Działania państwa podejmowane w ciągu ostatnich lat w administracji – wysokość wynagrodzeń oraz zasady zatrudniania na wyższych stanowiskach – spowodowały, że o służbie cywilnej można obecnie mówić jak o służbie z powołania. W tym wypadku nie jest to jednak powód do dumy, ale wręcz odwrotnie.
Słowo „powołanie” ma kilka znaczeń, jest wśród nich także to, które sygnalizuje wykonywanie jakiejś pracy z wewnętrznej potrzeby, w imię wyższych wartości, nie ze względu na oczekiwanie korzyści materialnych. Jak doktor Judym z „Ludzi bezdomnych”, który odrzucając osobiste szczęście, poświęcił się pracy na rzecz społeczeństwa.
Członkowie korpusu służby cywilnej nie muszą oczywiście podejmować tak dramatycznych decyzji, ale sytuacja, gdy toczą się poważne rozważania na temat tego, ile osób zatrudnionych na stanowiskach urzędniczych w administracji rządowej (sic!) będzie zarabiało minimalne wynagrodzenie, bez wątpienia powinna być traktowana jako alarmująca.
Samo powołanie to za mało
Rzecz jasna, nie ma absolutnie nic złego w tym, żeby do służby cywilnej trafiały osoby, które czują, że chcą być urzędnikami i właśnie w tym zawodzie się realizować. Wręcz odwrotnie – takie osoby stanowią cenny (o ile nie najcenniejszy) trzon korpusu. Nie można jednak opierać funkcjonowania współczesnego europejskiego państwa, realizującego ogrom zadań, wyłącznie na założeniu, że znajdzie się kilkanaście (kilkadziesiąt) tysięcy fachowców, którzy w imię wyższej idei poświęcą chęć życia (swojego i swoich najbliższych) w godnych warunkach i zadowolą się satysfakcją z dobrze wykonanej, wartościowej pracy.
Innymi słowy, powołanie do bycia urzędnikiem administracji rządowej nie powinno być jedyną przyczyną podejmowania pracy w służbie cywilnej. Wykonywanie tego zawodu musi być odpowiednio docenione przez państwo, bo na to zasługuje. Swoją drogą, jak pamiętamy, w okresie międzywojennym zawód urzędniczy cieszył się powszechnym szacunkiem, a osoby go wykonujące kierowały się określonym etosem – jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy była właśnie postawa państwa wobec urzędników. Ówczesne państwo rozumiało rolę i znaczenie kadr urzędniczych dla jego sprawnego funkcjonowania. Oczywiście, wysokość wynagrodzeń nie jest jedyną kwestią, która o tym świadczy, ale obecnie stanowi najbardziej dobitny przykład zaniedbań w stosunku do korpusu służby cywilnej.
Stabilność kontra elastyczność
Słowo „powołanie” oznacza też jedną z podstaw, w oparciu o które od 2016 r. zatrudnia się osoby na wyższych stanowiskach w służbie cywilnej. Najbardziej charakterystyczną cechą powołania jest właściwie brak jakiejkolwiek stabilności zatrudnienia.
Osoba zatrudniona w ten sposób może zostać odwołana w każdym momencie (w tym w okresie, który w przypadku umowy o pracę byłby podstawą do objęcia szczególną ochroną, np. w czasie ciąży czy podczas zwolnienia lekarskiego) bez podawania jakiejkolwiek przyczyny. W takiej sytuacji odwołana osoba natychmiast traci swoje stanowisko (choć przez okres równy okresowi wypowiedzenia zachowuje prawo do wynagrodzenia).
Jest to zatem forma zatrudnienia niezwykle dogodna dla podmiotu decyzyjnego (zatrudniającego i zwalniającego). Umożliwia łatwe pozbycie się pracownika z powodów pozamerytorycznych, co oznacza olbrzymią elastyczność w kwestii zatrudniania.
Natomiast z perspektywy pracownika sytuacja przedstawia się zgoła odmiennie – brakuje jakiegokolwiek poczucia stabilizacji. Świadomość, że utrata pracy może nastąpić wręcz z powodu kaprysu szefa, buduje poczucie olbrzymiej dysproporcji praw pomiędzy pracownikiem a pracodawcą.
Czy zatem utrzymywanie tej formy zatrudnienia ma sens? Po pierwsze, na takich samych zasadach opierają się praktycznie wszystkie umowy cywilnoprawne oraz samozatrudnienie. A zatem w podobnej sytuacji znajduje się znaczna liczba osób w Polsce.
Po drugie – elastyczność doboru kadr nie jest sama w sobie zjawiskiem negatywnym (oczywiście z biznesowego punktu widzenia). Może być jednym ze sposobów dążenia do jak największej efektywności danej jednostki. Kwestia efektywności jest zaś ważna także w administracji. Jak wiemy, np. w USA w pewnym zakresie funkcjonuje tzw. system podziału łupów, który sprowadza się do tego, że po wygranych wyborach nowy prezydent dokonuje wymiany najwyższych kadr, wprowadzając tam swoich ludzi.
Polska to nie USA
Jednak w art. 153 ust. 1 naszej konstytucji zapisano, że korpus służby cywilnej jest utworzony po to, aby zapewniać zawodowe, rzetelne, bezstronne i politycznie neutralne wykonywanie zadań państwa. Trudno zgodzić się z twierdzeniem, że niestabilność zatrudnienia i zależność od widzimisię polityków (co zwłaszcza dotyczy urzędników zatrudnionych w urzędach naczelnych i centralnych) sprzyja realizacji tych oczekiwań. Żeby było jasne – nie twierdzę, że wszyscy, czy nawet większość, osób zajmujących wyższe stanowiska w służbie cywilnej nie jest profesjonalna, rzetelna, bezstronna i neutralna politycznie. Jest wręcz przeciwnie – większość te cechy ma, ale nie zmienia to faktu, że, moim zdaniem, mechanizm obsadzania tych stanowisk jest nieodpowiedni.
Dodatkowo pamiętajmy, że przepisy nie przewidują, co jest niezwykle kontrowersyjne, obowiązku przeprowadzania otwartego i konkurencyjnego naboru na te wakaty. A to z kolei stoi w sprzeczności z art. 60 konstytucji, w myśl którego obywatele polscy, korzystający z pełni praw publicznych, powinni mieć prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach. ©℗