O 15 proc. spadła w ubiegłym roku liczba wypłacanych przez gminy zasiłków na dzieci. Mniej osób było też objętych świadczeniami z funduszu alimentacyjnego.
1,2 mln wynosiła w 2022 r. liczba dzieci, na które ich rodzice lub inni opiekunowie otrzymywali zasiłek rodzinny. Tak wynika z danych, które Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej (MRiPS) przekazało DGP. To oznacza, że w porównaniu do 2021 r. ubyło 226 tys. dzieci uprawnionych do tego świadczenia. Ten spadkowy trend utrzymuje się już od kilku lat i wszystko wskazuje na to, że będzie kontynuowany w przyszłości, co będzie skutkować stopniowym wygaszaniem tej formy pomocy finansowej. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku świadczeń z funduszu alimentacyjnego (FA), które spadły o 8 proc.
Świadoma marginalizacja
Te malejące statystyki są spowodowane przede wszystkim tym, że uzyskanie zasiłku na dziecko jest uzależnione od spełniania kryterium dochodowego. To zaś po raz ostatni zostało podniesione w 2015 r., a więc osiem lat temu, i od tamtej pory wynosi 674 zł na osobę w rodzinie lub 764 zł, gdy wychowuje się w niej niepełnosprawne dziecko. W tym samym czasie znacznie rosły pensje, w tym najniższe wynagrodzenie. Problem w tym, że przy takim niskim poziomie progu dochodowego skutkuje to wypadaniem z systemu świadczeń rodzinnych kolejnych dzieci. Na skutek tego między 2016 r. a 2022 r. ich liczba zmniejszyła się o milion. Co więcej, jeśli weźmie się pod uwagę sam IV kw. ub.r., gdy rozpoczynał się trwający obecnie okres zasiłkowy (ruszył 1 listopada), średnio miesięcznie było wypłacanych jeszcze mniej zasiłków niż w całym 2022 r., bo tylko 954 tys.
Dane MRiPS pokazują też, że w zachowaniu prawa do tego świadczenia rodzinom nie pomaga zbytnio stosowanie zasady „złotówka za złotówkę”. Została ona wprowadzona do systemu świadczeń rodzinnych właśnie po to, aby rodziny, które przekraczają kryterium o określoną kwotę, nie traciły zupełnie wsparcia, tylko uzyskiwały je w pomniejszonej wysokości. Jednak w ubiegłym roku takich zasiłków wypłaconych w obniżonej kwocie było przeciętnie tylko 94 tys.
Co istotne, przepisy ustawy z 28 listopada 2003 r. o świadczeniach rodzinnych (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 390 ze zm.) przewidują weryfikację zarówno wysokości kryterium dochodowego, jak i kwot poszczególnych świadczeń co trzy lata (poza świadczeniem pielęgnacyjnym, które jest waloryzowane odrębnie). Nie nakładają jednak obowiązku jego podnoszenia, dlatego kolejne rządy decydowały zwykle o jego zamrożeniu. Tak też stało się w latach 2018 oraz 2021, gdy przypadał termin ostatniej weryfikacji kryterium (następna powinna mieć miejsce w przyszłym roku). Decyzje o niepodnoszeniu kryterium były uzasadniane głównie tym, że funkcjonuje program 500+, który zakłada przyznanie świadczenia wychowawczego dla wszystkich rodzin z dziećmi na utrzymaniu, niezależnie od osiąganych dochodów.
– Od samego początku, gdy ruszał program 500+, słychać było głosy wśród polityków, że zasiłki rodzinne nie mają racji bytu, ale brakowało odwagi, aby je po prostu zlikwidować. Zamiast tego zdecydowano się na stopniową marginalizację tego świadczenia, co w konsekwencji doprowadzi do jego wygaszenia – mówi prof. Ryszard Szarfenberg z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dodaje, że 2021 r. był dobrym czasem do tego, aby zwaloryzować próg i kwoty zasiłków, bo wcześniej rozszerzony został program 500+, tak aby świadczenie wychowawcze przysługiwało na każde dziecko w rodzinie. Skorzystały na tym głównie rodziny zamożne, a podwyżka świadczeń rodzinnych byłaby zwiększeniem wsparcia dla tych z niższymi dochodami.
Jednocześnie z uwagi na to, że od 1 stycznia 2024 r. świadczenie wychowawcze ma wzrosnąć z 500 zł do 800 zł miesięcznie, co będzie kosztować budżet 24 mld zł, można spodziewać się dalszego zamrożenia świadczeń rodzinnych (choć decyzję w tej sprawie będzie podejmował już rząd, który zostanie wyłoniony po jesiennych wyborach do parlamentu).
– Obecnie prowadzona polityka społeczna stawia na rozwijanie świadczeń o charakterze uniwersalnym, zaniedbując przy tym świadczenia, które są adresowane do konkretnych grup. Należą do nich zasiłki na dzieci, które są skierowane do rodzin o niskich dochodach. Tymczasem świadczenia uniwersalne dają tyle samo bogatym i biednym, one nie wyrównują niczego, nie będą działać egalitarnie, wręcz przeciwnie, utrwalają istniejące nierówności – uważa prof. Piotr Broda-Wysocki z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Fundusz dla nielicznych
Ubiegły rok przyniósł kolejne zmniejszenie liczby uprawnionych osób nie tylko w zasiłkach rodzinnych, lecz także w świadczeniach z FA. Są one przeznaczone dla rodziców, którzy nie otrzymują należnych im alimentów na dzieci. O ile jeszcze w 2021 r. gminy wypłacały ich przeciętnie miesięcznie 207 tys., to rok później było ich 189 tys. Natomiast uwzględniając statystyki za sam ostatni kwartał poprzedniego roku, gdy zaczął się nowy okres świadczeniowy w FA, było ich jeszcze mniej, bo 167 tys. Również w tym przypadku za trend spadkowy odpowiada kryterium dochodowe, które od 2008 r., gdy FA zaczynał działalność, było waloryzowane tylko dwa razy (ostatnio w 2020 r.).
– Z uwagi na obowiązywanie niskiego progu dochodowego świadczenia z FA zawsze było ciężko uzyskać, ale teraz jest to jeszcze trudniejsze. W zasadzie nie znam żadnej matki, która samodzielnie wychowuje dziecko i, pracując za minimalne wynagrodzenie za pracę, otrzymywałaby pomoc finansową z funduszu, nie mówiąc już o osobach zarabiających trochę więcej – podkreśla Dorota Herman z Fundacji KiDs.
Dodaje, że wprawdzie od października br. kryterium wzrośnie z 900 zł do 1209 zł, co wydaje się znaczącą podwyżką, ale jedynie na papierze. Jej zdaniem nie wpłynie ona na poprawę statystyk, a liczba dzieci objętych wsparciem FA po tym, gdy do progu będą liczone dochody z 2022 r., ponownie spadnie.
– Oczywiście samodzielne matki będą mogły, tak jak inni rodzice, liczyć na 500+ podniesione do 800+, ale nie zmieni to sytuacji, że dalej nie będą miały ani wyegzekwowanych alimentów na dzieci, ani świadczeń z FA – wskazuje Dorota Herman. ©℗