młodzieży oraz nadzorować wdrożenie przyjętego przez rząd PiS Krajowego Planu Przeciwdziałania Przestępstwom przeciwko Wolności Seksualnej i Obyczajności na Szkodę Małoletnich. Poza przedstawicielami organizacji pozarządowych zasiadają w nim osoby wskazane przez resorty zdrowia, edukacji i sprawiedliwości, związki wyznaniowe i rzecznika praw dziecka. Odbyło się jego pierwsze posiedzenie, ale kolejne, wyznaczone na połowę stycznia, odwołano. To wywołało zaniepokojenie strony społecznej. – Wysłaliśmy do ministra Bodnara pismo z prośbą o spotkanie, a wśród kluczowych kwestii jest ta związana z dokończeniem wdrażania ustawy – mówi Renata Szredzińska, która znalazła się w zespole.
Z ramienia trzeciego sektora są tam też m.in. przedstawiciele częstochowskiego Stowarzyszenia ETOH czy Fundacji Mamy i Taty. Problematyczna może być jednak reszta składu. – Do resortów i RPD skierowaliśmy pisma z prośbą o potwierdzenie wyboru dotychczasowych osób lub zgłoszenie nowych – mówi Rudzińska-Bluszcz. I przyznaje, że dlatego termin posiedzenia przesunięto. Jak słyszymy, nowy zostanie wyznaczony na połowę lutego. – To fair pytać nowych ministerstw i instytucji, które wskazują skład zespołu, czy osoby zaproponowane przez poprzedników są najlepsze także z ich perspektywy – mówi Horna-Cieślak. Jak ustalił DGP, w sprawie kandydata wskazanego przez jej poprzednika Mikołaja Pawlaka zostało już złożone pismo do ministra sprawiedliwości z wnioskiem o jego odwołanie.
Drugi zespół – ds. Analizy Poważnych i Śmiertelnych Przypadków Krzywdzenia Dzieci – ma wziąć pod lupę takie tragedie, jak śmierć Kamila z Częstochowy, od którego imienia przepisy wzięły potoczną nazwę, i wyciągnąć wnioski, gdzie system zawiódł. Zespół raz na dwa lata ma też przygotowywać rekomendacje dla instytucji i przedstawiać je ministrowi sprawiedliwości. Tu jednak, z braku chętnych, nawet nie doszło do wyłonienia grupy, którą mają tworzyć prawnik, pediatra, psycholog, psychiatra, pedagog socjolog, pracownik socjalny lub specjalista ds. resocjalizacji. Dlaczego? Słyszymy, że przyczyn może być kilka: krótki termin, jaki poprzednicy dali na zgłaszanie kandydatur, słabe nagłośnienie informacji o konkursie, okres okołowyborczy. Wśród osób, które zdążyły zgłosić się w terminie, ale nie wiedzą, co dalej (nie dostały np. terminu przesłuchania, co jest kolejnym etapem naboru), jest Marzena Affeldt, pedagożka, szefowa Fundacji Dziecko w Centrum. – Najważniejsze, by zespół ruszył. Pokazują to ostatnie wydarzenia z Kępna, gdzie rodzice skatowali dwumiesięczne niemowlę – mówi.
Affeldt podkreśla, że zwłaszcza system ochrony małych dzieci wymaga uszczelnienia. – Mam w pamięci wiele tragedii. Choćby dziewczynki, która w wieku sześciu tygodni trafiła do szpitala. Konieczna była trepanacja czaszki, dziecko przeżyło, ale ma orzeczenie o niepełnosprawności. Pochodziła z rodziny przemocowej, w której partner matki stosował przemoc, a kobieta to ukrywała. Jednak dziecko w tym wieku powinno mieć regularne badania. Dlaczego nikt nie wychwycił niepokojących sygnałów? – pyta. Ewa Jarosz, prorektor Uniwersytetu Śląskiego, też zgłosiła chęć pracy w zespole. – Zdążyłam, ale termin na zgłoszenia był kilkudniowy. Informacja pojawiła się na stronach MS, jednak nie została przekierowana szeroko do organizacji pozarządowych, instytucji – opisuje. Zwraca uwagę na nowy zakres prac zespołu. – Chodzi nie tylko o wgląd w dokumenty zebrane przez poszczególne służby, ale też bezpośredni kontakt z osobami, które miały do czynienia z dzieckiem i jego rodziną. Przepisy dały nam narzędzia do egzekwowania jednego i drugiego – mówi. I dodaje, że celem działań nie jest poszukiwanie winnego człowieka, lecz luki, która sprawiła, że stracono dziecko z pola widzenia. Ale by tak się stało, prace muszą ruszyć. Rudzińska-Bluszcz uspokaja: osoby, które już raz zgłosiły swoją kandydaturę, nie muszą robić tego ponownie. ©℗